Dlaczego twierdzę, że Jacek Kotarbiński to fajny gość? Są ku temu przynajmniej trzy silne powody, które w tym tekście wyjaśnię. Jednym z nich jest jego ostatnia książka „Marka 5.0”, wnikliwy opis współczesnych wyzwań związanych z budowaniem marki nie tylko od strony marketingowej, również od strony psychologicznej, humanistycznej i technologicznej.
Drugim – mega szeroka wiedza Jacka o marketingu, wręcz jego „ewangelizacja” praw i zasad marketingu i zarządzania wśród małych, średnich przedsiębiorców, również wśród korporacji.
Jest też trzeci powód, dla mnie najbardziej osobisty. W jego ostatniej książce w sekcji „Serce i Rozum Marki 5.0” znajduje się rozdział „Nazewnictwo Marki 5.0”.
I za to posyłam moje ukłony, wielkie brawa i mą wdzięczność za napisanie rozdziału o namingu.
Co ma wspólnego ekonomista, doktor ekonomii i finansów, inżynier, MBA, marketer, rynkolog z bardzo wąską dziedziną kreatywności i copywritingu? Czy również wymyśla nazwy? Czy również bawi się w „klejenie” sylab, morfemów, wyrazów, aby nadać imię nowym markom 5.0? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Zaciekawionych zachęcam do kontaktu z bohaterem tego artykułu, który dzierży wyżej wymienione tytuły (Kotarbinski.com).
Chętnie natomiast przedstawię rozdział „Nazewnictwo Marki 5.0” w wydaniu tegoż autora.
Czy warto kupić Markę 5.0, aby cieszyć się zawartą w niej wiedzą o namingu? O tak, warto. Choćby dlatego, że również i ja maczałem w niej palce.
Nie dosłownie.
Nie jako współautor, ani ghostwriter.
Nie jako recenzent.
Jako inspirator?
Jako dawca ciekawej wiedzy o nazewnictwie?
WOW! Moja skromna osoba została wymieniona przez ceniony autorytet w zakresie marketingu, zarządzania marką, rozwoju innowacji i zarządzania sprzedażą!
Nie jeden raz.
Ale o tym za chwilę.
Co ciekawego Jacek Kotarbiński ma do przekazania o nazewnictwie marki 5.0?
Należy spojrzeć na zawartą tu wiedzę holistycznie. Fajnie czyta się o przykładach nazw udanych i mniej udanych, świetnych zestawieniach słownych i nieświadomych porażek. Bo realne nazwy firm i marek typu HUJ Foods, Ho No Lulu, Room With U, Z Dvpy, Frugo, HU Wie, Kotlet Chrzestny, Czuły Barbażyńca, Pleban Security, Thank You from the mountain pokazują bogactwo języka polskiego, wręcz jego nieograniczone możliwości.
Owszem opłaca się zainwestować czas i zasoby, aby posiadać chwytliwą, kozacką nazwę. Jednak sama nazwa nie zawojuje rynku. Bez względu na to na ile spełnia rolę atraktora („element ściągający uwagę”) i magnetyzera („pozwala utrzymać ją na dłużej”) jej ograniczone paliwo nigdy nie pozwoli osiągnąć pełnej mocy bez wsparcia pozostałych elementów składających się na słowny, graficzny, dźwiękowy wizerunek marki. Na to co jest jej sercem i rozumem.
To arcyciekawa teoria (i praktyka), która, wiadomo, oprócz nazewnictwa akcentuje istotność takich strategicznych narzędzi:
Sprawa komplikuje się, bo każde z tych narzędzi wymaga wiedzy jak je tworzyć i jak nim sterować. O tym jest rozdział czwarty książki Marka 5.0 „Serce i rozum Marki 5.0”, który bardzo polecam.
Szczególnie, najbardziej uczulam na część dotyczącą narracyjności marki. „Marka 5.0 jest marką narracyjną. Lubi opowiadać o sobie, wartościach i emocjach, a nie naparzać contentem.”– pisze Jacek Kotarbiński. „To w wymiarze szczególnie agresywnym ma miejsce w tzw. gadce szczecińskiej – niepohamowanemu potokowi słów zachwalających oferowany towar. Tę umiejętność rozwijali akwizytatorzy sektora multilevel marketingu. Dziś to działa, ale głównie na słabe umysły”.
Z tegoż rozdziału warto wykorzystać w praktyce przynajmniej pięć z 22 pixarowych zasad tworzenia historii opublikowanych przez Emmę Coats, artystkę tworzącą scenariusze w Pixarze.
Zainteresowanych odsyłam do książki.
Opłaciło się.
Opłaciło się wytrwale dzielić wiedzą i zarazem ją pogłębiać.
Pisze o tym Jacek pod koniec rozdziału „Nazewnictwo Marki 5.0”.
Zabierając się za projekt namingowy można wybierać spośród nazw:
Na tym blogu oraz w innych mediach opisuję „z czym się je”. Choćby dla przykładu:
To na to co uczulam najbardziej to nie kurczowe trzymanie się powyższej typologii. Brzmi zabawnie, prawda? Wszem i wobec rekomenduję tę klasyfikacją namingu za najbardziej praktyczną i jednocześnie nawołuję do jej „bojkotowania”. Otóż, już wyjaśniam co istotnego chcę Wam przekazać.
Powyższa typologia jest doskonałym sposobem określenia kierunku kreatywnego, zawężenia działań do najbardziej pasującego namingu marki (to dlatego tak się cieszę, że Jacek Kotarbiński podziela moje zdanie). Lecz tutaj tkwi haczyk, o którym mowa w tym rozdziale. Jest nim konieczność znalezienia odpowiedzi jakie emocje powinna wywoływać nazwa marki 5.0? Tych emocji spełniających określone funkcje wymienionych jest siedem (przeczytasz o nich na zdjęciu powyżej).
Lista ta jest otwarta. Wszak już na starcie wymienić można podstawowych siedem typów emocji: szczęście, zdziwienie, neutralność, strach, smutek, obrzydzenie, złość.
Na dodatek, gdyby przyjąć wspomniany w rozdziale „Narracyjność marki” model SUCCES, okazuje się, że wymagania co do nazwy mogą wskazywać również na jeden cel lub kilka naraz:
Dlatego oprócz klasycznego podejścia nazewniczego dodatkowo należy doprecyzować funkcję jaką ma spełniać nazwa. Stąd blisko do określenia, czy nazwa powinna na przykład wzywać do działania, intrygować, prowokować czy wywoływać sentyment.
Wracając do „bojkotu” o którym wspominam na początku tego rozdziału. Polecam wszystkim mającym przed sobą zadanie wymyślenia nazwy, aby najpierw sprecyzować pola kreacji poprzez wybór odpowiedniej typologii nazewniczej, a następnie określić funkcję, czyli emocje jakie powinna wywoływać nazwa marki.
Przeczytałem w rozdziale „Marka przyszłości” bardzo pomocne wskazówki odnoszące się… do obszaru nazewnictwa.
Jak pisze autor „Trzy tryby interakcji kupujących/sprzedających, które będą musiały być zaprojektowane w działaniach marketingowych i sprzedażowych w biznesie cyfrowym, to:
….. Kenda Macdonald podkreśla, że w roku 2020 zostaliśmy pozbawieni w dużej mierze relacji międzyludzkich. To oznacza, że w kolejnych latach trzeba skupiać się na wykorzystywaniu automatyzacji do personalizacji i wspierania relacji między ludźmi. Będą wygrywać ci, którzy opanują umiejętność zbudowania głębszych więzi z odbiorcami.”
W jaki sposób powyższą wiedzę przełożyć do pracy namingowca?
Moim osobistym zdaniem trendy namingowe będą podążały do kreowania:
Czasami przesłanie nazw marek klarowne będzie, czasami różnice będą się zacierały:
Autenti, SurveyMonkey, All The Free Stock, Hemingway, Asana, CrazyEgg, FreshMail, Calendly, Slack, Fakturownia, Canva, Lumen5, FastTony, Wufoo, Keyhole, SoTrender, Responsinator, SpyFu, Zoom, Pingdom, Thulium, Zopin.
Przykłady zaczerpnięte z „110 narzędzi dla Marki 5.0”
Warto mieć tę wiedzę, gdzieś tam schowaną w szufladce pod tytułem Ważne trendy, by wykorzystać ją w odpowiednim czasie.
Skoro nie ma książek o namingu należy korzystać z tego co zawarte jest w lekturach biznesowych. Polecam najnowszą pozycję „Marka 5.0”, której autorem jest Jacek Kotarbiński.
Nie będę ukrywał, że wzruszyłem się bardzo widząc moje nazwisko na łamach tej książki. Dziękuję Jacku za docenienie mojej twórczości skupiającej się na tzw. hiperspecjalizacji w dziedzinie marketingu i copywritingu – a jest nią niezmiennie naming, już od ponad ośmiu lat.
Thank You from the mountain.
ICAN Institute – Marka 5.0 >>> wchodzę
PWN – Marka 5.0 (e-book) >>> wchodzę
PWN – Marka 5.0 (okładka miękka) >>> wchodzę
Jeśli podoba Ci się ten artykuł i chcesz mi w jakiś sposób podziękować możesz postawić mi kawę. Będzie mi bardzo miło poczuć tę „kofeinową” moc do pisania jeszcze ciekawszych publikacji. Dziękuję.
Trzy lata temu opublikowałem pierwszy wpis na moim namingowym blogu. Dwa lata temu obchodziłem pierwszą rocznicę bloga. Rok temu opublikowałem podsumowanie pierwszy dwóch lat. Jednym słowem nic odkrywczego, nic szczególnego. Czy aby na pewno?
istotnym narzędziem mojej agencji namingowej w budowaniu jej pozycji rynkowej, zwiększaniu świadomości jej marki, a także pogłębianiu wiedzy o namingu o strategiach wprowadzania marek i zarządzania nimi.
Spoglądając na ilość wpisów w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wprawny obserwator może zarzucić mi, że spędziłem ten czas leniwie. I tu śpieszę z dementi powyższej tezy.
Ostatnie kilkanaście miesięcy minęły na niesamowicie twórczej pracy, przede wszystkim nad tworzeniem nazw nowych marek. Lecz najbardziej wprawia w zadowolenie udane poszerzenie kompetencji agencji do sfery kreowania strategii marki oraz launchingu. Na rynku jest wielu naprawdę znakomitych strategów marketingowych i uznanych agencji konsultingowych. Z tego powodu cieszy mnie, gdy klienci kontynuują współpracę nad ich marką, właśnie z moją agencją.
Zakładając agencję namingową Syllabuzz.pl zależało mi ogromnie aby, raz zbudować wizerunek agencji wyspecjalizowanej w tejże dziedzinie, dwa nie zostać zaszufladkowanym to obszaru tylko namingu i tylko storytellingu. Owszem warto być uznanym specjalistą, jednak specjalizowanie się tylko w jednym, wąskim obszarze nie było moją ambicją.
Mogę więc z dumą pochwalić się, że plan spozycjonowania agencji na szerszej kompetencji „naming + strategia” jest realizowany i zbiera pierwsze żniwa. Ich widoczne efekty będą cykliczne publikowane w sekcji Portfolio.
– Ale, ale. Coś tu nie gra. Przecież sekcja Portfolio nie działa na stronie!!!
– Tak, drogi czytelniku. Nie działa, ponieważ nie ma takiej sekcji w …. obecnym kształcie strony firmowej syllabuzz.pl. I jej nie będzie!
I to jest druga wiadomość, którą chcę się pochwalić.
W pierwszych dniach listopada nastąpi odsłona całkowicie odmienionej strony firmowej. Nowej, lżejszej, dopasowanej do wyświetlania na komputerach, tabletach, smartphonach, zawierającej komplet informacji o agencji, o jej kompetencjach i dokonaniach. Dotychczasowy widok strony głównej z rotatorem, trójpodziałem oferty i ascetyczną stopką stanie się przeszłością. I wspomnieniem poświęconej sporej ilości czasu nad jej zbudowaniem.
Zmiana wyglądu strony internetowej jest naturalną kontynuacją rozwoju agencji. Naming jest dziedziną niezwykłą, kreatywną, dalekowzroczną … i wymagającą ciągłego edukowania rynku. Samoistne nazwy, tworzone przez założycieli firm, twórców marek, produktów są i udane i nieudane. Biję brawo twórcom świetnych, chwytliwych nazw. Współczuję tym osobom, które nie poradziły sobie z tym zadaniem. Nie ma co ukrywać, znalezienie pomysłu na nazwę, wymyślenie jej i rozpoczęcie drogi kreowania silnej marki jest nie lada wyczynem. Lecz o to w tym biznesie chodzi. I dlatego warto, a nawet wypada pomagać osobom będącym w potrzebie.
Dlatego działamy w dziedzinie edukowania rynku tworząc i promując własną koncepcję kozacka nazwa. Debiut tej koncepcji miał miejsce podczas prezentacji w Aula Trójmiasto #4. Kontynuacja i legitymacja idei kozackiej nazwy odbywa się na firmowym profilu @kozackanazwa na Instagramie oraz na Facebooku. Pomysł na #kozackanazwa chwycił; gdzieniegdzie można trafiać na oddolne tagowanie zdjęć, wpisów, komentarzy odnoszących się do udanych nazw. Wierzę, że w niedalekiej przyszłości hasło #kozackanazwa trafi do branżowego języka marketerów.
Podsumowaniem dzisiejszego wpisu będzie lista wszystkich postów opublikowanych na blogu. Ostatni rok blogowania nie był płodny, jeśli chodzi o ilość wpisów. Był natomiast silnie merytoryczny i …
Kwestie odpowiedzialności społecznej biznesu oraz patriotyzmu narodowego i lokalnego zawarte w kilku tegorocznych postach, ukazują kierunek w którym będę podążał w kolejnym czwartym roku istnienia bloga. Będą na nim zamieszczane posty z praktyczną wiedzą, szczególnie przydatną na etapie tworzenia marki i rozwijania firmy. W ten sposób pozycjonowanie agencji w obszarach „naming + strategia” będzie miało również swoje odbicie w autorskich publikacjach.
→ Nazwa się liczy [na: brandingowy.pl]
→ Jak napisać „O firmie”, aby użytkownik przeczytał tekst do końca (cz. 1)
→ Nazwa “Brainly” to strzał w dziesiątkę. Wszystko o namingu startupów [na: MamStartup.pl]
→ Bunt na farmie! Czy finezyjne nazwy jaj robią nas w jajo?
→ Jak napisać wciągające bio o firmie (i zmieścić się w 2.400 znakach)?
→ Nazwa dla księgarni internetowej (cz. 1)
→ Strategia skutecznej nazwy. Kilka praktycznych rad.
→ Polski Bus wcale nie taki polski. A co na to Polski Cukier?
→ Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.
→ Kontrolowana akcja #NameAndroidN? Zgaduję, że tak!
Fotografia: LifeofPix.com / by Leeroy
Będzie to osobisty wpis. Bardzo osobisty. Nie liczę na lajki, pochwały, ani słowa otuchy. Również nie liczę na porady osobiste, wskazówki od doświadczonych, którzy ten trudny początek mają za sobą. Ja po prostu R O B I Ę S W O J E, czasami chwaląc się tym. Płynę dalej trzymając się mojej osobistej sentencji „Wyjdź poza schemat i myśl inaczej, Mierz wysoko i sięgaj daleko, Trzymaj się planu, cierpliwie!”
Dwa lata temu, 29 października 2013 roku opublikowałem pierwszy wpis na tym blogu.
Dwa lata temu oficjalnie „działalność” namingowa działająca pod marką Syllabuzz.pl ujrzała światło dzienne.
Dwa lata temu rozpocząłem nowy, osobisty etap życia zawodowego. Osobisty, gdyż przemodelował moje wartości, cele, postrzeganie świata, zmienił styl życia mojej rodziny. Życia zawodowego, ponieważ nadał początek temu, co rok później rozpocząłem pod nazwą „moja własna firma”.
Kluczowym narzędziem projektu „moja własna firma”, a raczej orężem walki konkurencyjnej jest blog. Osobista i zawodowa tuba nieregularnie „nadająca” o namingu, storytellingu, strategiach, o ciekawych tematach z obszaru brandingu. Główna zasada: zero nudy, zero kopiowania, pisanie po swojemu, rzeczowo, na temat .. i fajne zdjęcie tytułowe.
W ciągu dwóch lat udało mi się opublikować tylko 26 wpisów. Nieważne, czy to dużo czy mało. Ważne aby na blogu merytorycznie ciągle się coś działo. Dlatego pojawiające się tematy dotyczyły zagadnień różnorodnych, zjawisk „wyławianych” z codziennego życia, z tego co znamy, co mamy w zasięgu ręki, jak też z obszarów działających poza naszym kontynentem.
Było więc o klockach Lego, marce Lumia, Viagrze i jej kolegach, marce Chiquita, o mało znanych butach Inkkas, nieznanej w Polsce sieci Chipotle. Pojawił się też wpis o takim jednym, unikalnym, sportowym samochodzie. Dużo miejsca poświęciłem startupom. Napisałem też sporo, trochę między wierszami, o tym jak tworzyć nazwy. Przebadałem holding Google (teraz Alphabet). Chronologicznie wyglądało to więc tak:
Storytelling w służbie BoConcept
Akt erekcyjny (część 1: tytułem wstępu)
Akt erekcyjny (część 2: Czy HastaMan da radę?)
„Pierwsza twarz Chiquity, czyli co kryje mroczna historia” z cyklu: Tajemnice marek
„Druga twarz Chiquity: oczyszczenie”, z cyklu Tajemnice marek
Inkkas – historia ręcznie szyta przez Indian tradycyjnymi tkaninami z Ameryki Południowej
„Nazwij się jakoś to będzie” podczas Marketing Day
D jak Domena [Alfabet Namingowca]
Nazwa dla startupu. Jak ją wybrać?
Głodne wilki na Wolves Summit, a tam …
Rejestracja nazwy firmy w urzędzie patentowym. Czy warto wydać tego tysiaka?
Czy nazwa opisowa sprzedaje się dobrze? Oto przykłady z życia wzięte.
Google Alphabet – alternatywny alfabet Google w wersji rozszerzonej
Chipotle walczy storytellingiem (cz. 2). O tym jak zbudować angażującą historię
7 zasad udanej nazwy. Jaka nazwa dobrze sprzeda się sama? Z cyklu „Okiem praktyka”
Człowiek żyjący w idealnym świecie kieruje się zasadą „Nie samą pracą człowiek żyje”. Lecz, czy chce czy nie chce, prędzej czy później, trafia na powiedzenie „Bez pracy nie ma kołaczy”. I głowi się nad tym, które z nich jest tak naprawdę prawdziwe?
A czy ja znam odpowiedź na to pytanie? Nie wiem. Nie muszę wiedzieć. Wiem natomiast to, że bez tych 26-ciu postów nie byłbym tam, gdzie teraz jestem. I dlatego dziękuję Ci losie za to, żeś obdarzył mnie chęciami i talentem do pisania.
Foto: Life of Pix / Davide Ragusa