Redakcja magazynu Nowy Marketing poprosiła mnie o wskazanie najciekawszych nazw naszych rodzimych marek oraz takich, które są kompletnie nietrafione. Takie perełki nazewnicze mnożą się przed moimi oczami jak gwiazdy na niebie. Z pewnością to zasługa profilu Kozacka nazwa na Instagramie (link) i Facebooku (link). I nie tylko. Bo przecież wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie, aby wysupłać z gąszczu, z tej masy wpychających się w nasze progi marek, wszelkiej maści marek, te perełki nazewnicze, chwytliwe, przyciągające uwagę, takie kozackie.
Poniżej tekst, który udostępniłem redakcji Nowy Marketing. Oryginalną jego zawartość polecam posmakować na docelowej stronie (link na końcu tego wpisu).
Cieszy mnie to, cieszy to całą branżę copywritingu. Barwność naszego języka, a zarazem skomplikowane reguły gramatyczne pozwalają nam kreować ciekawe, nietuzinkowe nazwy i slogany. A to również pozytywna wiadomość. Dzięki temu nasze otoczenie przybiera barwną – słowną i także wizualną – postać.
Nie ma co tu ukrywać, w copywritingu wszelkie chwyty są dozwolone. Gry słowne, podmienianie, przestawianie słów, wyrażeń frazeologicznych, wykorzystywanie pojęć kulturowych są na porządku dziennym. I bardzo dobrze. Bo po co ograniczać twórczość i wszelaką kreatywność jeśli dzięki naming’owi możemy pomóc marce wyróżnić się w tym tłumie, wskazać na jej kluczowe atrybuty, lub podciągnąć jej wartość poznawczą na wyższym poziom. Często jednak wysiłki wyzwolenia kreatywności na najwyższy poziom zostają zrównane do podstawowego kryterium „podoba mi się” lub „nie podoba mi się”. Cóż, z opiniami konsumentów (czyli z nami) nie ma za bardzo jak polemizować. My sami decydujemy co, gdzie i kiedy (markę/produkt/usługę) kupujemy. Bo są to nasze pieniądze! I mimo, że za tym czy kupię/nie kupię daną rzecz kryje się szereg racjonalnych czynników, to również zrozumiałość, wyjątkowość, bliskość marki mają istotne znaczenie.
Podobają się zarówno polskie, rodzime „twory” językowe, jak również angielskie, zgrabnie wplecione w nasz ojczysty kod kultury. Czyli tam, gdzie widać/czuć wysiłek nad stworzeniem nazwy firmy tam od razu mocniej bije moje serce. Dlatego urzekają mnie nazwy wykorzystujące
Podoba mi się także umiejętne wykorzystanie angielskich zwrotów, dopasowanie ich do naszego rodzimego otoczenia (burgerownia Pogromcy Meatów, Jeść Burger, firma cleaningowa Yes Czysto). Lubię podawać przykład szkoły języka angielskiego nawiązującej do kultowego serialu „Keeping up appearances”. Szkoła ta nosi taką samą nazwę jak spolszczony tytuł serialu Co ludzie powiedzą.
Otóż są takie perełki nazewnicze, które naprawdę podawać jako inspirujące przykłady. Jedną z nich jest TERAZ (link) czyli ubezpieczenia na czas od teraz. O tak, to naprawdę celny namingowy strzał. W samo sedno! Nazwa wskazująca, że teraz, w danej chwili można ubezpieczyć się na określony czas. Mocne wejście marki Teraz, tuż przed wakacjami, wzmacniał refren przeboju Agnieszki Chylińskiej „Teraz już wiem”.
Źródło: AntyWeb [link]
Moim zdaniem jednoznaczność, idealne odwzorowanie istoty tej usługi z obszaru ubezpieczeń tworzą silną, kozacką nazwę. Żeby nie być gołosłownym wykorzystam terminologię Laury Ries, która szerzy ciekawą koncepcję wizualnego młotka i werbalnego gwoździa. Tutaj gwoździem jest pozycjonowanie marki jako możliwości ubezpieczenia się w dowolnym momencie (teraz, w danej chwili) na wybrany czas i/lub za określoną kwotę. Natomiast młotkiem jest spuentowanie tego pozycjonowania (gwoździa) właśnie w nazwie, która wiernie przekazuje ideę usługi teraz, tyle ile chcesz i tyle ile masz hajsu.
Oprócz plusów widzę również minusy tej dosłownie opisowej nazwy. Wyraz ‘teraz’ jest słowem rodzajowym, czyli powszechnie używanym w mowie potocznej. Komunikacja ‘call-to-action’ lubi to słowo. Często słyszymy w reklamach tego typu powiedzenia: Od teraz możesz…… Teraz dostaniesz….. Teraz masz szansę….. Oznacza to, że nazwa marki z powszechnym wyrażeniem raz, że nie przyciąga szczególnej uwagi, dwa wymaga ciągłego przypominania się. Na nazwę rodzajową stać firmy posiadające duże budżety promocyjne lub dysponujące wyjątkową, unikalną usługę lub produkt posiadające potencjał do szybkiej ekspansji (np. hulajnogi Lime, taxi Bold, zamawianie jedzenia Bolt). Właściciela marki Teraz – firmę Aviva – stać raczej na masową komunikację. Czy podoła temu wyzwaniu? Przekonamy się w kolejnych miesiącach.
Druga perełka nazewnicza, która za mną chodzi to OTOMOTO.
Banał – powie ktoś bez zastanowienia – Taka oczywista, bez polotu, bez finezji.
Niby ma rację. Niby.
Zacznę od tego, że otomoto jest to palindrom – lustrzane słowo, wyraz pisany i czytany identycznie z lewej i prawej strony Wbrew pozorom palindromów znajdziesz bez liku: kajak, sedes, level, radar, potop, a z markowych palindromów znajdziesz i takie przykłady jak: Aviva, Civic (Honda), proszek OMO, zespół Abba, magazyn Elle, cuksy M&M’s, aplikacja Wolf Flow, głośniki Sonos.
Silną stroną otomoto stanowi zaimek wskazujący ‘oto’. Stanowi on wspólny element scalający grupę marek: otomoto, otodom. Posiadanie słownego spajającego elementu jest sporym atutem dla marketera. Pozwala wzmacniać nowo powstające marki siłą istniejących. Kto wie, może w przyszłości doczekamy się odsłony trzeciego serwisu usługowego rozpoczynającego się właśnie od morfemu ‘oto’.
Oto i trzeci przykład. Odnosi się tym razem do kategorii kilkuwyrazowych określeń. Nikt nie zabrania tworzenia długich nazw. Są nawet wskazania, że warto tę drogę wybrać. Ich użyteczność widać chociażby u tych dwóch marek odzieżowych: Kids on the moon oraz Pan tu nie stał. Obie bądź co bądź niosą określone przesłanie. Pierwsza jest dla dzieci i rodziców oderwanych od ziemi…. stworzona podczas pełni Księżyca (Nie wierzysz? Poznaj Manifest marki). Druga przedstawia w cudzysłowiu paradoksy PRL-u w naprawdę dobrym guście, nawiązania do poprzedniego ustroju widać w hasłach i sloganach oferowanych na ubraniach i akcesoriach.
W odmiennej tonacji wygląda nazwa polskiej marki odzieżowej NAGO. Podoba mi się ponieważ jest transparentna do bólu. Dlaczego nagość zagościła w tej nazwie? Odpowiedź odnajdziesz w manifeście marki, w przesłaniu, że nagie, kobiece ciało może być otulone w ubrania z organicznej bawełny, wykonanych z ekologicznych, certyfikowanych materiałów bezpiecznych dla skóry i środowiska. Można prowadzić biznes z troską o kobiece ciało, troszcząc się o środowisko naturalne, dbając o to, aby zostawiać jak najmniejszy ślad po sobie na naszej wspólnej planecie.
To dlatego podoba mi się nazwa Nago – za odpowiedzialne podejście do środowiska naturalnego, za nazwanie rzeczy po imieniu. Moim zdaniem nazwa w 100% oddaje filozofię działania firmy. A co jeszcze ciekawe, taki krótki, bo zaledwie czteroliterowy twór słowny nie stawia ograniczeń w tym, aby działać na rynkach zagranicznych.
I to jest właśnie plus dobrze dobranej nazwy, takiej która będąc polskim określeniem przyjmuje postać nazwy międzynarodowej. Z tego tytułu benefity czerpie z całą pewnością marka kosmetyków naturalnych Vianek. Jakież to piękne słowo. Splecione kwiaty polne, liście, gałązki, na łąkach, polach, jeziorach, w lasach…, wiosna, lato, jesień i… zima, czysta natura, dziewicze naturalne piękno…, taka tradycyjna, folkowa Polska właśnie. Ten kolaż przyjemnych myśli od razu przywołuje na myśl naturalne produkty, naturalne kosmetyki. Wystarczyła podmiana jednej litery – W na V – i mamy aurę marki nowoczesnej. Właśnie nie takiej przaśnej, tradycyjnej, zacofanej, a będącej na czasie, dostarczającej produkty dla świadomych i wymagających konsumentek. Jedna litera, a tyle zmienia. Zdejmuje fonetyczną barierę dla zagranicznego konsumenta. To mi się podoba!
No i wywołałem wilka z lasu. Od razu nasuwa się pytanie, kiedy wypada/można używać polskojęzycznej nazwy, kiedy ma znaczenie polskojęzyczny rodowód lub odwrotnie, w których branżach wskazana jest nazwa firmy o-nie-polskim brzmieniu? Trudno podać jednoznaczną odpowiedź. Między innymi dlatego, że strategia namingowa uwarunkowana jest poziomem świadomości (edukacji) grupy docelowej. Świadoma grupa konsumentów przyjmie wszelaki miks słów i określeń, a najbardziej „kupi” nazwy stanowiące ciekawą grę słów, zawierających w sobie ukryte przesłanie, swoiste namingowe majstersztyki, perełki nazewnicze, przemówią do nich zdecydowanie. Z reguły to tak zwana grupa o dochodach powyżej przeciętnej, zamieszkująca miasta 100 tys.+, z wyższym wykształceniem. Grupa o mniejszej sile nabywczej z pewnością potrzebuje nazw prostych, nieskomplikowanych, nie tworzących dystansu między nią a marką.
Dla przykładu pierwsza z brzegu kategoria: restauracje wegetariańskie. Namingowe wyzwanie, prawda? W tej kategorii rynkowej widać przeróżny misz-masz polskich lub angielskich określeń. Oto przykłady jak wyglądać może nazwa dla restauracji wegetariańskiej: Green Way, Bio Way, Veganic, Leonardo Verde, Wegemania, Salad Story, Falla, Ka Udon, VegeToTu, Vegan Heaven, Avokado, REburger, Dobra Karma, Wegeguru, czyli namingowe nic a nic. Ciekawej wyglądają rodzime określenia typu Wypas, Glonojad, Krowarzywa, Miąższ, Faloviec, Zdrowy Skład, Warzywiarnia, Hurry Curry, Pietruszkowe Pole, Kartofelnik Przemiana, a szczególnie te z humorem w tle: Turlaj Klopsa, Chwast Food, Zjadliwości, W te pędy, Gruszki Na Wierzbie, Best Seler,
Fajne są te wege-nazwy, nieprawdaż? Pokazują jak kreatywnie można kształtować nazwę restauracji dla wymagającej „publiczności”. Jaką jednak strategię wybrać, gdy marka adresowana jest do szerokiej grupy, czyli do mass marketu? W tym wypadku najczęściej rozważa się nazwę skojarzeniową o uniwersalnym przekazie albo nazwę abstrakcyjną (neologizm). Taką jest właśnie BLIK. Czy można uznać go za neologizm? I tak i nie. Jeśli spojrzysz na usługę mobilnych płatności pod kątem pojęć związanych z płatnościami, czyli: blisko, click, link, natychmiast, w mig – „czujesz” że płatność przez telefon jest taka właśnie blikowa. Prawda? Świetna, kozacka nazwa. Krótka i konkretna. Nasza polska, a zarazem elastyczna, którą można poddawać deklinacji (Blik, Blika, Blikiem), jak również „doklejać” (np. Blikomaniacy).
Podobną elastycznością cechuje się druga udana nazwa. Jest nią Traficar. Traficar spija śmietankę pierwszeństwa, bierze premię za stworzenie w Polsce kategorii carsharingu. A ponieważ nazwa jest prosta, czytelna, nieprzekombinowana i stricte kojarzy się z motoryzacją w mieście to też bardzo ładnie wślizgnęła się do języka potocznego Przyjadę trafikarem, Pożyczę trafikara, Tu stoi trafikar. Czy Trafikar stanie się, podobnie jak Paczkomaty, synonimem kategorii wynajmu samochód na minuty? Czuję, że tak. Jest wielce prawdopodobne.
Wracam do pytania o sens wykorzystywania nazw obcojęzycznych w naszym codziennym życiu. Na początku tego artykułu wspomniałem o renesansie mowy ojczystej w namingu. I to jest prawda! Nadal jednak angielskie zwroty i wyrażenia mają się w naszym rodzimym rynku świetnie. I to jest również dobra wiadomość. Jednak to o czym należy pamiętać to fakt, aby dobierać proste, czytelne, nieskomplikowane słowa. Czyli zamiast beautiful lepiej przyjmie się pretty, zamiast real estate lepiej użyć property, a jeszcze lepiej house. Zmierzam do tego, żeby wykorzystywać podstawowy zasób słów obcojęzycznych. Po to, aby osoba z przeciętną znajomością języka angielskiego przeczytała, zrozumiała, zapamiętała nazwę o obcym dla niej brzmieniu. Ba, nawet dzieci! Bo jeśli udostępnia się dla szerokiego ogółu, w tym przede wszystkim dzieciom, park rozrywki można nazwać go w języku polskim albo obco, byle by zrozumiale.
Warszawski park trampolin AIRO świetnie oddaje istotę skakania na trampolinach, wzbijania się w górę, łapania oddechu. To samo, choć bardziej dosadniej przekazuje trójmiejski park trampolin – Jump City. Skacz, walcz z grawitacją, wyskocz od szarej rzeczywistości zawarte w jednym kluczowym wyrazie ‘jump’ tworzą prostą, czytelną nazwę, które w zestawieniu z drugim wyrazem ‘city’ tworzą chwytliwą nazwę.
Redakcyjna wersja artykułu dostępna jest tutaj:
Nowy Marketing „Polskie perełki i antyperełki nazewnicze. Cz.2” (link)
Jest wiele, wiele innych ciekawych nazw, o których naprawdę chciałbym napisać. Są to między innymi: Mevo, Plush, Vitay, Yanosik, Pyszne.pl, Zdrowo zakręcone, Lancerto, P.R.O.S.T.O., Ekskluzywny Menel, X-Kom, Runmageddon, SeeBloggers, Matura to bzdura, Wszystko co nas kręci, Słucham Gadam, Niekryty Krytyk, Chujowa Pani Domu, Browar Brodacz i HopLala, Chodzą Słuchy Records, Męskie Granie, Zero Bullshit Management, Synerise i tak dalej. To dla mnie ciekawe perełki nazewnicze. Dla nich wszystkich zabrakłoby miejsca w tym artykule. Lecz mam na to dobrą radę. Przejrzyj proszę mój blog. Praktycznie w każdym wpisie przedstawiam ciekawe przypadki, dobrych, kozackich nazw.
A jeśli poszukujesz więcej inspiracji zapraszam Cię na profil Kozacka Nazwa na Instagramie (link) i Facebooku (link).
Do zobaczenia.
Prawdopodobnie nie ma tak kreatywnej branży – w odniesieniu do kreowania nazw – jaką jest właśnie branża modowa (fashion industry). Obejmuje ona tak szerokie spektrum nazw, że trudno tu wyłapać dominujący trend. Niewątpliwe postawienie na oryginalność, inność, storytelling sprawia że nazwa marki modowej staje się atrybutem w przyciąganiu „oka” i „serca” docelowego odbiorcy.
To prawda. W branży modowej trafiamy więc na całe spektrum nazw. Są tu nazwy proste, pospolite, skojarzeniowe, nazwy od nazwiska, neologizmy, są też nazwy bardziej wyrafinowane, ciekawe zbitki słowne, fonetyczne zapisy słów, zamiany liter, jak również skracanie wyrazów.
Wystarczy przejrzeć galerię marek modowych dostępnych na stronach ShowRoom lub Mustache.pl, aby docenić kreatywność naszych, rodzimych twórców butików modowych i designerskich również w temacie wymyślenia własnej nazwy.
Acephala, ALBA 1913, Alexandra Lace Lingerie, AMBIGANTE, Ania Kuczyńska, animalbale, Anna Dudzińska, Awesome., B SIDES, BABYHOOD, Baldowski, BARTMANSKA, Beata Cupriak, Belette, Betterfly, BIENKOVSKA, BIO IQ, BLESSUS, BODYMAPS, Boho, BON POMPOM, Boska’s Teddies, bro.Kat, by Katie, bynamesakke, C by Cosima Borawska, CAHA, CANDY FLOSS, Caprice, CHERRISH, Chylak, Col Claudine, Colorat, Cool Mama, Diamante, DILIGENT, Domowy Kosmetyk, DRESSCODE, drops, Enkelhet, fADD, Fanfaronada, FEINFEIN, FOR.REST, GAU Great As You, GOSHICO, Gosia Strojek, GOES TO M, H.M.B.D., Hana Frank by Ronoviecka, Haratyk, HEROESQUE, Holy Stuff, Horror!Horror!, Hultaj Polski, Icon Grrrl, JO-LI, kaaskas, KABAK, karen paul, Kasia Zapała, KATRUS, Kipi Design, Kiss the frog, Klara Kostrzewska, KOKA, KORTAS by Aga Kortas, Kozacki Mops, KOZMETICS, Kurdemol, La Folie, LABORATORYART, Ladacznica, LABO by Magda Floryszczyk, Lana Nguyen, Laurelle, Le Petit Trou, Led Into Temptation, Liliana Krokodylu, Linni Lavrova, litfashion, Live Heroes, Lola Mika, Loveisenough, Lush Botanicals, M by Maya Palma, MADOX design, Magda Hasiak, Make Me Bio, mamapiki, MANISTA, Mar.ska, Maszyna Kreacji, me&BAGS, Melismee, melody, MILOV, MINIMETRY, Miss Trouble, MMC, mnishkha, Mo61, MODELOVE, Modern Stories, Modlishka, Mokosh, MoMi-Ko, MOYE, MROVCA, MUUV., NAOKO, Napo gloves, NATASHA DZIEWIT, NEMEZIS, NIFE, NOONA BANKS, Nowińska, Nubee, Nunc by Dominika Nowak, OKUAKU, Olga Jahr, Orska, OutfitFormat, PAJONK, Pan Drwal, Papillon, Paris+Hendzel Handcrafted Goods, PASO a PASO, PATRIZIA ARYTON, PEPERUNA, Perilla, Phenome, POLkA, POZERKI, Pracownia Warszawa, PROUDLY DESIGNED, PTASHKI, QUARELLE, RabbitRabbit, reykjavik district, RISK made in warsaw, Rita Koss, Robert Kupisz Qπш, ROOKIE URBAN OUTDOOR, Slava, Swing, Szyjemy Sukienki, Słoń Torbalski, ŚNIMISIE, ŚWINIE, Tenderside, Trzy Igły, Turbokolor, UEG, Unikke Design, Urban Flavours, VISENT, VzooR, Vłóka Handmade, We Peace It Apparel, Weronika Lipka, Who Cares, YES TO DRESS , YOU by Tokarska, YULIYA BABICH, 4LCK.
Gdzie te czasy w których za marką modową „stało” nazwisko projektanta. Czy kiedyś wrócą?
Owszem działają starsze i całkiem świeże marki z nazwą od nazwiska. Nie musi się martwić ten projektant, którego nazwisko brzmi szykownie. Gorzej gdy jest ono pospolite.
Ilekroć pojawi mi się przed oczami ciekawa nazwa marki modowej, zastanawiam się skąd właściciele czerpią inspiracje w stworzeniu takie namingowego „dziełka”. Zamiast zastanawiać się Po co? Jak? Dlaczego? nawiązałem kontakt z kilkoma z nich. Otrzymałem serdeczny feedback (jestem Wam bardzo wdzięczny), którym chętnie podzielę się. Uzyskałem odpowiedzi od twórców, współtwórców, przedstawicieli marek: Pan Tu Nie Stał, Kalefixy, Soxy, Milov, Keyce, Koszulkowo, by Insomnia, Yeah Bunny, Macaroni Tomato. Zamiast rozpisywać się pora na konkrety.
PS. Kolejność opisów marek modowych jest przypadkowa …. a dokładniej chronologiczna, według daty pierwszego zwrotnego kontaktu.
Na początku powstał blog w 2006 r. W założeniu miał promować polskie dobre wzornictwo. Jego twórcy, mimo że gromadzili przedmioty z okresu lat 60tych, 70tych i 80-tych, tak naprawdę inspirowali się projektowaniem, liternictwem, grafiką użytkową i ogólnie pojętą kulturą dnia codziennego sprzed PRL-u i po PRL-u.
Justyna Burzyńska, współtwórca PTNS tak wyjaśnia genezę nazwy: Nazwa bloga miała wywoływać określone skojarzenia z epoką, kiedy byliśmy mali, piliśmy herbatę ze szklanek w koszyczkach i oglądaliśmy Tik-Taka. Marzył się nam sklep urządzony w taki sam sposób jak mieszkanie wyjęte rodem z lat 70-tych – z meblościanką i dywanem tureckim, z domową atmosferą.
Zapisywaliśmy sobie gdzieś w notesie propozycje nazw, nie mieliśmy tak naprawdę żadnych sprecyzowanych kryteriów, to była raczej zabawa słowem. „Pan tu nie stał” było zaczepne, chwytliwe i trochę bezczelne. Zostało.
I tak właśnie stało się. Marka Pan Tu Nie Stał na dobre zakorzeniła się na rynku. Często używana jest zamiennie z akronimem PTNS.
Żeby przybliżyć klimat i styl Pan Tu Nie Stał warto poznać słowa i wyrażenia, które były lub są naniesione na odzież z logo tej marki: Peleton, Sezon, Turysta, Dom Turysty, Przygoda, Ruch, Mazury, Bosman, Dzik, Dziadostwo, Wypoczynek, Balanga, Brzytwa, Ziemniaki, Zdrówko, Działka moje hobby, Mleko w proszku pełne, Na szlaku Morskie Oko, Relaks, Dożynki gminne, Agrobiznes, Zajęte, Wideoteka, Agroturystyka, Cukrowy, Absztyfikant, Miss Turnusu, Majster, Zajęte, Sprawunki, Gimnastyka turystyczna, Grosik będę winna. Prawda, że wprowadzają w klimat PRL-u?
Filolożka języka rosyjskiego i specjalistka ds. stosunków międzynarodowych porzuciły etat w międzynarodowej korporacji, na stanowisku analityka finansowego rynków wschodnich i założyły własny biznes. Postawiły na …. kalesony, na ten element garderoby, który aż prosił się o zmianę. Tradycyjne, białe lub czarne były zmorą wielu pokoleń mężczyzn.
Anna Derda i Karolina Skrzypik tak wyjaśniają powstanie nazwy Kalefixy: Słowo „kalesony” kojarzyło się z obciachem. Potocznie określenie „kalefixy” funkcjonowało obok kalesonów, a my postanowiłyśmy sprawić, żeby to właśnie ono stało się nazwą własną tej odświeżonej przez nas części garderoby (trochę jak stało się z nazwą „crocsy”).
Poszłyśmy o kilka kroków dalej. Przenosimy na „nasze” Kalefixy specjalnie zaprojektowane prace polskich artystów, streetartowców, grafików, dzięki którym kalesony stają się fajną, kolorową częścią garderoby, hołdując jednocześnie zasadzie „100% PL”.
O skarpetach można powiedzieć, że są istotnym wyróżnikiem, elementem garderoby, który pozwala na szaleństwo, niebanalność, odwagę.
Soxy to nowa filozofia noszenia skarpet. Marka przeciwstawia się nudnym i smutnym skarpetom, pokazując, że noszenie skarpet, to także wyrażanie siebie.
Pani Anna Kulawik, CEO Soxy, bardzo wyczerpująco wyjaśniła mi powody powstania Soxy.pl oraz etymologię tej nazwy.
Soxy są polską marką modową. Tworzone przez polskich projektantów mody, produkowane w Łodzi, idealnie wpisują się w koncepcję miejskiego szyku i stylu. Nazwa brandu jest obcojęzyczna, ponieważ chcemy się rozwijać i zależy nam na ekspansji zagranicznej. Nazwa SOXY jest łatwa do wymówienia i zapamiętania, wpada w ucho, wprost odnosi się do produktu (socks z ang. to właśnie skarpety). Dodatkowo pozwala nam na budowanie marki generycznej, takiej, w której nazwa brandu, staje się jednocześnie synonimem produktu (jak adidas, pampers czy walkman). Klienci pokochali soxy, a marka w krótkim czasie stała się rozpoznawalna.
Polska marka o zagranicznej nazwie stawiająca na unikatowość. Założyły ją w grudniu 2012 roku dwie przedsiębiorcze kobiety, Zuzanna Juszczak wówczas studiująca grafikę, i Patrycja Krzywda studiująca logistykę.
Autorem nazwy Milov jest Zuzanna. Wpadła ona na nią przy projektowaniu jednej z prac graficznych na studiach. Wtedy nazwa Milov nie miała w ogóle powiązania z modą.
Gdy Zuzanna i Patrycja planowały założyć własną markę, zdecydowały się wykorzystać nazwę Milov. Przeprowadziły research wśród znajomych i potwierdziło się, że ta nazwa jest przyjazna i wpadająca w ucho. Wybrały Milov „Ubrania do kochania” dlatego, że była dla nich idealna, a także nadawała się do dalszego rozszerzenia kolekcji o buty lub biżuterię własnego projektu.
Michał Górecki Chief T-shirt Officer, słynna postać w świecie Internetu, twarz marki koszulkowo.com, człowiek pracy w pełni oddany swojemu dziecku internetowemu. Dwoił się i troił aby zbudować rozpoznawalną markę swojego sklepu. I dopiął swego.
Michał bez ogródek, wprost wyjaśnił genezę powstania tej nazwy: a, bo… my kupiliśmy koszulkowo razem z nazwą i jej nie wymyślaliśmy niestety 🙁
Zapytany o to czy taka pospolita, opisowa nazwa pomaga mu rozwijać markę sklepu, tak odpowiada:
Nazwa ma swoje wady i zalety. Jest łatwa do zapamiętania, generyczna i kojarzy się w oczywisty sposób z koszulkami. Nie mieliśmy środków ani chęci by ją zmieniać, a z biegiem czasu stawała się coraz bardziej rozpoznawalna.
Owszem jest z nią problem w dwóch aspektach – po pierwsze jest ciężka do wymówienia dla obcokrajowców, po drugie kojarzy się tylko z koszulkami, a nasz asortyment zdążył się znacznie poszerzyć. Ale to nie jest aż tak duży problem do momentu kiedy będziemy się globalizować, wtedy zawsze możemy stworzyć drugą markę bliźniaczą – stosuje się to często w przypadku produktów FMCG, które wchodzą na różne rynki świata.
Bliskim konkurentem koszulkowo.com jest platforma cupsell.pl. Pisałem o niej we wpisie „Inspiracje w kreowaniu nazw. Przykłady z życia wzięte, czyli skąd wzięły się nazwy polskich startupów?”
Co ciekawe obaj liderzy i Michał Górecki i Marcin Majzner są twarzami swoich biznesów. Obaj zebrali sporą społeczność wokół swoich marek „koszulkowych” a także własnych profili osobistych. Mimo, że nazwy ich sklepów różnią się diametralnie, sposób budowania ich marek jest bardzo podobny. I w obu przypadkach skuteczny.
PS. W trakcie przygotowywania tego artykułu nastąpiła istotna aktualizacja w asortymencie sklepu. Otóż koszulkowo.com stał się od jakiegoś czasu nie tylko sklepem z koszulkami, ale również z bluzami, kubkami i torbami z nadrukami. Szczególnie te ostatnie cieszą się dużym wzięciem wśród klientów sklepu. Nie wierzycie? Sami się przekonajcie: Torby w koszulkowo.com
Keyce jest młodą, gdyńską marką. Jej założycielka Dorota Cząstka przedstawia ambitne plany rozwoju marki, które konsekwentnie realizuje od samego początku.
Nad nazwą długo się zastanawialiśmy. Zależało nam, aby nazwa była anglojęzyczna ponieważ docelowo chcemy stać się marką globalną. I nie mówię o obecności w Internecie. Docelowo chcemy mieć sklepy na całym świecie, które będą się nazywały: Keyce Store.
Punktem wyjścia do jej stworzenia były inicjały projektanta KC. Napisaliśmy je na papierze i zaczęliśmy szukać słów, które będą miały odpowiedni wydźwięk. Myśleliśmy o Ceyce, Keyc, Kayce…. i tak właśnie wpadliśmy na Keyce. Do dziś mam całą kartę zapisaną różnymi formami i zestawieniami. Stworzyliśmy także swój sposób wymawiania nazwy (Kejsii).
Otóż to, w branży lifestylowej marka ma znaczące znaczenie, a jej nieodzownym atrybutem jest także nazwa. Odpowiednia nazwa dla marki modowej wyróżnia ją, nadaje jej charakter, indywidualność, przyciąga uwagę potencjalnego klienta. Jest widoczna na metce, opakowaniu, formularzu zwrotu, na paragonie. Nazwa, jej symbol graficzny mogą być nieodzownymi elementami umieszczanym na ubraniu (np. by Insomnia), mogą stanowić początek „flirtu” z jej odbiorcami (przykładowo: Pan Tu Nie Stał), również gloryfikować status materialny, dodawać splendoru marce (np. La Mania) lub wskazywać na ścisłą specjalizację (np. szyjemysukienki.pl, Soxy.pl) i tym samym kreować siebie jako mistrza w swojej kategorii rynkowej.
dokładny plan wejścia na rynek, plan komunikacji rynkowej. Na rynku znaleźć można wiele przykładów, gdzie o sukcesie marki decydowały wyczucie rynku, spontaniczność, pasja, talent, pewne poruszanie się w świecie Internetu i mediów społecznościowych, a także …. szczęście.
O takim szczęściu mogą mówić Areta Szpura i Karolina Słota, które wystartowały ze swoim biznesem z kwotą 500 zł. Miała być to zabawa, a wyszedł im biznes na skalę międzynarodową. Sposób promocji marki nie był wyjątkowy; wysyłanie ubrań celebrytom stało się standardem w branży. Lecz namierzenie domu Justina Biebera poprzez Google Street View po kształcie jego basenu było nie lada wyczynem, i dowodem ile samozaparcia miały w sobie obie panie. To był właśnie punkt zwrotny (rok 2012) w historii ich firmy, ten szczęśliwy dzień, w którym przesyłka z paczką od Local Heroes dotarła do domu Justina Biebera, a on pokazując się z koszulką z napisem „Doing Real Stuff Sucks” nieświadomie otworzył klucz do międzynarodowej sławy lokalnej, polskiej marki.
Co ciekawe, początki biznesu Arety Szpury i Karoliny Słoty opierały się na energii do działania i … gotowym produkcie. Natomiast brakowało im właściwej nazwy. Agata Szpura będąc w Nowym Jorku, na Soho, trafiła na kawiarnię Local. Pomysł na Heroes powstał jako uzupełnienie.
”Lokalni bohaterowie” powstało spontanicznie, poniekąd w ostatniej chwili. Lecz sposób powstania nazwy nie ma tak istotnego znaczenia. Ważne, że nazwa Local Heroes jest udana, chwytliwa, idealnie uzupełnia charakter jej założycielek, a także styl marki i jej fanów.
Poszukując odpowiedzi na pytanie, czy rodzime firmy z branży modowej chętniej wybierają nazwę polską czy obcobrzmiącą trafiłem na ciekawy artykuł „Metka „Made in Poland” – luksus czy przekleństwo?” autorstwa Edyty Kowal, Content Manager w Prowly.com.
Z wieloma, podanymi w nim, tezami wypada się zgodzić, między innymi z panującym przekonaniem polskich konsumentów uznających zachodnie marki za lepsze, natomiast polskie za „tandetne, siermiężne i przaśne”. Z tym stereotypem muszą mierzyć się polskie marki modowe. I wygrywają. Obecnie widać pozytywny odbiór marek z polskim rodowodem. Ich atutem są projekty świeże, inne i naprawdę wyjątkowe. Chodzenie z metką „Made in Poland” staje się powodem do dumy, do tego że wspiera się lokalny przemysł odzieżowy.
W ekspansji zagranicznej na plus polskobrzmiącej nazwy może być – jak zauważa w powyższym artykule przedstawicielka marki Ochnik – dodawanie jej „egzotycznego” charakteru, budzenie ciekawości u zagranicznego odbiorcy niż negatywnych skojarzeń.
A co robi ćma na metce oversizowych, bawełnianych, miękkich ubraniach do noszenia na co dzień? Kultowa, tajemnicza ćma firmuje markę by Insomnia, ubrań oszczędnych w formie, słynących z szarości i pasteli, szytych w poznańskiej szwalni. Firma istnieje od 2011 roku, i w tak krótkim czasie dorobiła się sieci kilkunastu własnych salonów.
Natalia Pstrokońska, założycielka marki, podzieliła się informacjami na temat genezy powstania nazwy:
Nazwa by Insomnia powstawała w bezsenną noc, kiedy myślałam nad koncepcją własnego brandu i mój wzrok padł na świetną książkę Toma Robbinsa „Half Asleep in Frog Pajamas”:) (Na wpół uśpieni w żabich piżamach).
Half asleep jako stan między jawą a snem to dla mnie najbardziej twórcza pora w ciągu doby, a określenie „by Insomnia” jako ładniejsze stało się nazwą naszej marki.
Niepokorne projekty, dla Europejczyków dość szalone, dla Azjatów zachowawcze. Każda kolekcja zaskakuje, intryguje. Życie bez schematów, pod prąd. Czyż nie idealnym odzwierciedleniem takiego stylu marki jest właśnie wyraz misbehave (tłum. niegrzeczne zachowanie)?
Pani Natalia Maczek współzałożycielka, a obecnie właścicielka w wywiadach wyraża się konkretnie o DNA marki MISBV: działania pod prąd, samodzielnego myślenia, nie wchodzenia w utarte schematy, kierowania się intuicją. Pani Natalia tak właśnie działała, nie wszystko robiła w „odpowiedniej” kolejności. W jej przypadku ten styl pracy zadziałał znakomicie. Udało się jej stworzyć, prawdopodobnie, najbardziej rozpoznawalny streetowy brand internetowy.
Iwona Kuziora założycielka Yeah Bunny połączyła odważną nazwę z oryginalnymi ciuchami. Nazwa jest nietypowa – tłumaczy Iwona – ma intrygować i przyciągać klientów. Wpada w ucho, jest uniwersalna, wielokulturowa.
Za marką kryją się ubrania i akcesoria w stylu urban style, z metką ”made in Poland”, w limitowanych seriach. Cechą charakterystyczną Yeah Bunny stanowią patterny i kolory, oryginalność i niepowtarzalność. Nie powinny więc dziwić linie kolorowych, zwariowanych skarpetek, kolekcje t-shirtów, spódniczek, sukienek, bluz na których widnieją szminki, ciasteczka, czy buldogi francuskie.
Marka Yeah Bunny rozwija swój asortyment, który został poszerzony o etui do iPhonów, breloczki na klucze, naklejki, zeszyty i notatniki. Wszystko w swoim niepowtarzalnym, trochę zwariowanym stylu.
Czy będzie przesadą gdy powiem, że Pan Wojciech Szarski stoi za odrodzeniem krawiectwa miarowego w Polsce? Na własne oczy widzimy i przeżywamy renesans krawiectwa miarowego w Polsce. Klasyczna elegancja wróciła do łask, bo i mężczyźni baczniej zwracają uwagę na swój ubiór i wizerunek.
Blog Macaroni Tomato edukował Polaków w temacie krawiectwa miarowego. Początkowo blogowanie było hobby Pana Wojciecha, później stało się sposobem na życie i pomysłem, aby wraz z Tatianą Hrehorowicz otworzyć własny butik z modą męską w stylu włoskim, z krawiectwem szytym na miarę, opartym na materiałach pochodzących bezpośrednio od włoskich producentów.
Pan Wojciech Szarski chętnie opowiedział o swojej firmy: Marka powstała w 2012 roku, ale w praktyce nazwa Macaroni Tomato funkcjonowała już dłużej, od 2009 roku. Była to nazwa bloga zajmującego się klasyczną elegancją. Blog zdobył swego czasu spore zainteresowanie i zaufanie, było więc naturalne, że zakładając markę odwołaliśmy się wprost do nazwy która miała już swoją pozycję. Sama nazwa Macaroni Tomato podobała nam się, bo komunikuje Włochy, ale też luz i zabawę. Właśnie taki jest nasz wizerunek.
Zespół Macaroni Tomato słynie z mówienia stanowczego TAK, jak również stanowczego NIE. „Szyjemy na miarę” tak brzmi motto marki. Kryje się zanim coś głębszego niż sztuka zawodowego krawiectwa miarowego. Jest nią filozofia doradzania klientom firmy, która nie polega na pozostawianiu nieograniczonego wyboru, ale na czymś dokładnie przeciwnym – na ograniczaniu go.
Na zakończenie pragnę obalić tezę, że
Odpowiedź nie jest pełni jednoznaczna. W większości przypadków polscy producenci wybierają zagraniczną nazwę, ponieważ w założeniach snują plany sprzedaży na zagranicznych rynkach. Ich obawy dotyczą tego, czy polskobrzmiąca nazwa marki modowej będzie im pomagała czy przeszkadzała w budowaniu świadomości marki.
Można się czepiać tego, że „Polscy projektanci wstydzą się polskich korzeni, dlatego kryją się pod obcobrzmiącymi pseudonimami lub markami”. W rzeczywistości nie jest to prawdą.
Wielu polskich projektantów działa z powodzeniem pod rodzimą marką, pod własnym nazwiskiem, także zawierającym narodowe znaki.Choćby Panie Ania Kuczyńska, Małgorzata Baczyńska, Magda Butrym, Eva Minge, duet Paprocki & Brzozowski zbudowali silną markę i z powodzeniem wystawiają swoje kolekcje w światowych stolicach mody.
Owszem, język polski jest najtrudniejszym językiem w tej części świata. Dlatego, łatwiejszą drogę mają osoby posiadające proste, uniwersalne nazwisko (Maciej Zień, Teresa Rosati, Eva Minge) lub imię (Arkadiusz Weremczuk). Takim osobom znacznie łatwiej jest utworzyć pseudonim artystyczny, markę uniwersalną językowo.
Niestety, ani chwytliwe nazwisko ani nośna nazwa nie będą przesłanką do osiągnięcia sukcesu. Praca, talent, jeszcze raz żmudna praca, i oczywiście odrobina szczęścia są podstawą do tego, aby zaistnieć w prawdziwym świecie mody. Temu szczęściu jak najbardziej należy pomóc mając własny pomysł na markę, na jej indywidualny styl.
Marka modowa z perspektywy osoby pracującej na co dzień z brandingiem to szalenie interesujący i żywy materiał – podsumowuje Bartek Kotowicz, właściciel agencji brandingowej Engram.
Zmienność uwarunkowań i modeli tworzenia marek w branży modowej na przestrzeni lata oszałamia niemniej niż ulotność trendów. Ze względu na swój kreatywny charakter branża modowa jest także studnią inspiracji, pełną oryginalnych koncepcji budowania marek. To również branża, w której można rozumieć w prosty sposób istotę wielokanałowego brandingu. Sama „metka” wzbudzająca emocje to już całkiem spory sukces.
Klienta oczarować można jednak na wiele różnych sposobów. Wystrój sklepu, przyjazna polityka zwrotów, oryginalne opakowanie produktu, wygląd paczki czy treść listu powitalnego to jedne z ważniejszych elementów pozyskiwania przychylności klienta. Jak w każdej branży, tak i tutaj ważne jest określenie grupy docelowej, i nie tylko w tej klasycznej postaci, to jest docelowego nabywcy – użytkownika ubrań. Warto określić także kto mógłby być ambasadorem marki, jaki typ persony byłby aktywnym obserwatorem profilu na Instagramie itp.
Najprościej rzecz ujmując, należy zbudować DNA marki. Takich dobrych przykładów marek z charakterem z metką „Made in Poland” jest naprawdę dużo.Dla przykładu by Insomnia, MISBHV, La Mania, UEG, Ania Kuczyńska, Pan Tu Nie Stał, Local Heroes, Macaroni Tomato są tymi markami, które stworzyły swój własny wyjątkowy styl, tożsamy z wartościami marki, z jej DNA.
Fotografia główna: Macaroni Tomato (ze zbiorów własnych)
Dziękuję osobom reprezentującym wymieniony marki w tekście za udostępnienie zdjęć do publikacji.