Wchodzisz do sklepu, nie zdając sobie z tego sprawy, że co rusz trafiasz na markę z nazwą eponimiczną. Może nią być nazwa firmy od nazwiska, od imienia, od słynnej postaci (nie tylko historycznej), rzadziej od zwierząt lub przedmiotów. Są tu więc pierniki Kopernika, lody Grycana, buty Wojasa, a nawet ciągniki Ursus. Ten kierunek tworzenia nazwy ma swoje plusy, również minusy. W tym artykule poznasz potencjał nazw eponimicznych. Czy warto je stosować? Ocenisz je sam.
PS. Na końcu tego wpisu dodałem naukowe spostrzeżenie na temat tego, czy opłaca się nazywać firmę swoim nazwiskiem.
Założę, się że 99% konsumentów nie ma pojęcia czym są nazwy eponimiczne. Za to łatwo rozpoznają, jaki produkt kryje się za produktami oznaczonymi markami: Badura, Bartek, Baldowski, Deichmann, Dr. Martens, Gino Rossi, Kazar, Kornecki, Lasocki, Ryłko, Wittchen, Wojas.
Epṓnymos (z antycznej greki) ἐπώνυμος – nazwany według czegoś, dawca imienia (nazwy).
Wiele, wiele, naprawdę wiele marek czerpie rodowód jak nie
Najczęściej trafić można na nazwy wywodzące się od nazwisk założycieli czy właścicieli. Nic dziwnego, w tamtych czasach większość biznesów firmowanych było po prostu od nazwisk założycieli (John Cadbury w 1824 r., Karol Wedel w 1851, Levi Strauss w 1873 r., Milton Hershey w 1894 r.). Współcześnie, nazwisko właściciela w nazwie marki nadal nie straciło na uroku. Na własne oczy możesz przekonać się jak dobrze radzą sobie lody od Grycana, lody Koral, pączki Bliklego, słodkości od Cuda Celestyny, meble Kler, Bodzio, salony Agata Meble, kosmetyki Bielenda, Eris, Inglot, Ziaja, biżuteria W. Kruk, Apart, moda od Aryton, Taranko, Marie Zelie, galanteria skórzana od Batycki, Chylak, Ochnik.
Eponim, oznacza osobę (z reguły boga lub herosa, zazwyczaj postać historyczną), od której imienia nazywano coś np. miasto, święto. Mówimy więc tu o „dawcy imienia, dawcy nazwy” i niekoniecznie wykorzystującego postać mitologiczną.
Wnioskując z wyliczonych przykładów można uznać, że nie sztuką jest dodać nazwisko w nazwie firmy, lecz sztuką jest stworzyć dobrze sprzedający się produkt! No bo co za problem poszukać chwytliwego imienia, wyciągnąć interesujące nazwisko z książki telefonicznej, lub je wymyślić, lub stworzyć sobie fikcyjną postać. Albo zmodyfikować własne imię i nazwisko, połączyć znajdujące się w nich sylaby, litery lub zastosować zapis fonetyczny. Nieprawdaż? Odpowiem jak rasowy konsultant: To zależy.
To zależy w jakiej branży Twoja marka będzie funkcjonowała. Owszem możesz bezpośrednio połączyć swoje imię i nazwisko jak TAGO (od Tadeusz Gołębiewski) lub połączyć nazwisko z imieniem, wzorując się na Arturze Kazienko, który stworzył markę nazwę Kazar, lub połączyć pierwsze litery imion wspólników, czerpiąc przykład z nazwy Apart należącej do braci Rączyńskich (Adam i Piotr plus słowo art). Fajna nazwa? Do mnie trafia i szalenie podoba się.
Tam gdzie jest wysoka konkurencyjność, z dużą ilością marek, z wieloma wariantami produktowymi, tam spektrum tworzenia nazwy firmy od nazwiska jest szerokie. I musi takie być! Marki muszą (i chcą) odróżniać się między sobą właśnie tym pierwszym elementem przyciągającym uwagę odbiorcy – namingiem.
Przykładowo, w szalenie konkurencyjnej kategorii słodyczy i przekąsek obserwujemy szerokie spektrum eponimiczne np.: Baron, E.Wedel, Goplana, Jutrzenka, Kopernik, Krakuski, Mieszko, Lajkonik, Góralki, Felix, Felek, Pawełek, Prince Polo, Princessa, Tago.
A jeśli działasz w branży o niskiej konkurencyjności i tak warto wspiąć się na wyżyny kreatywności, aby stworzyć coś swojskiego, bliskiego sercu i jednocześnie fantazyjnego. Powiesz, niemożliwe? Odpowiem, możliwe. Podam nawet przykład: Yanosik.
Jak można określić markę Yanosik jednym słowem? Dobra, w dwóch słowach? Legalny antyradar. I wszystko wiadomo. Pójdę o krok dalej, sama nazwa Yanosik dla tej usługi posiada semantykę godną podziwu. Metafora słynnego Janosika, który łupił bogatych by rozdawać biednym w jotę przekłada się na los współczesnego właściciela czterech lub dwóch kółek. Przecież to my, kierowcy, wyruszamy w drogę ze świadomością bycia „opodatkowanym” przez tajne służby Skarbu Państwa – fotoradary. Ich celem jest złupienie naszego portfela, swoiste pobranie daniny na rzecz Państwa. Fotoradar jest tutaj atrybutem bogatego rządcy (Skarb Państwa), uciskającego kierowcę za nawet niewielkie wykroczenie.
I tu trafiamy na rozwiązanie (podążam klasycznym schematem storytellingu). Yanosik idzie nam na odsiecz. Nie jest zwykłym pomocnikiem – nie jest klasyczną nawigacją. On nie tylko pokazuje trasę dojazdu do…, także ostrzega kierowcę przed fotoradarami, co więcej – ostrzega przed nieoznakowanymi samochodami policyjnymi. Słowem, dobry z niego kompan, mimo że przybrał postać cyfrowego urządzenia, wirtualnej usługi. Występuje właśnie w postaci ludzkiej, bo jest Yanosikiem (tym słynnym Janosikiem!), którego każdy zna, a szczególnie zna go grupa docelowa tej marki.
I nie tylko on jeden chce nam pomóc i rozwiązywać nasze problemy.
Jeśli zastanawiasz się jak nazwać firmę pomyśl o dwóch drogach. Możesz pójść śladem kreatywności, aby oryginalnie zaznaczyć swoje miejsce. Możesz też stanąć w opozycji do swojego najbliższego konkurenta, jeśli spodziewasz się walki z nim. Mam tu na myśli sytuację, gdy jest jego nazwa wywodzi się od nazwiska.
Dla mniej wtajemniczonych w niuansach branży lodowej może wydawać się, że Grycan konkuruje z Koralem, a Koral z Grycanem. Nic barziej mylnego. To dwie odrębne półki cenowe – ekonomiczna i premium. Lecz w obu przypadkach nazwisko założycieli stało się marką.
Przedsiębiorstwo Koral zostało założone w 1979 r. przez braci Józefa i Mariana Koralów. Zbigniew Grycan w 2004 r. nadał imię swojemu nowego biznesowi Grycan – Lody od pokoleń po pozbyciu się udziałów w rodowym przedsiębiorstwie Zielona Budka.
Wejście nowej marki lodów pudełkowych na półkę premium pod marką Koral skończyłoby się klęską. Ale nie pod inną marką. W 2016 r. pojawiła się marka premium Lody jak dawniej, która zyskuje wsparcie od marki parasolowej znacznikiem Bracia Koral.
A jeśli masz możliwość lub musisz wybrać strategię namingową opartą na nazwie eponimicznej? Spróbuj na bazie fikcyjnej postaci.
Dobry benchmark odnajdziesz w kategorii środków czystości. Znajdziesz tu takich pomocników jak: Jan Niezbędny, Gosia, Anna Zaradna, Zosia Samosia lub Stella. Jak należy oceniać jakościowo nazewnictwo tych marek? W moim odczuciu prym wiedzie Jan Niezbędny, bo już z kilkunastoletnim stażem rynkowym. Jego namingowym naśladowcą jest Anna Zaradna i Zosia Samosia. Pierwszy człon dotyka sfery damskiej (przeciwwaga do imienia Jan), drugi człon stanowi kontrę do „niezbędności” w domu poprzez „zaradność”, “samodzielność”, co w jawny sposób stanowi kontrę do męskiego konkurenta.
Równie ciekawie wygląda kategoria wafelków za sprawą marek własnych sieci dyskontowych. Do istniejących marek: Grześki, Price Polo, Pawełek, Góralki, Princessa, Marco Polo dołączyły: Roger (Lidl), Estella (Biedronka), Felek Wafelek (POLOmarket).
Zdziwisz się poznając jak daleko sięgają oznaczenia eponimiczne. Nawet oznaczenia produktów, kategorii produktowych są eponimami, gdyż często wywodzą się od nazwisk ich twórców.
Kanapkowy sandwich wywodzi się od tytułu hrabiego Sandwich, brytyjskiego arystokraty i polityka Johna Montagu. Prysznic wynalazł Vincenz Priessnitz, saksofon Antoine Joseph Sax, a jednorazowe żyletki King Camp Gillette. Mogę iść tak dalej wspominając marki Bentley, Daimler-Benz, Ford, Ferrari, Lamborghini, Lancia, Mercedes, Porsche, Rolls-Royce i Teslę.
Ta ostatnia marka jest perfekcyjnym wykorzystaniem nazwy od nazwiska, nieswojego. Nikolai Tesla nie jest twórcą współczesnej marki aut elektrycznych Tesla. Jest nim charyzmatyczny Elon Musk. W ten sposób złożył on hołd wynalazcy serbskiego pochodzenia, autorowi ponad 300 patentów i 125 wynalazków z dziedziny elektryczności. Może i ponad 100 lat temu Nikola Tesla snuł wizje samochodu na prąd, Jeśli tak było, jego marzenia materializuje niespełna 50-letni Elon Musk.
Eponim może być związany z osobą wynalazcy (Gillette, Tesla, Dyson), konstruktora (Antonow, Diesel, Kałasznikow, Ferrari, Patek), odkrywcy (Magellan, Marco Polo, Newton), a nawet bohatera literackiego (Moby Dick, Pan Tadeusz, Watson). Może w całości odnosić się do osoby lub jedynie nawiązywać do jej symboliki (Adidas, Achilla, Kelwin, Galileo, Pascal, Volta itp.).
Nazwa eponimiczna nie musi mieć żadnego naturalnego związku z oznaczaną firmą lub produktem (np. wódka Soplica, koncern paliwowy Shell, sieci handlowe Biedronka, Żabka, ubezpieczyciel Warta).
Jak wymyśleć nazwę wywodzącą się od postaci? To nie trudne zadanie. Wystarczy w encyklopediach, w źródłach historycznych wyszperać ciekawe życiorysy znanych i mniej znanych postaci. Stąd nie powinny dziwić marki opierające się na nazwiskach, na postaciach z mitologii lub zajmowanych stanowiskach i tytułach. Wiedz zatem, że jeśli tak zwana nazwa firmy od nazwiska, którą właśnie wymyśliłeś, sama „wpadła” Ci do głowy i nie kosztowało cię to zbyt wiele wysiłku, na taki sam pomysł pewno wpadł ktoś inny, lub wpadnie lada moment.
Machniesz ręką: a co tam! Nie. Nie takie tam co tam. Koniecznie miej na uwadze urząd patentowy i sferę ochrony prawnej marki. Jeśli twój konkurent zarejestruje jako pierwszy słowny znak towarowy (nazwę) lub słowno-graficzny znak towarowy (logo) ze swoim nazwiskiem identycznym do Twojego, znajdziesz się w sytuacji problematycznej. Możesz zostać uznany za naśladowcę, zmuszony do rezygnacji z posiadanej nazwy, zapłacenia odszkodowania.
Naming jest wdzięcznym, twórczym zajęciem. Lecz w jego trakcie należy weryfikować swoje pomysły w bazach Urzędu Patentowego. Bo jeśli chcesz swój punkt jubilerski nazwać Pandora, wiedz, że sama nazwa Pandora jest objęta ochroną na terytorium Unii Europejskiej w klasach towarowych 14, 18, 25. Nie warto wchodzić w spór z duńskim właścicielem tego znaku towarowego. Oj, nie warto! Koniecznie eksploruj dalej, wymyśl inne finezyjne nazwy i sprawdź ich zdolność rejestrową przed ostatecznym wyborem.
Cieszę się, że dotarłeś/dotarłaś do tego miejsca. Mam dla Ciebie bonus. Posiłkuję się ciekawym artykułem autorstwa Denis Lee Yohn opublikowanym na łamach Harvard Business Review. Dowiesz się z niego, co mają do powiedzenia naukowcy z dwóch amerykańskich uniwersytetów. Przeprowadzili oni empiryczne badania chcąc ustalić czy nazwa firmy od nazwiska przynosi korzyści tak nazwanej organizacji.
>>> Wersja polska „Czy należy nazywać firmę swoim nazwiskiem?” [kliknij]
>>> Wersja angielska „Should You Name Your Company After Yourself?” [kliknij]
Autorzy badań doszli do przeciwstawnych wniosków. Pierwsze badanie wykazało, że firmy z nazwą od nazwiska generują o trzy punkty procentowe większy zwrot z aktywów niż te, które posiadają inne nazwy.
Drugie badanie wykazało zgoła coś innego. Wartość firm posiadających nazwisko założyciel jest o 8% mniejsza niż wartość pozostałych. Na dodatek badanie wykazało, że wartość firm posiadających nazwisko założycieli i zarządzanych przez z nich ma jeszcze niższą wycenę wartości – bo aż o 21% mniej.
Autorka tego artykułu wskazuje, że różnica może wynikać z metodologii badania. A także z obszaru badań. Europejskie firmy rodzinne bazujące na rodowym nazwisku są lepiej wyceniane niż ich amerykańskie odpowiedniki.
To na co chcę zwrócić Twoją uwagę to wniosek z pierwszego badania wskazujący taki fakt, że
A to silniej warunkuje jego stosunek do osiągania zysków i ponoszenia ryzyka wpływającego na utratę reputacji. Dlatego firmy eponimiczne są jeszcze bardziej zorientowane na sukces, co według pierwszego badania wskazuje, że są też bardziej wartościowe.
Drugie badania dodaje ciekawego smaczku. Naukowcy stawiają tu hipotezę, według której firmy którym właściciel nadaje swoje nazwisko są bardziej traktowane jako „obiekt” powiększania jego osobistej wartości (własnej korzyści) niż jako organizacje, których celem jest aktywne działanie w obrębie swojej kategorii rynkowej. Czyli traktuje on swoją firmę właścicielsko niż inwestorsko. Oznacza to, że dążenie do powiększania wartości firmy nie stanowi dla niego priorytetu.
Nie ma złotej recepty na styl tworzenia nazwy firmy od nazwiska. Nazwa musi się podobać i tyle. Powinna być jak najlepiej zapamiętywana. Dobrze, aby jak najbardziej była czytelna i zrozumiała. Nazwy eponimiczne czerpią potencjał z dorobku „tego kogoś”, często z literatury lub historii, dlatego są zrozumiałe, bo wydają się bliskie, gdzieś zasłyszane, zapamiętane. To dlatego podałem przykład świetnej kozackiej nazwy Yanosik. Czytelna i jasna obietnica zawarta tylko w jednym słowie. To dlatego podoba mi się również dystrybutor produktów firmy Apple Jabłko Adama. Myślę, że domyślasz się dlaczego.
Storytelling jest skuteczny. Niemniej wadą jest uznawanie tego narzędzia za przydatne tylko dla dużych firm, marek z tradycjami, lecz nieużyteczne dla firm małych i marek z krótką historią życia. Czy aby na pewno?
Faktycznie, jest to metoda zaliczana do kluczowych narzędzi współczesnego marketingu. Nic w tym dziwnego. Miło czyta się zgrabnie napisane historie firm, historie marek, skonstruowanego według schematu budowania angażującej opowieści.
Zbudowanie angażującej historii jest doskonałym narzędziem właśnie dla mniejszych graczy rynkowych, którzy szukają różnorodnych, najchętniej darmowych, sposobów dotarcia do swojego docelowego klienta. Biblijny Dawid pokonał Goliata ponieważ znalazł sposób na wygraną. Również i małe firmy nie są skazane na porażkę, jeśli sprytnie zakomunikują swoją obecność na rynku.
Skutecznym tego sposobem jest ciekawe skomponowanie swojej własnej historii. Niestety często sekcja „O firmie”, „O nas”, „Historia firmy”, jest nudnym opisem, napisanym raczej z przymusu niż z chęci stworzenia swojego arcydzieła. A szkoda. Każda firma może coś ciekawego napisać o sobie, pochwalić się czymś szczególnym, wskazać na swoją wyjątkowość. I nie musi szczycić się dziesięcioletnim stażem. Wystarczy spojrzeć na siebie od wewnątrz i z zewnątrz, zgodnie z zasadą 4M wybrać odpowiedni kierunek stworzenia własnej, angażującej historii.
Zasada 4M to nic innego jak cztery obszary poszukiwania kluczowych informacji, które dotykają różnorodnych form działania organizacji, tych dotyczących jej „wnętrza” oraz otoczenia zewnętrznego. Mam tu na myśli więc: Myth, Men, Materials oraz Market.
Czyli historia rodziny, kultywowania tradycji, rozwijania wizji, realizowania społecznego powołania etc. Można również napisać o przełomowym spotkaniu, wyjątkowym wydarzeniu wpływającym na dalsze (lepsze) funkcjonowanie firmy.
Ciekawie czyta się historię rodziny Grycan „Pamiętam tamte lody”, (dodam, że jest to prawdziwa historia) lub opowieść o firmie-instytucji A. Blikle „Ojciec oświadczył, że nigdy nie odda komunistom firmy”.
Równie ciekawie wygląda historia legendarnej marka wódki J.A. Baczewski „Nasze dziedzictwo”. Jednakże, o wiele większym majstersztykiem jest historia prawdopodobnie najstarszej polskiej butelki wódki tej marki, która zachowała się do naszych czasów. „Ostatnia butelka Baczewskiego” opowiedziana przez byłego pracownika Wytwórni Monopolu Spirytusowego potrafi naprawdę wzruszyć.
Historia butelki ukradzionej w 1945 roku.
Tworzymy historię opierającą się na ludziach, założycielach, udziałowcach, pracownikach, a także na prekursorach, twórcach, postaciach będących ikonami współczesnego świata, na osobach, które są/były inspiracją do działania.
Marka elektrycznych samochodów osobowych Tesla jest hołdem złożonym panu Nikolai Tesli, serbskiemu wynalazcy, autorowi ponad 300 patentów głównie z dziedziny urządzeń elektrycznych. Swoją drogą, w taki oto sposób, przejrzysty i zabawny przedstawiono dokonania pana Tesli „Why Nikola Tesla was the greatest geek who ever lived” … ech Ci Amerykanie.
Historia marki Kentucky Fried Chicken nie opiera się na żadnym uciekającym kurczaku, ani kurzej fermie, ani tym bardziej na budzie z pieczonymi kurczakami. To opowieść o najbardziej rozpoznawalnej twarzy w USA – Harlandzie Sandersie, bardziej znanym pod postacią Pułkownika Sandersa. Logo KFC zdobi właśnie jego postać: uśmiechniętego staruszka na czerwonym tle z białą bródką, w białym garniturze i aksamitce. Pułkownik Sanders jest autorem słynnej panierki do smażenia kurczaka i oczywiście założycielem sieci Kentucky Fried Chicken. Po śmierci doczekał się swojego muzeum w Louisville.
Spoglądając na nasze rodzime podwórko można znaleźć wiele krajowych firm z długim stażem działania. Większość z nich posiada nazwę od nazwiska założyciela – bo takie czasy wtedy były. Obecnie te firmy rodzinne są markami o międzynarodowej renomie: Eris, Mokate, Fakro, Kler, Ochnik, Solaris, Nowy Styl, Koral, Witchen, Kruk. W tle ich obecnych sukcesów, okupionych ciężką pracą, zawirowaniami gospodarczymi i politycznymi, kryje się historia ostatnich 26 lat „nowożytnej” Polski.
Jednakże przeglądając historię tychże marek trudno znaleźć zgrabnie napisaną opowieść, która zachwyci i pozwoli zapamiętać się. Widocznie większość z nich skoncentrowana jest mocno na biznesie, zapominając o swoim dziedzictwie.
American Dream, czyli historia marki Dr Irena Eris.
Wykorzystanie istniejącego potencjału firmy, nowego pomysłu, pewnej innowacyjności, udoskonalenie starego patentu. Wiele do „opowiedzenia” mają przedsiębiorstwa (a kilka takich rodzynków jest) z poprzedniego ustroju, rozpoczynające swój żywot w okresie przemian gospodarczych, pozostawione same sobie, wręcz skazane na zagładę w starciu z zagranicznymi gigantami, stanęły na nogi, znalazły „sposób na siebie” i obecnie są lokomotywami naszej rodzimej gospodarki.
Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych z Torunia, robią swoje, czyli zdobywają świat. Na swojej stronie internetowej tzmo.pl niewiele dowiemy się tej prawdziwej, inspirującej historii. Prawdziwa petarda jest w tym opisie „Historia Kopciuszka. O małej firmie z Polski, która urosła i podbiła cały świat”. Dlaczego w zewnętrznym medium jest tak fascynujący opis „O firmie”, natomiast na stronie tzmo.pl widnieje historia tejże firmy napisana bez polotu, bez próby zaangażowania czytelnika w dotrwanie do jej końca? Tego nie wiem.
Podobny przypadek dotyczy chluby naszego współczesnego kolejnictwa. Bydgoska PESA (Pojazdy Szynowe Pesa Bydgoszcz) raczej skromnie opisuje swoją historię na swojej stronie internetowej. Co innego w tym opisie „PESA Bydgoszcz – od bankruta do jednej z największych firm technologicznych na świecie”. Oto historia wykonana w zgodzie z zasadami storytellingu. Jest tu bohater, który podejmuje wyzwanie, wyrusza by spełnić swój cel, swoją misję życiową. Są uczestnicy jego wyprawy, pomocnicy, dzięki którym firma staje na nogi. Są przeciwnicy i jak to zwykle w opowiadaniach o zmaganiach dobra ze złem, mamy tu szczęśliwy finał. Historia jest autentyczna, to co widnieje na papierze funkcjonuje również wokół nas. Superszybki pociąg Dart, tabory tramwajowe i kolejowe Elf, Swing, Twist, są namacalnym dowodem spełnienia misji życiowej bohaterów tejże historii.
Czyli odnoszenie się do konkurencji, potrzeb konsumenta, możliwości rynkowych. Wiele do opowiedzenia w tej sferze mają młode firmy, startupy, młodzi przedsiębiorcy wypatrujący swoistych nisz rynkowych, potrzeb konsumenckich praktycznie w każdym obszarze życia społecznego, lub biznesowego.
Kto jeszcze nie słyszał o naszym polskim (globalnym) narzędziu do email marketingu GetResponse? Pewnie mało kto wie, że cała historia rozpoczęła się w 1997 r. od prostego produktu – autorespondera. W tej chwili jest to marka globalna, operująca w 183 krajach, wykorzystywana przez 350 tys. użytkowników. Jest o czym opowiadać. Ładnie o sobie opowiada firma w sekcji O GetResponse, w sposób skrótowy, konkretny, wzbudzający podziw.
Mniej znana jest marka Migam. A szkoda. Niby jest to niszowa usługa – dla osób głuchoniemych – to taki „Uber dla tłumaczy języka migowego”. Z drugiej strony, w każdej chwili możemy trafić na osobę z wadą słuchu, która chce skomunikować się z nami. I co wtedy? Na pomoc przychodzi KinecTranslator, dzieło zespołu Migam. Dwie historie o projekcie Migam, słowo pisane kontra dźwięk. Obie są wspaniałe, bo i cel „Ułatwimy życie 70 000 000 osób” jest szczytny.
„Migam.org sprzedaje udziały w spółce. Chce pozyskać 400 tysięcy złotych”
TrendInsights: Make Tech Human.
Takich historii o wynajdywaniu potrzeb konsumenckich, lub wręcz ich kreowaniu można znaleźć w każdej dziedzinie życia. Kilka z nich zawiera zeszłoroczny wpis „Czy nazwa opisowa sprzedaje się dobrze? Oto przykłady z życia wzięte.” RoomAuction.com, 5Pillows, FastTony.es potrafią opowiadać o sobie, a to przekłada się również na ostateczny wynik finansowy.
Jak widać na powyższych przykładach jest kilka skutecznych sposobów na napisanie ciekawej historii o firmie. Wypada pozbyć się klasycznego kieratu pisania w sposób przewidywalny i nudny. Należy, i jest to recepta na sukces, zaskoczyć odbiorcę swoją własną historią firmową, często kręcącą się wokół własnego życia.
Nic nie stoi na przeszkodzie aby wybrać punkt zaczepienia, bohatera/ów akcji, narzędzia działania. Warto wspomnieć o przeciwnościach, i koniecznie taką historię zakończyć happy endem, marzeniem do którego dążą bohaterowie opowieści.
Ciekawym przykładem dobrze skomponowanego opisu O firmie jest bio firmy Sealand Logistics. Zachęcam do przeczytania, naprawdę warto „Jak napisać wciągające bio o firmie (i zmieścić się w 2.400 znakach)?„