Chwycić za serce i jednocześnie sprzedać kwintesencję marki. I jeszcze zostać dobrze zapamiętanym. Lista życzeń wobec nazwy jest naprawdę długa. Nie wszystkie można spełnić w tym jednym wyrazie. Mimo to, próbować warto. Na pomoc służy technika kontaminacji, a jej efekt to na przykład nazwa Traficar.
Co wnosi nazwa Traficar w życie swoich użytkowników? Jakie doświadczenia mu gwarantuje? Można domyślić się właśnie dzięki skojarzeniowej funkcji tej nazwy. Stanowi ona ciekawą grę słów, łączącą dwa słowa ze sobą. Kontaminacja, czyli łączenie dwóch wyrazów w jedną całość, jest wdzięczną techniką tworzenia nazw. Pozwala wykorzystać nie jeden, a dwa lub więcej atutów marki – właśnie w jednym nazewniczym określeniu. Jest to popularna metoda używana przy tworzeniu nazwy. Tak sądzę, że dobra agencja namingowa posiada ją w swoim arsenale.
Gdybym zadał pytanie właścicielom marek typu Traficar, Runmageddon, Synerise czy celowo użyli kontaminację, ujrzałbym ich wielkie oczy ze zdziwienia. Wszak nie technika i metoda stanowią kluczową drogę a końcowy efekt w postaci tej jednej, wyjątkowej, kozackiej nazwy stanowi kwintesencję procesu namingowego.
Dobitnym przykładem jest swoista gra słów i udana nazwa Runmageddon, określająca cykl biegów przeszkodowych. Połączenie run+armageddon w punkt oddaje ideę marki, walki gladiatorów, osobistego wyzwania, walki z samym sobą, aż do granic wytrzymałości (swoisty armageddon).
Gra słów ma to do siebie, że wzbudza zaciekawienie. Ba, intryguje, nęci, kusi. Zachęca do rozszyfrowania, jakie słowa kryją się w takim wyrażeniu. A ponieważ gra słów łączy w sobie prostotę z dużą dozą kreatywności tego typu kreatywne nazwy nie są skomplikowane, nie są trudne do odszyfrowania. I taki jest ich cel, być jednocześnie oryginalnym i czytelnym w odbiorze.
Mając zadanie stworzenia nazwy sieci samochodów na wynajem (carsharing) wypada rozpatrywać skojarzenia z takimi słowami: samochód/car, mobilność/mobile, automat, sieć/net, współdzielenie/sharing, społeczność/social, miasto/city, ekologia/eco, ruch uliczny/traffic, rent a car, car for you, express. Co z nimi zrobić? Łączyć je ze sobą. Miksować, nakładać na siebie, podmieniać litery, sylaby, cząstki słowne. Nie bać się używać spolszczeń tych słów. I dążyć do tego aby koncepcje nazewnicze zawierały autentyczność i melodyjność. Tak właśnie powstała nazwa Traficar (traffic+car), z jedną literą ‘f’ i przesłaniem marki „Auto na minuty. Weź i jedź!”. Magdalena Hibner, Dyrektor Marketingu, przyznała, że zespół projektowy długo debatował nad zastosowaniem jednej litery ‘f’ w nazwie. Wygrała chęć uproszczenia nazwy, która w takiej postaci jest zrozumiała i klarowna.
Jednak kreując różne pomysły, „wypluwając” dziesiątki różnorodnych propozycji nazewniczych koniecznie trzeba przywidywać dalsze aspekty funkcjonowania marki – wolne domeny i profile w mediach społecznościowych, zdolność ochrony patentowej, a także pojemność nazwy, plastyczna zdolność do wciągającej komunikacji z użytkownikami. Przykładowo domenę Traficar.com pierwszej polskiej sieci carsharingu właściciel tej sieci, krakowski Express Car Rental odkupił aż w Ekwadorze. Warto było o nią powalczyć. Bo nazwa Traficar jest idealną grą słów, czytelną, branżową, przystępną dla przeciętnego Kowalskiego. I co ważne ma w sobie zdolność odmiany: przyjechałem traficarem, w traficarze, wydłużania życia marki: TrafiCargo, Trafikino, czy też bawienia się tą nazwą: Trafiwoman, Trafikołaj.
Metod kontaminacji w namingu jest kilka. Od prostych, wynikających z łączenia wyrazów ze sobą po zaawansowane polegające na kreatywnej podmianie fragmentu słowa. To co z efektu łączenia osiągniesz klasyfikuje się do typu nazwy skojarzeniowej. To najbardziej popularna metoda w namingu (za nią kryją się jeszcze nazwy opisowe i abstrakcyjne).
Proste techniki mieszania wyrazów polegają na połączeniu ze sobą dwóch, a nawet trzech słów. Klasyczny przykład stanowią: Microsoft (microcomputer+software), Orlen (orzeł+len+energia), Wikipedia (wiki+encyclopedia), Sygnity (system+integrity) i właśnie nazwa Traficar (traffic+car).
Zdecydowanie większy potencjał zawierają kreatywne sposoby łączenia wyrazów ze sobą. To takie, które zazębiają się ze sobą. Jeszcze większym majstersztykiem są te, w których następuje jedynie podmiana jednej, maksymalnie dwóch liter, a w efekcie są czytelne i łatwe do rozszyfrowania. Najbardziej rozpoznawalne z nich to Brexit (Britain+exit), brunch (breakfast+luch), frappuccino (frappé+cappuccino).
Istotą udanej kontaminacji jest takie sprytne połączenie słów, aby stworzyć wyraz/nazwę, która brzmi jak prawdziwe słowo. Każda agencja namingowa tak lubi działać. We wszechobecnym otoczeniu marek odnaleźć można ciekawe przykłady takiej właśnie wciągające gry słów jak wspomniany Traficar i Runmageddon, a także:
Tak na marginesie, czy teraz domyślisz się skąd czerpią źródło słowa: motel i smog?
.
.
.
.
Oto odpowiedź: motor+hotel, smoke+fog.
Bez względu jaką technikę namingową wybierzesz, postaw sobie za cel, aby nazwą wzbudzać zainteresowanie odbiorcy. W mojej opinii taką szansę dostarczają właśnie nazwy zawierające zagadkową grę słów. Jednak, nawet Twoja super-fajna-odlotowa nazwa nie zagwarantuje sukcesu, jeśli nie zidentyfikujesz konkurencji i ocenisz na ile namingowo i komunikacyjnie odróżniasz się od niej.
Adekwatnie oceniając nazwę Traficar należy zidentyfikować istniejące biznesy w innych krajach, które mogą stać się konkurencją na arenie krajowej i europejskiej. Należy tutaj brać pod uwagę rynek ridesharingu, carsharingu i carpoolingu. W tych kategoriach rynkowych, w skali globalnej i krajowej, funkcjonują tego typu przedsięwzięcia jak: BlaBlaCar, car2go, DriveNow, Drivy, Getaround, Gett, JustShareIt, Kabbee, Lyft, Turo, Uber, Zipcar. Jak na ich tle wypada nasza krajowa nazwa Traficar? Oceń więc sam.
Granica między typową nazwą skojarzeniową, a nazwą wynikającą z gry słów jest umowna. Wszak to ta sama kategoria. W poszukiwaniu unikalnej nazwy dla swojego przedsięwzięcia warto wspiąć się na wyżyny kreatywności i stworzyć taki „twór słowny”, który da do zrozumienia, że nie jest dziełem przypadku, ani nie powstał w ciągu pięciu minut i nie wynika z naśladowania konkurencji. Dlatego każda nazwa stanowiąca grę słów, przesłanie, ukryty sens, tajemnicę do przekazania, zmuszająca do dłuższego zastanowienia się stoi na wygranej pozycji w stosunku to prostych, z góry jednoznacznych nazw.
Szczególne podziękowania dla Pani Magdaleny Hibner, Dyrektor Marketingu Express Car Rental i Traficar, za pomoc przy napisaniu tego artykułu.
To co przed chwilą przeczytałeś/przeczytałaś opublikowałem w numerze 8 (2018) magazynu Marketing w Praktyce. Na stronie 28 znajduje się artykuł „Traficarem na Runmageddon. Gra słów w namingu.” Polecam. Zapraszam.
Po oryginał sięgnij do materiału drukowanego, poproś redakcję Marketingu w Praktyce lub napisz do mnie
Dziwna jest ta nazwa abstrakcyjna. Czasami zakręcona jak nie wiem co. Z początku chciana, wręcz pożądana, w końcowym rozrachunku na bok odsuwana. W procesie wyboru nowej nazwy często przegrywa nierówną walkę z nazwami skojarzeniowymi, ba nawet z opisowymi. Lecz są obszary, gdzie typ nazwy abstrakcyjnej dobrze się ma. To branża FMCG, ha ha! Na przykładzie nazwy marki Oshee opowiem od kuchni o ciekawym losie nazw sztucznych.
Tworzenie neologizmu, czyli wyrazu sztucznego (tzw. nazwa abstrakcyjna) nie należy do trudnych zadań. Sztuką nie jest wykreowanie różnych nowych słów, dziwnych, pokręconych, sztucznych, jakby z innej planety. Tak naprawdę, tworzenie neologizmów jest przyjemną częścią pracy namingowca. Pozwala unieść się kreatywności we wszystkie zakamarki ludzkiego umysłu, tworzyć na pierwszy rzut oka nic nie znaczące zlepki słów, miksować przedrostki z przyrostkami i innymi morfemami, również przeinaczać istniejące słowa, zamienić kolejność sylab, ucinać je, odejmować głoski, zamieniać na inne, dodawać nowe.
Gdy dochodzi się do etapu finiszu tworzenia, widzi się przed sobą dziesiątki…. to za mało powiedziane – setki różnych słowostworów. Dziwne, pokraczne, odrzucające na pierwszy rzut oka oraz takie, które przykuwają uwagę, pozytywnie dźwięczą w uszach, ciekawie prezentują się wizualnie. I takie nazwy wybiera się do wewnętrznej weryfikacji, do dalszej obróbki językowej.
Dobra passa koncepcji z tego gatunku nazewniczego kończy się z chwilą ich prezentowania przed osoba decyzyjnymi. Początkowa chęć posiadania nazwy sztucznej (bo takie założenia zawierał brief namingowy!) przeradza się w obawy: „taka nazwa nic nie mówi o marce/produkcie/usłudze!”, „czy wywoła odpowiednie skojarzenia?”, „czy stać nas na zbudowanie od zera świadomości marki z nazwą sztuczną?”, „konkurencyjne marki są komunikują wprost!”. Tego typu pytań rodzi się naprawdę sporo. I nie są to obawy na wyrost. Nie każdego stać na nazwanie nowo wchodzącej marki nic nie znaczącym neologizmem. Frugo, Roko, Oshee, Soti, Veroni należą do tego gatunku nazewniczego. Znamy ich rodzimą kategorię rynkową: soki i napoje. Znamy, ponieważ ich dotychczasowa komunikacja marketingowa zbudowała świadomość, rozpoznawalność, i właściwe skojarzenia. A gdybyś jednak po raz pierwszy te marki zobaczył, używając tylko nazwy jako elementu identyfikującego, co mógłbyś o nich powiedzieć? W jakiej kategorii rynkowej operują, jakie korzyści dostarczają, w czym tkwi ich przewaga?
Główna wada nazwy abstrakcyjnej1 jest oczywista: brak skojarzeń, brak opisu działalności, brak funkcji użytkowych, brak wyróżników. Pozostają tu jedynie emocje jakie dany twór słowny zlepiony z kilku liter wyzwala u odbiorcy.
Aby przekuć wady w zalety konieczna jest praca od podstaw. Edukacja! Komunikacja! Konsekwencja! Długa, żmudna, bez rozmachu, aby rynek poznał, zaakceptował i zapamiętał markę o takim nic nie znaczącym słownym określeniu. Na to potrzeba czasu i dienek2. Niestety w branży B2B na marketing sypie się grosze w odniesieniu do branż typu FMCG, farmacja, telekomy. Budżet przeznaczany jest w dużej mierze na sprzedaż, produkcję, logistykę, prace badawcze. To dlatego nazwy firm, produktów, usług w branży dóbr przemysłowych najczęściej posiadają oznaczenia skojarzeniowe, opisowe, skrótowe, od nazwiska lub regionu geograficznego. Rzadkość stanowią przemyślane nazwy abstrakcyjne. Jest to logiczne. Tutaj nie ma możliwości łatwego i szybkiego dotarcia do decydenta, ani oczarowania go piękną komunikacją słowną i obrazkami. W procesie decyzyjnym brane są pod uwagę kluczowe cechy produktu, parametry jakościowe, cena, dostawy, warunki gwarancji. Zatem odpowiedź czy nazwa w branży B2B wpływa na decyzję zakupową jest oczywista!
W zamian konkurencyjne kategorie na rynku konsumenckim są oazą dla marek posiadających nazwy sztuczne. Tutaj pojawia się ich przewaga w odróżnianiu się od konkurentów, budowania indywidualnych przewag. Właśnie na tych kategoriach buduje się skuteczne komunikacje. Bo jeśli dana kategoria rynkowa jest skomodyzowana3, wówczas o uwagę konsumenta walczy się komunikacją opartą na USP, benefitach, na wyzwalaniu emocji, budowaniu doświadczeń. Na tych rynkach przejawia się przewaga nazwy abstrakcyjnej. Skoro kilka zespolonych ze sobą liter nic nie znaczy, w takim przypadku można obudować je dowolną historią, brand hero, wartościami, komunikatami słownymi i wizualnymi.
Taki model działania przyjęli twórcy marki Oshee w trakcie jej tworzenia w 2008 roku. Musieli się zmierzyć z silnymi, rozpoznawalnymi markami w mocno konkurencyjnej kategorii napojów izotonicznych (Isostar, Powerade, Gatorade, Enervit G Sport, 4Move, IsoPlus) i i tzw. energetyków (Redbull, Tiger, V-Power, Max Power, Dominator, R20+, XL, Burn, Kamikaze). Spójrz na te marki jeszcze raz. Zauważasz coś charakterystycznego?
Zaraz, zaraz. Czy nie nasuwa Ci się pomysł, aby kolejna nowa marka „izotonika” była ulepiona z innej gliny? Skoro na rynku rządzą nazwy skojarzeniowe wówczas… warto pokusić się o inną nazwę np. abstrakcyjną. Tym tropem podążyli twórcy marki Oshee. Chcieli aby nazwa ich pomysłu była abstrakcyjna, uniwersalna językowo, ułatwiająca drogę do zagranicznej ekspansji. Aby dobrze brzmiała i wpadała w ucho.
Tak oto powstała nazwa Oshee. Uniwersalna językowo, oryginalna, chwytliwa, kozacka, jedyna w swoim rodzaju. Produkty oznaczone nazwą Oshee dobrze przyjmują się na innych rynkach. Co ciekawe w Chinach nazwa jest bardzo dobrze przyjmowana. Tłumaczenie wymawianego słowa ‘oshee’ znaczy mniej więcej „Chwała Zachodu”. A to na rynku chińskim ma dobre przyjęcie, bo wszystko co z Zachodu jest tam catchy.
Również polski konsument dobrze przyjmuje tę nazwę. Dla nas ma ona delikatnie dalekowschodnie korzenie. Absolutnie nie kojarzy marki z polską firmą. Uznajemy ją za światową markę.
I tu pojawia się kolejny atut nazwy abstrakcyjnej. Za nic nie znaczącym zlepkiem słów jednak kryje się jakaś idea lub potencjał do zawarcia ciekawej historii. OSHEE komunikuje pięć wartości: opportunities, sport, health, energy, emotions. Przyjrzyj się im dokładnie. A teraz stwórz z nich akronim, skrót z pierwszych liter. Co wyszło? Oto odpowiedź: O-S-H-E-E … stanowiące kwintesencję wartości skupionych w haśle Live Fight Win! Żyj Walcz Zwyciężaj!
Jak to? Nazwa sztuczna jednak coś znaczy? Okazuje się, że tak. Co więcej to my popełniamy błąd traktując dziwne, nieznane słowo za sztuczne, nic nie znaczące. Naprawdę w większości przypadków marek oznaczonych nazwą abstrakcyjną kryje się jakaś etymologia, idea, wartość, ukryte przesłanie.
Frugo jest skrótem od słów ‘fruit’ oraz ‘go’. SOTI jest fotycznym zapisem wyrażenia ‘so tea’ i stanowi skrót od hasła marki ‘so much tea in a tea’. Marka LYO Food firmuje produkty w kategorii żywności liofilizowanej. Nazwa marki APAP jest skrótem od chemicznej nazwy składnika acetyl-para-aminophenol. Sklepy meblowe Bodzio to nic innego jak pieszczotliwe określenie imienia Bogdan, właściciela firmy. NOZBE jest miksem gry słów od frazy ‘to be naturally organized’. Inglot wywodzi się od nazwiska założyciela firmy. Tak samo jak Ziaja.
Jak to jest zatem z tymi nazwami abstrakcyjnymi? Są to twory słowne sztuczne czy zawierające etymologię? Różni z nimi bywa. W większości przypadków są to jednak nazwy skojarzeniowe, o których napisałem w artykule „Prowly. Sówki rządzą” dla magazynu Marketing w Praktyce.
Szczęśliwie tak się stało, że ten artykuł dostępny jest również w wersji online. Kliknij i poznaj cechy nazw opisowych o tutaj: „Namingowe ścieżki: Prowly. Sówki rządzą!”
Dziękuję Panu Mariuszowi Ryciak, Head Of Brand OSHEE, za nieocenioną pomoc przy stworzeniu tego artykułu.
Pochwalę się. W numerze 7 (2018) miesięcznika Marketing w Praktyce ukazał się drugi mój artykuł z cyklu Namingowe ścieżki. Opisuję tu jeden typ nazwy wraz z przykładami polskich marek. Na stronie 59 znajduje się artykuł „Oshee coś znaczy!” Powyższy tekst na blogu jest materiałem bazowym, jeszcze przed redakcyjną korektą. Po oryginał zatem sięgnij do materiału drukowanego lub poproś redakcję Marketingu w Praktyce o dostęp.
Legenda:
1 Nazwa abstrakcyjna – z reguły zbitek kilku sylab w jeden (najczęściej) wyraz (neologizm), który z reguły nic nie znaczy.
2 Diengi – pieszczotliwe określenie ‘pieniądze’ w języku rosyjskim.
3 Rynek skomodyzowany – rynek w którym produkty w ogóle lub niewiele różnią się od siebie i są łatwe do skopiowania np. woda, soki, napoje.
Ile kosztuje nazwa? Oto jest pytanie: posiadać atrakcyjną, chwytliwą, kozacką nazwę czy czarować rynek innymi walorami. Ile zawrzeć w niej pozytywnego podkręcania, a ile racjonalnego przesłania? A jak już mieć, to zazwyczaj pierwsze pytanie w kontakcie z agencją namingową pada o koszt stworzenia nazwy.
I nie jest ono banalne, bo trudno o jako taki rzetelny cennik. Ceny jakie poda agencja namingowa, copywriter lub agencja brandingowa za to samo zadanie potrafią wahać się od kilkuset złotych do kilkunastu tysięcy. Skąd ta różnica?
Na pytanie „Ile kosztuje stworzenie nazwy” chciałoby się usłyszeć „Niewiele”. A dlaczego niewiele? Ponieważ „rynek” nie ma zamiaru płacić dużo za ten obowiązkowy składnik marki. Dziwne. Podobno firma, usługa, produkt, wydarzenie …. czyli marka …. bez nazwy nie istnieje (słowo „podobno” jest podane tu zaczepnie). Marka, firma, produkt, usługa musi mieć jakąś nazwę, chociażby stworzoną na poczekaniu. Musi mieć i kropka! I nawet jeśli będzie nią produkt dyskontowy, jakoś musi nazywać się i kropka! (ps. tak na marginesie, nazwy marek dyskontowych też tworzą specjaliści od namingu). Więc wracam do pierwszego pytania, jeśli pozycja ‘cennik naming’ tak różni się na rynku, skąd te różnice wynikają?
Bo w kosztorysie projektu namingowego uwzględnia się takie działania jak: analiza, strategia nazewnicza, kreacja, weryfikacja pomysłów, prezentacja, przekonywania klienta do mądrego wyboru, szczęśliwy koniec. Podzielę je na takie działania:
Na początku jest słowo…. tak rzecze Biblia.
Na początku jest strategia marki, koncept produktu, brand idea, architektura marki. Tak rzecze Biblia Marketingu.
Chcąc projektować nazwę, trzeba poznać kontekst i otoczenie. Czyli to co marka, produkt, usługa oferuje, czym wyróżnia się, jakie wartości wnosi, jakie miejsce zajmuje w portfolio produktowym, jakie znaczenie ma/będzie miała dla organizacji. Wiele pytań i jeszcze więcej odpowiedzi.
Trzeba również ocenić konkurencję. Koniecznie, pod kątem namingu i prowadzonej komunikacji słownej. Świetnie, jeśli uda się zaobserwować trend nazewniczy w tej kategorii. Warto poznać jakie nazwy posiadają substytuty i marki produktów komplementarnych.
Oczywiście że grupa docelowa jest ważna! Jaki typ przekazu, słowa, komunikaty trafiają do niej najbardziej? Jakimi markami otacza się? Tego typu research rynkowy dostarczy więcej wiedzy, niż teoretyzowany opis persony wg gotowego szablonu. Przykładowo, zamożny klient otacza się markami premium, i także, nieregularnie, robi zakupy w Biedronce. Co z taką wiedzą wypada począć?
Na pozór wydaje się, że takiej pracy analitycznej należy poświęcić sporo czasu. To prawda. Niezbędne minimum to 1-2 dni, aby „oswoić” się z nowym tematem. Bo czy tworząc nazwę, jeden z ważniejszych filarów marki, można kreować nie znając kontekstu i jej otoczenia?
Wymiar pracy: minimum 4 godzin.
Mając za sobą „element” analityczny dochodzi się do kluczowego działania: określenia docelowej struktury nazwy. Strategia nazewnicza – brief namingowy – uwzględnia nie tylko morfologię nazwy, jej pożądany charakter (opisowa, abstrakcyjna, sugestywna, numeryczna, polska lub obcojęzyczna, wieloznaczna, twarda, miękka itd.) lecz także odpowiednio osadza nazwę w brandstory. Storytelling spełni swoją rolę jeśli stworzy wiarygodną historię, tutaj nazwa bardzo często staje się czynnikiem nadającym autentyzmu firmowej opowieści.
Na koniec istotna odpowiedź na pytanie czy marka dzięki swojej nazwie ma zamiar wprowadzić rewolucję w branży? Praktycznie każdy chciałby, aby jego marka wyróżniała się, lecz nie każdego stać na odważną decyzję? Bo chcieć to nie zawsze znaczy móc.
Wymiar pracy: minimum 2 godziny.
Kolejny etap w kosztorysie: tworzenie nazw… naprawdę wielu nazw. Generowanie pomysłów jest bardzo twórczym, wdzięcznym, inspirującym zajęciem. Czy można spłodzić kilkadziesiąt nazw w godzinę? Można nawet i więcej. To nic trudnego.
Można je tworzyć samodzielnie. Rano, w ciągu dnia, wieczorem. Przy biurku, w samochodzie, zmywając naczynia, pędząc po juniora do przedszkola. Warto przeprowadzić wspólną sesję twórczą, wewnętrznie z własnym zespołem. Nie należy ślepo wierzyć w powiedzenie „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu”, dlatego nie będzie grzechem przeprowadzenie brainstormingu również w gronie rodzinnym.
Warto też zaangażować swojego zleceniodawcę. Niech poczuje się zaangażowany w projekt, a przy okazji łatwiej zrozumie kierunek nazewniczy, za którym podąża się.
>>> Techniki kreowania nazwy przedstawiłem w artykule „Jak stworzyć nazwę w 60 minut?”
Z generowaniem nowych nazw należy jednak uważać …… trzeba w odpowiednim momencie powiedzieć sobie stop, by mieć czas na spokojne przefiltrowanie zebranych nazw, wybranie tych najwłaściwszych i przygotowanie prezentacji.
Wymiar pracy: minimum 8 godzin.
Termin prezentacji ustalony? Stop! A co z weryfikacją? Masz ochotę chodzić po polu minowym? Chociażby dla przyzwoitości wypada sprawdzić u Wujka Googla czy propozycje nazewnicze są unikalne. Za kryterium oceny wybierz to, czy i gdzie występują podobne lub takie same określenia, słowa, wyrażenia.
Pilna, pracowita osoba włączy do akcji bazę Urzędu Patentowego Rzeczpospolitej Polskiej lub/i międzynarodową klasyfikację wspólnotowych znaków towarowych (aby jednak mieć całkowitą pewność czy rekomendowana nazwa nie korzysta już „gdzieś” z ochrony prawnej należy skorzystać z badania zdolności rejestrowej znaku towarowego). To wymaga dodatkowego czasu, więc i wycena jest wyższa.
>>> Z życia rzecznika patentowego… Polecam ten artykuł „Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował”
Weryfikacja jest niewdzięcznym (nielubianym!!!) zadaniem. Jest jak kubeł zimnej wody dla obu stron. Okazuje się bowiem, że te nasze nazwy, niby takie atrakcyjne, oryginalne, wyjątkowe, wręcz idealne, już gdzieś funkcjonują. I co gorsza istnieją gdzieś tam w tej samej branży.
Rejestr domen sprowadza każdego na ziemię. Z reguły spośród kilkunastu nazw zazwyczaj jedna/dwie posiada wolne rozszerzenie .pl. O końcówce .com można co najwyżej pomarzyć.
Jeśli szukasz rzetelnej wyszukiwarki domen polskich i globalnych wejdź na Domeny.tv
Rejestr międzynarodowej klasyfikacji wspólnotowych znaków towarowych pokazuje jakich konkurentów ma dana nazwa w swojej klasie nicejskiej. A konkurentów praktycznie zawsze ma, jeśli nie z Turcji to z Korei, USA albo z Francji. I co z takim fantem należy zrobić?
Jak to, co zrobić? Wrócić do sesji kreatywnej i dalej tworzyć. Druga, trzecia sesja jest jeszcze bardziej twórcza, dostarcza bardziej przemyślane, bardziej oryginalne.
To właśnie dlatego tworzenie nazwy nie zajmuje ani godziny, ani dwóch, ani nawet trzech. Jeden dzień, dwa, trzy, cztery? Tak! Właśnie tak wygląda naming w praktyce. To dlatego na pytanie ile kosztuje nazwa trudno od razu podać właściwą odpowiedź.
Wymiar pracy: minimum 6 godzin.
Przychodzi czas prezentacji. To czas niepewności, czy prezentowane nazwy trafią w oczekiwania zleceniodawcy, proponowane pomysły spotkają się z akceptacją, z uznaniem? A co jeśli zostaną uznane mało oryginalne, nie tak wyjątkowe. Co jeśli powie „zabrakło nam tego efektu wow”.
Należy podejść do drugiej rundy nazewniczej i „dziergać” nazwy. A jeśli i ta runda będzie niewystarczająca, pora na trzecie podejście. Ważne, aby zbliżać się do celu.
Wymiar pracy: minimum 4 godzin.
Na koniec trzeba wspomóc wybór nazwy. Jeśli jest możliwość przebadania nazw – choćby w grupie znajomych osób – trzeba tę szansę wykorzystać. Należy wówczas przygotować ankietę badawczą, pomóc w dobraniu grupy nazwy, wspomóc analizę wyników.
Wymiar pracy: minimum 3 godziny.
A zatem, ile kosztuje nazwa? Ile wynosi wymyślenie nazwy firmy? Wystarczy oszacować czas wymienionych wyżej działań. Podsumujmy zatem minimalny czas pracy:
Działanie 1. Analizy, strategia – 4 godziny
Działanie 2. Brief namingowy – 2 godziny
Działanie 3. Kreacja, tworzenie nazw – 8 godzin
Działanie 4. Weryfikacja – 6 godzin
Działanie 5. Prezentacja – 4 godziny
Działanie 6. Wybór – 3 godziny
Razem: 27 godzin, czyli jakieś 4,5 dnia pełnego ośmiogodzinnego dnia pracy. O ile w tym czasie nie pracuje się na innymi projektami.
Czyli, de facto, należy uznać za minimum tydzień na wykonanie projektu stworzenia nowej nazwy.
Czyli, jeśli stawka godzinowa kreatywnego wynosi 100 zł netto, wyjściowa wycena wynagrodzenia wynosi 2 700 zł netto.
A jeśli tydzień własnej pracy pomnożysz przez własną stawkę godzinową, plus dodasz koszty ewentualnych dojazdów, spotkań i jeszcze uwzględnisz ewentualne kolejne rundy kreatywne, wychodzi minimalna, literalna kwota wynagrodzenia za stworzenie nazwy.
Odpowiadając na pytanie „Ile kosztuje nazwa?” moja odpowiedź jest następująca: „Na pewno nie kilkaset złotych!!!”
Jest jedno wyjście w sytuacji, gdy budżet na naming jest niewielki, a potrzeba pomocy wielka. Skorzystaj z porady namingowej on-line. Godzinna rozmowa na temat wyzwania jakim jest stworzenie nazwy pozwoli Ci zyskać świeże, obiektywne spojrzenie od osoby, która na namingu zjadła zęby.
Więcej o tej ciekawej formie kontaktu dowiesz się tutaj: Porada namingowa [link >>>]
Fotografia: 3dman_eu / Pixabay.com
Nazwa skojarzeniowa jest jednym z trzech najczęściej pojawiających się rodzajów nazw, obok nazw opisowych i abstrakcyjnych. Gdziekolwiek rozejrzysz się, ujrzysz wiele dobrych, przyciągających uwagę nazw marek. Właśnie te marki z chwytliwą, kozacką nazwą mają przewagę na starcie, ponieważ klienci łatwo je zapamiętują i przypominają sobie w momencie zakupu. Jak powstają takie dobre nazwy? Zapraszam za kulisy.
Nocny marek czy poranny ptaszek. Jakim typem człowieka określiłbyś się używając to uproszczone kryterium osobowościowe? Jak sądzisz, czy wśród osób zajmujących się dziennikarstwem i szeroko pojętym obszarem wydawniczym większość stanowią nocne marki, przysłowiowe sowy?
W powszechnej świadomości funkcjonuje wizerunek dziennikarza spędzającego dzień w redakcji, „piszącego” teksty nocami, byle zdążyć przed terminem. Wspomnieć jeszcze wypada o ukutym stereotypie dziennikarz dokańczającego „rękopis”, kolejne dzieło życia, do białego rana. Typowe sowy, nie ma co ukrywać.
Symbolika sowy jest bezpieczna w budowaniu nazwy, konceptu marki, komunikacji marketingowej. To silnie zakorzeniony wielokulturowy stereotyp stróża nocnego i przeciwieństwo śpiocha. To również symbol wiedzy, który dostarcza gotową rozpoznawalną ideę pod koncept marki. Sowa doskonale sprawdza się w obszarze dzielenia się wiedzą (wydawnictwa, edukacja) oraz rynku ochrony mienia.
Można pomstować na proste, schematyczne wykorzystywanie uczonej sowy, szczególnie w postaci graficznej (klasyczny obraz sowy w okularach, nieprawdaż?) Lecz po co tracić czas. Milej jest doceniać kreatywne rozwiązania z jej udziałem. A takim jest koncepcja marki Prowly. Podoba mi się ta nazwa skojarzeniowa. Mimo, że nad nią nie pracowałem, przeanalizowałem i skonsultowałem okoliczności jej powstania z Joanną Drabent, współzałożycielką i CEO.
Po pierwsze produkt. Pod tą marką kryje się usługa dostępu do platformy wirtualnego biura prasowego, biura prasowego nowej generacji, które ułatwia życie PR-owcom, w szczególności kontakty z dziennikarzami.
Po drugie silna symbolika i skojarzenia branżowe, sprytnie przemycone. Nazwa Prowly to zlepek słów ‘public relations’ (PR) oraz ‘owl’ (ang. sowa). Dodatkowo, słowo ‘prowl’ w języku angielskim oznacza ‘skradać się, grasować, polować’.
I po trzecia konsekwentna komunikacja marki wykorzystująca brand hero, którym oczywiście jest postać sowy i jej wariacje np. firmowa akcja promocyjna TakSówka.
Prowly jest polskim startupem coraz śmielej rozpychającym się po zagranicznych rynkach, a nazwa jest naprawdę, naprawdę udaną koncepcją wywodzącą się z gatunku nazw skojarzeniowych. Ten typ tak ma. Nazwa skojarzeniowa zwana także nazwą sugestywną jest łatwa do wykreowania, gdyż zawiera w sobie słowo lub fragment słowa wskazujący na jakiś charakterystyczny element marki. Jej zaletą są niczym nieograniczone obszary w poszukiwaniu odpowiednich słów, zwrotów, formalnych i nieformalnych. Tyle i aż tyle.
Wykorzystując cząstki wyrazowe w tworzeniu nazwy skojarzeniowej można odnosić się więc do cech racjonalnych, do branży, do jednej lub kilku cech użytkowych, do wyglądu, smaku, rozmiaru, zapachu. Można również odnosić się do emocji, do głównej (głównych) wartości marki, do doświadczeń z jej użytkowania albo do grupy docelowej, wieku, płci, zachowań, upodobań, itd.
Spójrz i oceń jakie wrażenia, emocje, skojarzenia wywołują u Ciebie poniższe nazwy skojarzeniowe AirHelp, BlaBlaCar, Blinkee, Bracia Sadownicy, Efekta, Evenea, Fotojoker, Intercity, Interia, Jan Niezbędny, Marwit, Migam, Monitori, Mr Vintage, Orlen, Plush, Pyszne.pl, Runmageddon, SkyCash, Sotrender, Tom Gruz, Traficar, Venezia, Verva, Wikipedia, Yanosik i wiele, wiele innych.
W kreowaniu nazw opisowej nie ma ograniczeń. Masz przed sobą niczym nieograniczony potencjał do budowania właściwych asocjacji znaczeniowych. Jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia i… kwestie prawne. O tym aspekcie zarządzania marką również, koniecznie należy pamiętać (Pamiętaj, aby Twój jakikolwiek pomysł werbalizacji marki wypada sprawdzić w urzędzie patentowym pod kątem kolizyjności z innymi znakami towarowymi!)
Zapytałem Joannę Drabent współzałożycielkę Prowly.com o historię tworzenia tej nazwy. Okazało się, że w założeniach, nazwa miała wyraźnie kojarzyć się z public relations, czyli branżą docelową klientów. „Szukaliśmy też symbolu, który odda to, czym tak naprawdę miała być nasza aplikacja: źródłem wiedzy i edukacji na temat codziennych aktywności użytkowników. Z tymi cechami bardzo często jest właśnie kojarzona sowa.”
Skoro jest wybrany symbol można „lepić” słowa. Jest tu słowo sowa, angielskie „owl” i łacińskie „noctua”. Zadaniem jest stworzenie nazwy uniwersalnej językowo, czyli anglojęzycznej. Drugi warunek: usługa dedykowana jest branży „public relations”. Łącząc je wzajemnie powstało „Prowl”. Ciekawe, prawda? Na dodatek „prowl” znaczy „skradać się, grasować, polować”, zwiększa więc dynamikę nazwy. Sowy są doskonałymi myśliwymi, choć wcale na takie nie wyglądają.
Skoro mowa jest o polskim startupie z globalnymi aspiracjami, przydałby się tu przyrostek „startupowy”. Prowly startowało w 2013 r. W tamtym czasie największą popularnością cieszyły się przyrostki typu „-io”, „-ity”, „-ito”, „-ify”, a także „-ly” choćby użyte przez m.in. Musically, Taxly, Cleverly, Positionly, Visually. Ciekawy przyrostek dodaje nazwie kolejną warstwę znaczeniową i kończy ją w mile brzmiący dla ucha sposób. Razem mamy: „Prowly”, czyli start-upową, mądrą sówkę dla PR-owców.
„Sówka ma swoich fanów zarówno pośród klientów, jak i osób obserwujących nasze działania. Zdarza się, że osoby, które mają z nami kontakt po raz pierwszy, chwalą nas za trafne połączenie tych dwóch słów, a o nas samych mówią „sówki” i bardzo nam się to podoba” wyjaśnia Joanna Drabent. Zwraca uwagę jeszcze jeden szczegół charakteryzujący tę skojarzeniową nazwę. Stworzenie dobrej nazwy to pierwsza część sukcesu. Pozostaje drugie zadanie: kreatywne pomysły na wykorzystanie symboli ujętych w nazwie.
Prowly.com w momencie premiery wykorzystywało sówkę w komunikacji jako element graficzny i copywriterski: ilustracje wykorzystywały logotyp Prowly z sową, w akcjach promocyjnych pojawiało się słowo „sówka” jak np. w akcji TakSówka. W połączeniu z wieloznaczeniową nazwą ułatwiło to marce poruszanie się na rynku, budowanie świadomości, kreowanie pozytywnych skojarzeń. Dzięki temu sówka szybko zdobyła sympatię branży.
Pozytywna reakcja rynku daje wyraźny sygnał, że nazwa skojarzeniowa spełniła swoje zadanie. Dzięki połączeniu sprytnej nazwy, klarownego logo i innych elementów wizualnych, nazwa Prowly została zauważona i zaakceptowana. Zawarty mix komunikacyjny – zawadiacki język wespół z poważną sową – z pewnością ułatwia marce poruszanie się na rynku, budowanie świadomości, kreowanie pozytywnych wartości. To niewątpliwy sukces biznesowy, o którym marzy wiele polskich start-upów.
Pochwalę się. W numerze 6 (2018) miesięcznika Marketing w Praktyce ukazał się mój pierwszy artykuł z cyklu Namingowe ścieżki. To moja autorska rubryka. Co miesiąc opisuję jeden typ nazwy wraz z przykładami polskich marek. W tym właśnie numerze na stronie 28 pojawił się artykuł „Prowly. Sówki rządzą!” Tekst, który tu na blogu przeczytałeś/przeczytałaś jest materiałem bazowym, który po redakcyjnej korekcie pojawił się w czerwcowym wydaniu MwP. Po oryginał zatem sięgnij do materiału drukowanego, lub poproś redakcję Marketingu w Praktyce.
„Słowa towarzyszą nam od dzieciństwa. Nadajemy nazwy wszystkiemu co nas otacza; opowiadamy o tym, co dla nas ważne. Gdy korzystamy z wyszukiwarki internetowej, wpisujemy w jej okno pożądane frazy. I choćby wyznawcy kultury obrazkowej nie wiadomo, jak zaklinali rzeczywistość, to słowa mają moc. Zmieniają świat, wpływają na czytelników i klientów.”
Joanna Wrycza-Bekier „Magia słów”, Wyd. One Press
Ostatni w tym roku kalendarzowym wpis na blogu. Trzecia część Alfabetu Namingowca z pojęciami na litery B, G, I, P, U. Zwróć uwagą na pojęcie palindrom. Zaskoczysz się? Mam nadzieję.
Ktoś widział, ktoś słyszał, ktoś brał udział w badaniach nad koncepcjami nazewniczymi? Jeśli o mnie chodzi? TAK. I chętnie opowiem, jak ten proces wygląda.
Mając kilka koncepcji nazwy pojawia się dylemat, którą wybrać. To pytanie pojawia się najczęściej. Dojrzałe organizacje mają przed sobą jeszcze dodatkowy dylemat. Nazwę wybiera zespół kierując się swoim gustem, czyli własnym „widzi mi się”. A nazwa nie musi podobać się właścicielowi. Musi podobać się (musi zwrócić na siebie uwagę) jej docelowym odbiorcom!
Można szacować zachowanie rynku. A jeśli domysły będą fałszywe? Z pomocą nadciągają badania: ankietowe, terenowe, fokusowe, grupowe, indywidualne, telefoniczne, webowe itd. Techniki dowolne. Ważne aby dostarczyły pożytecznych informacji na temat skojarzeń treściowych i emocjonalnych, spontanicznych konotacji znaczeniowych i ukrytych znaczeń, łatwości rozpoznania i zapamiętania, łatwości wymówienia, czy również dopasowania nazwy marki do jej kategorii produktowej.
Patrząc na realia naszych rodzimych firm trafnie przypuszczam, iż na proces badawczy z reguły brak jest odpowiedniego budżetu. W takim wypadku proponuję przeprowadzić tzw. test korytarzowy. Wypytać się pracowników, rodziny, znajomych, zaufanych kontrahentów i klientów. Może i próba badawcza jest mniej liczna, w zamian dostarczy szczerej i głębszej refleksji. Lepsza taka wiedza, aniżeli tylko i wyłącznie własny osąd.
Uwielbiam nazwy będące grą słów, chwytliwym wyrażeniem, określeń z humorem, z jajem, z odważnym slangiem, ironią, wezwaniem do akcji. Proste i zawoalowane. Z podtekstem, z ukrytym przesłaniem, dwuznaczne. Nietuzinkowe. Z rozpoznawalną, z wyrafinowaną symboliką.
Takie na dłużej zostają w pamięci. Są milsze odbiorze. Wzbudzają sympatie. Po prostu, chętniej rozmawia się o nich.
Podoba albo nie podoba mi się. To kwestia gustu. Zgodzicie się , że poniższe przykłady stanowią ciekawą grę słów: Jasne że pełne [piwo], Local Heroes [moda], Czuły barbarzyńca [księgarnia], Za hajs matki baluj, Red is bad [moda], Nice to fit you [catering], By Insomnia [moda], Leniwa Baba [bar], Pompuj Bicki [suplementy], Krowarzywa Vegan Burger, Traficar [najem samochodów], Pobite Gary [bar], Crazy Nauka [blog], Źródełko [sklep monopolowy], Pociąg do…[kawiarnia], Szlachetna Paczka.
W ich przypadku odpowiedź na pytanie o wolną domenę .pl a nawet .com była raczej oczywista;)
Przecież to najprzyjemniejsza część pracy namingowca! Szperanie po źródłach w poszukiwaniu wiedzy, przykładów rynkowych, benchmarków. Eksploracja danej branży, kategorii rynkowej. Ocena konkurencji – nazewnictwa, komunikacji słownej. I wyciąganie z analizy najciekawszych spostrzeżeń, pojęć, fraz i nazw.
Dla przykładu, w poszukiwaniu nazwy marki modowej wypada dokonać przeglądu marek modowych. Gdzie? Choćby na stronach modowych platform sprzedażowych np. Showroom.pl, Mustache.pl, Domodi.pl, Net-A-Porter.com, AOS, Revolve Clothing albo wyjść albo wyjść szerzej i dotknąć platform uniwersalnych Alibaba.com, Amazon.com, platform off-owych Etsy.com, Outnet.com. Tam, filtrując po kategoriach widać jak na dłoni świat nazw marek tych dużych, tych małych i tych niszowych.
To nie koniec inspirowania się. W poszukiwaniu symboliki przydatne są: słownik wyrazów obcych, słownik symboli, słownik łaciński. Wypada zapoznać się z nazwami “ciał niebieskich” w układzie słonecznym, z nazwiskami uczonych, noblistów, wynalazców. Mitologia grecka, rzymska, egipska, babilońska, wierzenia ludów słowiańskich, germańskich… oczywiście że są przydatne. Nazwy imion angielskich, francuskich, włoskich, arabskich są ciekawą inspiracją. A co z homografami i homofonami tj. słowami angielskimi które są jak polskie? (tutaj jest ich lista link) Warto je znać. Przydają się często.
A jeśli nadal czujesz się w przysłowiowej kropce, polecam pozycję “Firmy” autorstwa Piotra Puldzian Płucienniczaka (tutaj ją znajdziesz). Potraktuj ją zarówno jako ubaw po pachy i jednocześnie jako ciekawą pozycję do poznawania inspirujących wyrażeń.
Wracając jeszcze do marek modowych. Polecam kilka historii powstawania nazw marek modowych: „Nazwa dla marki modowej. Inspiracje w cieniu gwiazd.”
Dzień dobry jestem Pan Palindrom, wyraz pisany identycznie, wprost i na wspak. Nie wierzysz w moje istnienie? Przekonaj się tymi przykładami: Sonos, Civic, Kayak, Omo, Elle, M&M, Abba, Level.
Wyrażenie greckie ‘palindrome’ oznacza nie mniej nie więcej jak ‘biec z powrotem’. Ta wciągająca gra słów może być dla danej marki ciekawym wyzwaniem. Kto nie chciałby posiadać pewnej dozy tajemnicy, zagadki, której rozwikłanie jest nagrodą dla uważnego fana marki? Niewielu ta sztuka udaje się, bo i też nie jest łatwo stworzyć ciekawy palindrom, neologizm, który nie będzie przekombinowany. Powyższe przykłady są udanymi rozwiązaniami. Można owszem wybrać rozwiązanie „zaawansowane”. Takiego czynu dokonano dla gamepada SIXAXIS w konsoli PlayStation 3. Niby słowny-dziwoląg. Co w zamian komunikuje? Logiczne określenie funkcji sześciu osi, punktów styku w tym urządzeniu. Taka właśnie jest nazwa palindrom.
Kwestie kontaktu z Urzędem Patentowym można rozpatrywać na dwa sposoby. Jako proces rejestracji określonej nazwy w formie słownego znaku towarowego lub słowno-graficznego znaku towarowego. Lub jako przeszukiwanie bazy w celu weryfikacji nazwy pod kątem ewentualnej kolizji z istniejącymi znakami towarowymi. To drugie określa się oceną zdolności rejestrowej. Lecz na etapie kreowania nazw jest obowiązkowym działaniem eliminacji koncepcji nazewniczych mogących wpływać na ewentualny konflikt. Wypada znać miejsca, w których takie działania można przeprowadzić, czyli:
„..Najważniejsze w pracy z marką jest zrozumienie tego, jaki sens stoi za nazwą. Co ona naprawdę oznacza. Imię to istota. To bardzo głęboka i starożytna myśl, sięgająca zarania ludzkości. Imię oznacza, że coś istnieje. Nie istnieje nic, co nie ma swojego imienia.”
Grzegorz Kosson „Brand Impulse” Wyd. Słowa i Myśli, 2017.
Zapraszam do drugiej części Alfabetu Namingowca. Tym razem dotykam pojęć na literę D, E, K, N, O.
„I cały ten proces namingowy jest tak naprawdę determinowany warunkiem wolnej domeny .pl”. W ten sposób podsumował proces twórczy właściciel firmy, z którym tworzyliśmy renaming flagowego produktu. Nie skłamał. Przytaknąłem, przyznając mu rację.
Ponad dwa lata temu opublikowałem w artykule „D jak domena” listę ciekawych domen funkcjonalnych (generycznych – gTLD). W tamtym czasie funkcjonowało ich 215. W międzyczasie doszły nowe jak .cloud, .moto, .salon, jetzt, .coach, moto, .vodka, .team, .tatar, .how, .mom, .pet, .promo. Łącznie jest ich ponad 315. Znak czasu? Z całą pewnością. A także nowe możliwości dla marek nie mających szans na wolną domenę .com lub domenę regionalną.
Brak wolnej domeny .pl nie może jednak przekreślać finalnego wyboru nazwy! „Domenowe” ograniczenie należy przekuć w nowe możliwości. W dobrej sytuacji są orzeczenia wyrażające czynność np. wspieram.to, lubimyczytac.pl, szyjemysukienki.pl, biegamy.pl lub forma deklaracji np. pogromcybrudu.pl, wyszorujemy.pl, pomagamy.pl.
W najlepszej sytuacji są nazwy sztuczne (abstrakcyjne, neologizmy). Proste dwusylabowe formy nazewnicze mają nikłe szanse na wolną domenę .com (nawet takie dziwactwa jak xyxo.com, yolo.com, kvak.com są zarezerwowane lub wystawione na sprzedaż). Dlatego warto poszukiwać dłuższych 3-4 sylabowców albo spolszczeń angielskich wyrażeń i viceversa (K zamiast C, Y zamiast J, jedno M zamiast MM, V zamiast W, Q na KW).
Hestia, Gaja, Vesta, Helios, Apollo, Atena, Hebe, Ikar, Diesel, Pandora, Tesla, Nike, Gillette, Sobieski, Pan Tadeusz, Kopernik, Gino Rossi – oto nazwy marek, oto metafory postaci historycznych i współczesnych. Znamy je. Niektóre z nich tak mocno zakorzeniły się w naszym życiu, że nie wnikamy w pochodzenie. A szkoda, bo za wieloma z nich, z reguły, kryje się wciągająca historia.
Eponim, z greki ‘epṓnymos’, oznacza osobę (z reguły boga lub herosa, zazwyczaj postać historyczną), od której imienia nazywano coś np. miasto, święto. Mówimy więc tu o „dawcy imienia, dawcy nazwy” i niekoniecznie wykorzystującego postać mitologiczną.
Eponim związany może być z osobą wynalazcy (Gillette, Tesla), konstruktora (Diesel, Kałasznikow, Ferrari, Patek), odkrywcy (Marco Polo, Newton), a nawet bohatera literackiego (Watson, Pan Tadeusz). Może w całości odnosić się do osoby lub jedynie nawiązywać do jej symboliki (Galileo, Pascal, Adidas, Kelwin, Achilla, Volta, itp.)
Tak na marginesie, czy Yeti jest zatem eponimem?
>>> Więcej na nazwach eponimicznych dowiesz się z artykułu „Nazwa od nazwiska” [kliknij]
A co to? A po co? A czemu to służy? Nie znasz klasy nicejskiej, pod którą podlega Twój biznes? Lepiej więc sprawdź, czy w jej obszarze funkcjonuje znak towarowy o tej samej lub podobnej nazwie. A jeśli okaże się, że Twoja nazwa firmy jest kolizyjna z już zarejestrowaną przez inny podmiot (tj. posiadającą ochronę patentową)? Czy masz awaryjny plan działania?
Klasa nicejska wchodzi w kanon pracy rzecznika patentowego. Jej znajomość, także ochrona prawna marki, dostarcza oręż w walce konkurencyjnej i gwarancję bezpiecznego prowadzenia biznesu. Rzecz jasna posługiwanie się klasami nicejskimi jest podstawowym działaniem namingowca. Przykładowo tworząc nazwy dla produktu softwarowego przeszukuje się bazy urzędu patentowego (UP RP, EUIPO, WIPO) w klasach 9, 35, 42, dla nazwa firmy budowlanej – 6, 19, 37, 42, a nazwa dla napojów typu energy drink – 32 i tak dalej.
>>> Warto poznać szerzej zagadnienia z obszarów prawnej ochrony marki „Rejestracja nazwy firmy w urzędzie patentowym. Czy warto wydać tego tysiaka?” [kliknij]
>>> Kilkanaście przykładów niecodziennych zgłoszeń rejestrowych „Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.” [kliknij]
Biznes wierzy w realia, nie w magię! Pomimo tego niezaprzeczalnego faktu, gros ludzi liczy na łut szczęścia w swoich decyzjach. To dlatego dobrze mają się niekonwencjonalne działania: gry losowe, horoskopy, talizmany, przepowiednie. Również i numerologia znajduje swoich zwolenników w sferze biznesowej.
Zaskoczony? “Tajemne siły” w służbie namingowca? Nie jest niczym obcym wykorzystywanie zasad w numerologii w tworzeniu nazw. Również i tak działa właśnie agencja namingowa. Z własnego doświadczenia przyznam się, że większość przedsiębiorców nie interesuje się numerologią. Są jednak i takie osoby, dla których priorytetem jest posiadanie korzystnej wibracji liczb w nazwie oraz dacie rozpoczęcia działalności.
A najbardziej pożądane nazwy to takie, których wibracja liczb wynosi 1, 3, 4, 8. Najmniej korzystna jest dziewiątka.
W numerologii każda litera posiada swój cyfrowy odpowiednik, na przykład jedynkę posiadają litery A, J, S, a ósemkę litery: H, Q, Z. Zsumowanie wszystkich liter w nazwie do jednej cyfry określa jej wibrację. Najważniejsze jest określenie czy wibracje są harmonijne i dobrane do profilu działalności firmy.
Wibracja cyfry 1 jest odpowiednia dla firm innowacyjnych, związanych z nowymi technologiami, tworzących niestandardowe i nowatorskie produkty. Odnosi się do przywództwa, autorytetu, indywidualności, inności, przedsiębiorczości.
Wibracja cyfry 3 sprzyja firmom z obszaru rozrywki, twórczości, sztuki, komunikacji.
Najbardziej pożądana jest cyfra 8, dlatego że oznacza bogactwo, prestiż, sukces, dobrobyt, dostatek. Wiąże się jednak również z aferami i oszustwami.
Bez względu na to, czy wierzysz-nie wierzysz w numerologię pamiętaj, że miarą sukcesu firmy jest zaangażowanie i umiejętności osób pracujących dla jej dobra.
Od tej formy nazywania czegoś zaczyna się… pomysł na biznes wędrujący od dawna po głowie, kreatywna burza mózgów w zespole, mapa myśl i skojarzeń wylewana na flipchart lub notowanych na kartce papieru. Ich materializacja wypływa w pierwszej kolejności z warstwy słów pospolitych, rodzajowych, tych słownikowych, opisujących tenże pomysł. Tak właśnie powstają nazwy opisowe. Można, wręcz wypada je lubić ponieważ są konkretne. Dosłownie opisują (oznaczają) firmę, produkt usługę tj. ofertę, korzyści, wyróżnienie, obietnicę. Pozwalają nowej marce wyjść do ludzi i przedstawić się w sposób zrozumiały. Tak za darmo. W ten oto sposób: Biopiekarnia, Złote Wyprzedaże, konferencja „I love marketing”, Polski Bus, Skarby Natury, SzyjemySukienki.pl, Lody jak dawniej, Pyszne.pl, Szlachetna Paczka, TripAdvisor, WeTransfer, Bitcoin, Travel Planet.
Oprócz wielu zalet opisowa nazwa firmy posiada swoje ograniczenia. Kluczową wadą jest tzw. brak zdolności odróżniającej powodujący praktycznie niemożliwość uzyskania ochrony patentowej na nazwę (słowny znak towarowy). Nie można się temu dziwić. Urząd Patentowy nie może nadać ochrony prawnej – a tym samym zakazać w powszechnym użyciu –potocznych form słownych jak na przykład: Polski Bus, Dobry Kantor, Apteka Dyżurna, Pożyczkomat, Tania Książka, Świat Bielizny, Strefa Urody, Sympatia. Chodzi tu o ochronę interesu publicznego.
Nazwy opisowe doskonale spełniają rolę docierania do docelowego nabywcy. Nie wymagają znaczących nakładów na budowanie rozpoznawalności marki. Same komunikują swoją kluczową kompetencję. Jednakże obawa o niską ochronę prawną każe się mocno zastanowić nad ostatecznym kształtem takiej nazwy.
>>> Wszystko to co ciekawe o nazwach opisowych poznasz w artykule „Czy nazwa opisowa ma więcej zalet czy wad?” [kliknij]
Dwa lata temu stojąc na scenie konferencji Marketing Day omawiałem kilka wybranych haseł z alfabetu namingowca. Pokłosiem tego wydarzenia był wpis „D jak Domena” Tamto zdarzenie nazwijmy prapremierą. Jak nazwać więc dzisiejszy artykuł rozpoczynający kilkuodcinkowy cykl „Alfabet namingowca”. Premierą?
Nieważne.
Dobrze się stało, że za powyższy cykl nie zabrałem się od razu. Od tamtego wydarzenia, przez okres 32-tu miesięcy, zebrałem sporo wartościowego materiału, przykładów rynkowych, własnych kejsów i obserwacji. Wiem, że wiedza zawarta w tym cyklu będzie wartościowa dla osób mających przed sobą zadanie stworzenia nazwy. Każdej nazwy. Nowej usług, wydarzenia, a nawet nick-a artystycznego.
Zapraszam do zapoznania się z artykułem i…. dzielenia się swoimi spostrzeżeniami.
Czy nazwy abstrakcyjne (sztuczne, neologizmy) są skuteczne, czy warto w nie zainwestować?
Zaletą tego kierunku nazewniczego jest oryginalność, odróżnialność, szerokie pole do interpretacji takiej nazwy. Spójrzcie na przykłady: Trello, Etsy, Nozbe, Redro, Oshee. W swojej kategorii rynkowej dostarczają marce element oryginalności, wyróżnienia się, jakże niezbędne atuty w przyciąganiu uwagi docelowego odbiorcy.
Ten rodzaj nazwy niestety posiada kilka minusów. Główną wadą stanowią koszty… budowania świadomości, rozpoznawalności marki i jej nazwy nie posiadającej skojarzeń branżowych. Bo w nazwę abstrakcyjną należy sporo zainwestować, także swojego czasu!
Jeśli zatem jesteś osobą niecierpliwą nie romansuj z typem nazwy abstrakcyjnej. Nawet jeśli będzie szalenie podobała się i Tobie i rynkowi, czeka Cię praca z nadawaniem jej właściwych, pożądanych skojarzeń. Prawa rynkowe są nieubłagane, odbiorca widząc/słysząc neologizm pozbawiony skojarzeń branżowych musi się przyzwyczaić, nauczyć kojarzyć go z danym produktem/usługą.
Ciekawe informacje o nazwach abstrakcyjnych znajdziecie w artykule „Jaki rodzaj nazwy mam wybrać?”
Oczywiście, że warto poeksperymentować dodając cyfrę do nazwy. Należy pamiętać o jednej podstawowej zasadzie, aby pozbyć się trywialnego schematu używania zamienników słów, czyli 2 zamiast ‘to’ oraz 4 zastępującego ‘for’. I to obowiązkowo!
Decydując się na ten kierunek nazewniczy twórca nazwy powinien wprowadzić bardziej wyrafinowane metody wykorzystania cyfr 8, 3, 1. Wspominam o nich, ponieważ posiadają swoje fonetyczne/wizualnej zamienniki. Spójrzcie na poniższe przykłady: W1nn3r, Decor8, 100ry, Q8, FL8, CR8, 180heartbeats. Udane, kreatywne rozwiązanie problemu zdobycia nieszablonowej nazwy oraz trudno dostępnej domeny .com.
Ostatni przykład zdradza pożądany kierunek strategiczny w budowaniu nazwy z cyfrą – zawarcia w niej idei, tożsamości, ideologicznego podłoża ukazującego cel istnienia marki. Doskonałym przykładem jest startup 21andMe umożliwiający zbadanie kodu genetycznego DNA, w celu poznania cech (tym samym obciążeń) dziedzicznych. Nazwa pochodzi od 23 par chromosomów tworzących ludzki genom.
Dobra rada jest taka: nie należy trzymać się sztywno zasady szczegółowego opowiadania historii marki. Dokładne opisy jej powstania, daty, miejsca, uczestnicy, świadkowie i „jak to było z jej nazwą” wydłużają opis. Historia marki musi być zwięzła. I przede wszystkim musi być wciągającą.
Sztuka storytellingu opiera się na sprawdzonym schemacie budowania angażującej historii. Przysłowiowa walka dobra ze złem zawierająca przełomowy moment, w którym następuje przemiana u bohatera, wezwanie do działania (proces inicjacji) i rozpoczęcie nowej podróży życia, w samotności lub z pomocnikami są sprawdzonym schematem scenariuszy filmowych.
Struktura monomitu (autorem jest Joseph Campbell) zawiera kilka kluczowych punktów opowieści podróży bohatera. Odnaleźć je możemy się w przesłaniach, mitologiach, religiach świata i oczywiście kultowych opowieściach i filmach. Rzecz jasna finałem dobrej historii jest zwycięstwo, pokonanie przeciwnika i niezagrożone kontynuowanie swojej misji życiowej.
Nietrudno domyślić się, że najtrudniej odnaleźć pomysł na udaną historię marki. Warto nakierować inspiracje wokół czterech obszarów (zasada 4M):
Myth (historia rodzinna, dziedzictwo, kultywowanie tradycji),
Men (mowa o założycielach, udziałowcach, pracownikach, prekursorach, twórcach, a nawet postaciach będących ikonami współczesnego świata),
Materials (wykorzystanie istniejącego potencjału firmy, nowego pomysłu, innowacyjności, udoskonalenie starego patentu) oraz
Market (czyli nawiązanie do konkurencji, potrzeb konsumenta, możliwości rynkowych).
W historii marki niekoniecznie należy nawiązywać do jej nazwy. Owszem można, ba, wypada tak uczynić. Lecz warto wspomnieć marginalnie, przy okazji. Pozwól czytelnikowi samemu rozwikłać „zagadkę”. Bo w tym jest haczyk storytellingowego bio o marce: zachęcić czytelnika do dopowiedzenia sobie firmowej historii.
Zachęcam do przejrzenia wpisów: o budowaniu wędrówki bohatera „O tym jak zbudować angażującą historię” oraz „Jak napisać „O firmie”, aby użytkownik przeczytał tekst do końca”.
Od dawna obserwuję literę Y, która moim zdaniem jest niedoceniana. Rzadko trafiam na nazwy z finezyjnym wykorzystaniem litery Y. Czy to obawa o czytelność, o wpasowanie się w trend branżowy, o niezrozumienie przez grupę docelową? Przypuszczam, że ostatnie wyjaśnienie ma największy sens.
W naszym języku polskim wyrazy zawierające literę ‘j’ nie stanowią tak licznej grupy. A skoro ta głoska nie jest na tyle popularna, tym bardziej wypada przytulić ją do siebie. Mówiąc wprost, przy kreowaniu nazw warto zainwestować więcej czasu nowe słowa zawierające Y zamiast J.
Wzorcowym przykładem jest marka Kayak . Tak, punktem wyjścia stanowi nasze polskiej słowo ‘kajak’, lecz tutaj mowa o znaku towarowym Kayak. Osoby bardziej wnikliwe zauważą w tym słowie jeszcze jedną sztuczkę. Kayak jest palindromem (wyjaśnienie odnajdziesz w „P jak Palindrom”), wyrazem symetrycznym, pisanym wprost i na wspak.
Zamiana J na Y posiada jeszcze dodatkowy atut. Zwiększa szansę na uzyskanie wolnej domeny .pl, a nawet .com. Jest zatem o co walczyć, naprawdę jest.
Ten artykuł jest długi. Lecz uwierz mi, warto dobrnąć do jego końca. Zanim dotrzesz do sedna, istoty hasła kozacka nazwa firmy konieczny jest wstęp. Wyjaśniam w nim dlaczego nazwa firmy jest istotna, lecz nie jest jedynym elementem budowania znajomości, świadomości, rozpoznawalności marki. Triada strategia, branding komunikacja „wrzuca” naming do wielu elementów i narzędzi. O tym, gdzie jest jego miejsce dla nazwy firmy opisuję tu poniżej.
[update 20.12.2021]
Fenomen skutecznej marki wynika z klasycznej symbiozy czterech wzajemnie uzupełniających się filarów. Są nimi:
Przytaczanie przykładów renomowanych marek choćby z listy Best Global Brands, tj. ich dróg sukcesu, historii powstania słucha i czyta się miło. Pięknie przedstawione historie, często obejmujące dziesięciolecia (Lego, McDonald’s, Johnie Walker), sukcesje rodzinne (Walmart, Grycan), przełomowe zmiany technologiczne (Facebook, Google, Tesla), służą by inspirować, edukować, dawać wzór dla kolejnych pokoleń przedsiębiorców.
Bądźmy szczerzy, przenosząc je na grunt rodzimego podwórka, w skali makro (ogólnokrajowej) lub skali mikroprzedsięwzięć należy zejść na ziemię i powiedzieć sobie wprost: Przykłady wielkich tego świata nie pomogą w tworzeniu koncepcji nowej marki, rozwijaniu swojego pomysłu… Przynajmniej za darmo tego nie uczynią. Trzeba liczyć na siebie samego, na własną kreatywność, na korzystanie ze sprawdzonych rozwiązań.
Narzędzi i modeli do konstruowania marek jest bez liku. Choćby słynna koncepcja Disruption stworzona w 1996 roku przez agencję reklamową TBWA, Brand Asset Valuator autorstwa Young and Rubicam, autorskie koncepcje słynnych agencji strategicznych Landor, Interbrand, Added Value, i polskiej Stratosfery by Deloitte stanowią wzory do naśladowania i rozwijania własnej metody modelowania marki. Większość z nich wykorzystuje triadę:
a ich rozwinięciem jest kanwa modelu silnej marki jaką przytoczyłem na samym początku.
(1) Wartość dodana w produkcie/usługi dostarcza unikalną, wyróżniającą korzyść użytkownikowi, np. zamawianie taksówek przez aplikacje Bolt, FreeNow, Uber, serwisy zamawiania jedzenia online Pyszne.pl, Glovo, Volt.
Inne ciekawe przykłady stanowią: AirBnB powoli przekształcające się w usługi hotelowe, Nero Cafe oferujące doskonałe espresso, świeże jedzenie i atmosferę udanego spotkania, marka Red is Bad (odzież patriotyczna produkowana w Polsce), Demotywatory.pl na dobry początek dnia, Centrum Nauki Kopernik pozwalające twórczo odkrywać świat,
(2) Chwytliwa nazwa firmy nadaje kolorytu marce, kształtuje jej osobowość, kreuje kategorię rynkową np. Paczkomat, Proste Historie, BioPiekarnia, Lody jak dawniej, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, KodyRabatowe.pl, Jan Niezbędny, Szlachetna Paczka, Szyjemysukienki.pl, JumpCity, Polish Lody, Oshee, Tiger, Florovit, Bodzio Meble, Złote Tarasy, leki: Locomotive, Acatar, Ulgix, Stoperan, Gripex, apteki Dbam o zdrowie.
(3) Wyrazisty system wizualny polega na graniu elementami graficznymi, zestawieniach kolorystycznych i kontrastów wpływających na percepcję konsumenta np. czarno-białe Łaciate, fioletowa/liliowa Milka, fioletowy kolor i „glut” Play, od dziesięcioleci ten sam niebieski okrąg Nivea, zielona flota autobusów FlixBus, brązowy Grycan, jasny zielony Glovo, ciemny zielony Bolt.
(4) Klarowne pozycjonowanie wyróżnia koncept we własnej kategorii rynkowej, konsekwentnie wspiera prowadzoną komunikacją tj. jasnym, czytelnym komunikatem np. Biedronka „Codziennie niskie ceny”, Proste Historie, Muszynianka „Napędza magnezem”, Red Bull „Doda Ci skrzydeł”, krzykliwe grafiki A2 Mobile, Kinky Winky pierwszy w Polsce queer sex shop, Farmio „Jaja bez GMO”, polska narodowa spółka cukrownicza Polski Cukier, nawiązujący do włoskich korzeni: Gino Rossi oraz Wittchen, pierwszy polski elektryk Izera, rockowe Męskie Granie, fundacja Rak&Roll.
Tym sposobem przechodzę do sedna, do tematu dzisiejszego postu i koncepcji kozackiej nazwy. Idea kozackiej nazwy wywodzi się z jednego z czterech elementu modelu silnej marki: chwytliwej nazwy.
Czym jest właściwie kozacka nazwa? To nazwa firmy, produktu, usługi, wydarzenia, nazwa marki.
Ale jaka? Chwytliwa, dopasowana, angażująca, przyciągająca, sugestywna, unikalna, z wolną domeną? Nie do końca są to kryteria kozackiej nazwy.
Czy więc chodzi o nazwę, słowo, określenie wyrafinowane, unikalne, jedyne w swoim rodzaju? Nie, nie w tym rzecz.
Określenie kozacka nazwa dotyczy nazwy, która współgra przynajmniej z jednym z pozostałych elementów modeli silnej marki (ideałem jest najwyższy poziom spełnienia każdego z czterech filarów powyższego modelu). Razem, w duecie, tworzą charakterystyczną koncepcję marki, nadają jej wyrazistości; jeśli nie wywołują efektu zapamiętania, przynajmniej przyciągają uwagę.
Kozacka nazwa może bazować więc na połączeniu ciekawej nazwy z wartością dodaną produktu/usługi, lub z wyrazistym brandingiem, albo z intrygującą komunikacją. Ważne, aby mix tych elementów wpływał na siłę marki, na jej postrzegalność, czytelność, by przyciągał uwagę, zachęcał do interakcji. A kryterium skuteczności kozackiej nazwy jest zawarte w wartości marki: świadomości, rozpoznawalności, lojalności, w generowaniu przychodów ze sprzedaży, w jej wycenie finansowej.
Sceptyk będzie dowodził naciąganie idei kozackiej nazwy pod filary silnej marki.
To prawda. Jednak, czyż nie pierwszym elementem styku na linii marka-konsument jest jej nazwa? Czy to nie nazwę konsument wymawia nabywając, użytkując, rekomendując markę? Jaki element jest przedstawiany w opisach, materiałach prasowych, różnego rodzaju rankingach, jak nie nazwa?
Owszem, samą nazwą nie można zwojować rynku. Lecz wspólnie z drugim, trzecim czwartym filarem (w duecie, tercecie, komplecie) nazwa buduje silną broń, zdobywając umysł i serce konsumenta.
Pola. Zabierz ją na zakupy. (www, FB) Aplikacja Pola pomaga odnaleźć polskie wyroby. Skanując kod kreskowy można dowiedzieć się „czy dany producent opiera się na polskim kapitale, czy ma u nas swoją produkcję, tworzy wykwalifikowane miejsca pracy, czy jest częścią zagranicznego koncernu.” Pola zachęcając do zakup polskich produktów, broni polski kapitał. Nazwa jest trafiona, Polak, Polska i te damskie imię Pola, wszak Polki szczycą się niebanalną urodą.
⇛ Miła, przyjemna nazwa + misyjność + użyteczność aplikacji
Wolves Summit (www, FB) jest bodajże największym wydarzeniem networkingowym w branży startupowej. Międzynarodowa konferencja organizowana w Warszawie, przez polską ekipę, dostarcza wiedzę i „kreuje środowisko sprzyjające budowaniu pożądanej wysokiej klasy sieci kontaktów biznesowych.” Nieodzowne miejsce dla młodych startupowców i młodych firm. Swoistych młodych wilków, energicznych, gotowych do działaniach (takich jak Ci odważni przedstawieni w artykule Głodne wilki na Wolves Summit), podejmujących wyzwanie wejścia i zdobywania rynku.
Komunikacja jest bardzo konsekwentna, wpierana kluczowymi słowami: młodzi startupowcy-młode wilki, grupa-stado, praca w grupie-wataha, sukces-zdobycz.
⇒ Symbolicznie skojarzeniowa nazwa wydarzenia + emocjonalne pozycjonowanie i wyraźna komunikacja do startupowców
Farmio. „Pani Halinka nie dałaby kurkom paszy GMO” z takim hasłem weszła na rynek nowa marka jaj kurzych w 2013 roku. Konsumenci zaczęli kupować „te ekologiczne” jaja, nie mając pełnej świadomości, że są to zwykłe „trójki”, to jest jaja z chowu klatkowego. W końcu nazwa i komunikacja Farmio przekazują obraz jaj ekologicznych, zdrowych, wolnych od żywności modyfikowanej genetycznie.
⇛ Ekologicznie skojarzeniowa nazwa marki+ wartość dodana („Jaja wolne od GMO”) + racjonalne pozycjonowanie
Browar Brodacz. (www, FB) Ten mikrobrowar doskonale odnajduje się na coraz śmielej rozwijającym się rynku piw rzemieślniczych (craft brewery). Browar Brodacz jest aktywny i obecny tam gdzie smakosze jego piw, na festiwalach, konferencjach, wystawach i oczywiście w „specjalistycznych” sklepach. Marka jest konsekwentna w swoim przekazie – barman Brodacz, zniżka dla brodatych, hasło „Hej Brodaczyska” nawiązują do utartego wizerunku brodatego piwowara.
⇒ Urzekająca nazwa opisowa + komunikacja do „brodatych”
Red is Bad. Marka przedstawia się jako “tożsamościowa i wolnościowa marka odzieżowa z Polski.” Warto przejrzeć Manifest marki, aby poznać jej misję i kontekst społeczny. A nazwa? Red is bad jest prowokująca, przekorna, zaczepna, również refleksyjna, bo „red nie jest bad!”
⇛ Prowokująca nazwa + wartość dodana (najwyższej jakości ubrania patriotyczne, wyprodukowane w Polsce) + pozycjonowanie (dla ludzi dumnych z Polski)
Fundacja Rak&Roll (www, FB) „Wygraj życie, Rollujemy raka”, „Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi”, „Gadaj*Badaj”, „Rak’n’Roll Records”, „Boskie Matki„, „Daj włos„, takie hasła kieruje do nas Fundacja, przede wszystkim aby „zmieniać schematy myślenia o chorobie nowotworowej”, oraz aby „kobiety chore na raka zaczęły walczyć o swoją kobiecość w chorobie.”
Sama nazwa daje prztyczka w nos rakowi i już za to zasługuje na miano kozackiej nazwy.
⇒ Całkiem” niezabawna” nazwa + misyjność
Bodzio Meble. Zaskoczeni tą nominacją? Ilekroć na szkoleniach wymówię tę nazwę słyszę jak nie chichot, to niedowierzanie. Słyszę o jej śmieszności, braku powagi etc. Ale…, przecież…, Bodzio jest zdrobnieniem od imienia Bogdan. A założycielem tej firmy meblarskiej jest jak nie inaczej Pan Bogdan, dokładniej Bogdan Szewczyk. Gdyby ta nazwa byłą naprawdę nieudana, firma Bodzio Meble nie stałaby się jednym z największych producentów mebli w kraju, z liczbą ponad 320-tu salonów meblowych.
⇒ Nazwa firmy o której się „mówi” + skuteczność w działaniu
Kinky Winky. Najpierw był słowo „Kinky”, do rymu brakowało tego drugiego słowa. Całość miała być niebanalna, odmienna od prostolinijnego słowotwórstwa nazw sklepów w tej branży. Miał to być sklep z klasą, powściągliwy, edukacyjny, pozytywnie nastawiony do seksualności – pierwszy w Polsce queer sex shop. Drugi człon „Winky” powstał przypadkiem, po długich poszukiwaniach. Skojarzenia z fioletowym Tinky Winky, chłopcem z torebką, są trafne, lecz nie należy uznawać jego imienia za główny motyw wyboru drugiego słowa w nazwie Kinky Winky.
⇛ Dźwięczna, zapadająca w ucho nazwa firmy + wartość dodana (pozbawiony wulgarności sex shop) + pozycjonowanie (produkty trudne do znalezienia w innych miejscach)
Ecocar. Mimo, że nazwa nie rzuca na kolana, jej atutem jest zawłaszczenie idei ekologicznych taksówek. Hasło „najbardziej ekologiczne taksówki w mieście” potwierdzone jest „własną, jednorodną flota maksymalnie dwuletnich aut, spełniających restrykcyjne normy emisji spalin”.
⇛ Opisowa nazwa firmy + wartość dodana „być eko” + klarowne pozycjonowanie. Tak wygląda przepis na kozacką nazwę Ecocar w branży taksówek.
Mógłbym tak długo przedstawiać i uzasadniać kolejne nazwy zasługujące na miano #kozackanazwa. Do tego wykorzystuję profil na Instagramie @kozackanazwa.
Jaka jest konkluzja końcowa, zatem?
Czytelniku drogi, chciałbym abyś miał/a świadomość, że samą nazwą nie zwojujesz rynku, ani samym logo, obrazem wizualnym, ani samym pozycjonowaniem produktu. Do tego, aby zdobyć pewną pozycję w umysłach klientów potrzebna jest synergia wielu działań, synchronizacja następujących po sobie etapów kreowania i zarządzania marką. Od tego właśnie jest agencja namingowa.
Dobra, chwytliwa, urzekająca nazwa firmy z całą pewnością pomaga marce, tak samo jak udany koncept marki, idealne pozycjonowania, czy wyrazista komunikacja. Ideałem jest posiadanie wszystkich czterech zgranych filarów w modelu silnej marki.
A jeśli się ich nie posiada? Symbioza przynajmniej dwóch, tak jak pokazałem na powyższych przykładach, daje szansę wybicia się ponad przeciętność i zdobycia zadowalających udziałów rynkowych.
Trzy lata temu opublikowałem pierwszy wpis na moim namingowym blogu. Dwa lata temu obchodziłem pierwszą rocznicę bloga. Rok temu opublikowałem podsumowanie pierwszy dwóch lat. Jednym słowem nic odkrywczego, nic szczególnego. Czy aby na pewno?
istotnym narzędziem mojej agencji namingowej w budowaniu jej pozycji rynkowej, zwiększaniu świadomości jej marki, a także pogłębianiu wiedzy o namingu o strategiach wprowadzania marek i zarządzania nimi.
Spoglądając na ilość wpisów w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wprawny obserwator może zarzucić mi, że spędziłem ten czas leniwie. I tu śpieszę z dementi powyższej tezy.
Ostatnie kilkanaście miesięcy minęły na niesamowicie twórczej pracy, przede wszystkim nad tworzeniem nazw nowych marek. Lecz najbardziej wprawia w zadowolenie udane poszerzenie kompetencji agencji do sfery kreowania strategii marki oraz launchingu. Na rynku jest wielu naprawdę znakomitych strategów marketingowych i uznanych agencji konsultingowych. Z tego powodu cieszy mnie, gdy klienci kontynuują współpracę nad ich marką, właśnie z moją agencją.
Zakładając agencję namingową Syllabuzz.pl zależało mi ogromnie aby, raz zbudować wizerunek agencji wyspecjalizowanej w tejże dziedzinie, dwa nie zostać zaszufladkowanym to obszaru tylko namingu i tylko storytellingu. Owszem warto być uznanym specjalistą, jednak specjalizowanie się tylko w jednym, wąskim obszarze nie było moją ambicją.
Mogę więc z dumą pochwalić się, że plan spozycjonowania agencji na szerszej kompetencji „naming + strategia” jest realizowany i zbiera pierwsze żniwa. Ich widoczne efekty będą cykliczne publikowane w sekcji Portfolio.
– Ale, ale. Coś tu nie gra. Przecież sekcja Portfolio nie działa na stronie!!!
– Tak, drogi czytelniku. Nie działa, ponieważ nie ma takiej sekcji w …. obecnym kształcie strony firmowej syllabuzz.pl. I jej nie będzie!
I to jest druga wiadomość, którą chcę się pochwalić.
W pierwszych dniach listopada nastąpi odsłona całkowicie odmienionej strony firmowej. Nowej, lżejszej, dopasowanej do wyświetlania na komputerach, tabletach, smartphonach, zawierającej komplet informacji o agencji, o jej kompetencjach i dokonaniach. Dotychczasowy widok strony głównej z rotatorem, trójpodziałem oferty i ascetyczną stopką stanie się przeszłością. I wspomnieniem poświęconej sporej ilości czasu nad jej zbudowaniem.
Zmiana wyglądu strony internetowej jest naturalną kontynuacją rozwoju agencji. Naming jest dziedziną niezwykłą, kreatywną, dalekowzroczną … i wymagającą ciągłego edukowania rynku. Samoistne nazwy, tworzone przez założycieli firm, twórców marek, produktów są i udane i nieudane. Biję brawo twórcom świetnych, chwytliwych nazw. Współczuję tym osobom, które nie poradziły sobie z tym zadaniem. Nie ma co ukrywać, znalezienie pomysłu na nazwę, wymyślenie jej i rozpoczęcie drogi kreowania silnej marki jest nie lada wyczynem. Lecz o to w tym biznesie chodzi. I dlatego warto, a nawet wypada pomagać osobom będącym w potrzebie.
Dlatego działamy w dziedzinie edukowania rynku tworząc i promując własną koncepcję kozacka nazwa. Debiut tej koncepcji miał miejsce podczas prezentacji w Aula Trójmiasto #4. Kontynuacja i legitymacja idei kozackiej nazwy odbywa się na firmowym profilu @kozackanazwa na Instagramie oraz na Facebooku. Pomysł na #kozackanazwa chwycił; gdzieniegdzie można trafiać na oddolne tagowanie zdjęć, wpisów, komentarzy odnoszących się do udanych nazw. Wierzę, że w niedalekiej przyszłości hasło #kozackanazwa trafi do branżowego języka marketerów.
Podsumowaniem dzisiejszego wpisu będzie lista wszystkich postów opublikowanych na blogu. Ostatni rok blogowania nie był płodny, jeśli chodzi o ilość wpisów. Był natomiast silnie merytoryczny i …
Kwestie odpowiedzialności społecznej biznesu oraz patriotyzmu narodowego i lokalnego zawarte w kilku tegorocznych postach, ukazują kierunek w którym będę podążał w kolejnym czwartym roku istnienia bloga. Będą na nim zamieszczane posty z praktyczną wiedzą, szczególnie przydatną na etapie tworzenia marki i rozwijania firmy. W ten sposób pozycjonowanie agencji w obszarach „naming + strategia” będzie miało również swoje odbicie w autorskich publikacjach.
→ Nazwa się liczy [na: brandingowy.pl]
→ Jak napisać „O firmie”, aby użytkownik przeczytał tekst do końca (cz. 1)
→ Nazwa “Brainly” to strzał w dziesiątkę. Wszystko o namingu startupów [na: MamStartup.pl]
→ Bunt na farmie! Czy finezyjne nazwy jaj robią nas w jajo?
→ Jak napisać wciągające bio o firmie (i zmieścić się w 2.400 znakach)?
→ Nazwa dla księgarni internetowej (cz. 1)
→ Strategia skutecznej nazwy. Kilka praktycznych rad.
→ Polski Bus wcale nie taki polski. A co na to Polski Cukier?
→ Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.
→ Kontrolowana akcja #NameAndroidN? Zgaduję, że tak!
Fotografia: LifeofPix.com / by Leeroy
1. Są nazwy dobre, nijakie i głupie.
2. Kreatywność w tworzeniu nazw ograniczają przepisy w procedurze udzieleniu prawa ochronnego.
3. Linki do wyszukiwarek baz urzędów patentowych.
Wbrew pozorom nie jest sztuką wymyślić dobrą, chwytliwą nazwę. Owszem jest to proces nieobliczalny; w jednych przypadkach stworzenie serii ciekawych nazw staje się istną zabawą intelektualną, a w innych wymyślenie czegokolwiek sensowego idzie jak po grudzie.
Może być zaskoczeniem fakt, że wybranie szczęśliwej piątki propozycji nazewniczych i ich prezentacja przed zleceniodawcą nie stanowi największego szczęścia (zadowolenia, ulgi, poczucia zwycięstwa). O nie! Jeszcze większe zadowolenie sprawia pozytywna weryfikacja koncepcji nazewniczych we właściwym urzędzie patentowym. Wpisanie w wyszukiwarce proponowanej nazwy, a następnie wyświetlenie się komunikatu informującego o tym, że ta nazwa jest bezkonfliktowa w danej klasie nicejskiej jest sukcesem. Osobistym sukcesem! I tym większym jeśli, na dodatek, sprawdzenie w rejestrze domen wolnej domeny .com wykaże wynik pozytywny. Yupi! Mamy unikalną, wyjątkową nazwę! …. chciałoby się krzyknąć ze szczęścia.
Lecz niestety, aby dojść do takiej sytuacji należy przebyć długą drogę kreatywnego myślenia, często opartego na tworzeniu nazw sztucznych (neologizmów) lub skojarzeniowych (sugestywnych). Słowa proste, pospolite dostarczają nazwie marki lepszą rozpoznawalność, lecz o wolnej domenie .pl (i również.com) możemy zapomnieć, nie mówiąc już o zarejestrowanych tego typu nazwach w urzędzie patentowym.
Dlatego tworząc ciekawe nazwy kreuje się wszelkiej maści różne-słowne-cudawianki, mądre, sensowne, a także nijakie, wręcz głupie, pozbawione znaczenia. Tych ostatnich nie warto „zakopywać”. Wśród nich można wygrzebać się coś co po przekształceniu stanie się słownym arcydziełem.
Między innymi z wyżej wspomnianych powodów w poszukiwaniu unikalności, a także w celu zwiększenia szansy uzyskania ochrony prawnej (na znak towarowy we właściwym urzędzie patentowym) tworzy się słowne cuda lub słowne dziwolągi. Można się domyślić, że niejeden rzecznik patentowy płakał jak rejestrował dziwną nazwę … a może się uśmiechał? Wszak to jego praca, dążyć aby nazwa marki jego zleceniodawcy uzyskała ochronę prawną.
Niedawno trafiłem na ciekawy fanpage o tytule Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował. Są tu nie tylko autentycznie zarejestrowane przez Urząd Patentowy znaki towarowe (chronią nazwę firmy), ale także wzory przemysłowe (chronią wygląd np. mebli), czy patenty na wynalazki (np. płyta do zaganiania warchlaków). Mnie osobiście zainteresowała zawartość przykładów nazw i sloganów, którym udzielono prawo ochronne lub nadano odmowę. Podam kilka przykładów pokazujących kreatywność w tworzeniu nazw oraz określeń produktów i usług.
Pan Krokodyl – nazwa gabinetu stomatologiczno-protetycznego w Warszawie dla dzieci i dorosłych.
A może nie nad morze – przeznaczony do oznaczania usług reklamy, organizowania podróży, informacji o imprezach rozrywkowych, informacji o rekreacji, organizowania i prowadzenia koncertów. Właścicielem znaku towarowego (R. 216476) jest Samorządowa Agencja Promocji i Kultury w Szczecinku.
Najlepszy przyjaciel Twojego hamburgera – przeznaczony do oznaczania produktów: sosy i keczup. Właścicielem znaku towarowego jest Heinz Polska.
Pierogi Solejukowej – przeznaczony do oznaczania pierogów i pierożków ravioli. Dla mniej wtajemniczonych, Kazimiera Sojejukowa jest bohaterką serialu Ranczo. Jej popisowym daniem stały się właśnie pierogi. Powyższy znak towarowy należy do „Studio A”, producenta serialu Ranczo.
Studenckie – można się domyślić, że nazwa przeznaczona była do oznaczania towarów takich jak: wina, napoje alkoholowe. Była, ponieważ nastąpiło wygaśnięcie prawa ochronnego.
Abracadabra – podobnie jak w przypadku znaku towarowego „Studenckie”, nazwa Abracadabra przeznaczona była do oznaczania produktów alkoholowych: wina, wódki, brandy. Tutaj również nastąpiło wygaśnięcie prawa ochronnego.
Zaufanie, które procentuje. Kolejny przykład kreatywnego oznaczania produktów typu: wina, wina musujące, wódki, likiery, brandy, drinki, napoje alkoholowe. (Prawo ochronne wygasło).
Nazwa Piekielnie Czysta mówi sama za siebie i odnosi się do wódki (Toruńskie Winnice Win VIN POL). Natomiast znak towarowy Antystres (R.112288) może wzbudzić zdumienie, ponieważ dotyczył wina. Jego właścicielem również była spółka VIN POL, która jak widać kreatywnie podchodzi do nazewnictwa swoich produktów. Jednakże nazwa jej autorstwa Zalej Robaka zawierała powszechne wyrażenie, dlatego Urząd Patentowy odmówił udzielenia prawa ochronnego.
Odmowa dotyczyła również dwóch nazw pospolitych: Mąż Na Zlecenia oraz Żona Na Zlecenie. Nie przeszkadzało to zgłaszającemu na prowadzenie działalności usługowej, które przedstawione są pod tymi domenami maznazlecenie.pl, zonanazlecenie.pl.
Ciekawym przypadkiem jest slogan Ruch nie musi skrzypieć. Prawo ochronne uzyskała firma Olimp Laboratories. Slogan używany jest w komunikacji leku na stawy OLIMP Flexagen.
Kto zgadnie co kryje się na określeniem Zając Mroku? Podpowiem, właścicielem znaku jest operator telefoniczny Play. Zając Mroku – uosobienie ducha marki Play – był bohaterem kilku kampanii reklamowych.
Skoro właścicielem tego znaku towarowego (R.267666) jest Radosław Liszewski, frontman zespołu Weekend, można domyślić się że chodzi o znak „Ja uwielbiam ją ona tu jest i tańczy dla mnie”.
Więcej takich słownych „smaczków” znajdziecie na tym fanpage Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.
Dlaczego tak się dzieje, że w jednych przypadkach urząd patentowy udziela ochrony prawnej na znak towarowy a w innych nie? O komentarz poprosiłem właściciela fanpage Rzecznik patentowy płakał gdy rejestrował, który – co nie powinno być zaskoczeniem – sam jest rzecznikiem patentowym. Mikołaj Lech, rzecznik patentowy w Kancelarii Patentowej Lech tak wyjaśnia powody udzielenia ochrony prawnej lub jej odmowy.
W przypadku publikowanych przeze mnie znaków, to wytłumaczenia są właściwie trzy:
1. Zgłaszający nie korzystał z pomocy rzecznika patentowego i popełnił błędy proceduralne. Przykładowo nie zapłacił wymaganej opłaty urzędowej w terminie, źle zredagował dokumenty zgłoszeniowe czy nie odpowiedział na wezwanie samego Urzędu. Wiele osób jest przekonanych, że po dokonaniu zgłoszenia ma już ochronę. Tymczasem to dopiero początek licznych formalności.
2. Urząd Patentowy znalazł znaki podobne do tego zgłoszonego i odmówił rejestracji. Tak było do 15 kwietnia 2016 r. Obecnie procedura się zmieniła. To właściciel wcześniejszego podobnego znaku towarowego musi się sprzeciwić rejestracji. Jeżeli tego nie zrobi w terminie, nawet identyczny znak towarowy konkurenta otrzyma ochronę.
3. Zgłoszone oznaczenie nie kwalifikuje się w ogóle do ochrony. Nie rejestruje się przykładowo znaków opisowych (np. pachnący chleb na chleb), znaków które zawierają symbole narodowe jak flaga, godło oraz znaków naruszających dobre obyczaje (ogólnie wulgaryzmy czy symbol Polski walczącej). Aby slogan reklamowy mógł być zarejestrowany jako znak towarowy musi być bardzo fantazyjny. Tymczasem często jednoznacznie wskazuje do oznaczania czego służy.
Kreatywność w tworzeniu nazw jest nieograniczona. Można je tworzyć na setki sposobów. O jednym jednak należy pamiętać. Zanim wybierze się właściwą nazwę należy sprawdzić w bazie urzędu patentowego czy nie następuje kolizja z identycznymi lub podobnymi znakami towarowymi, już posiadającymi prawo ochronne. Jeśli tak, nie warto wchodzić w spór i narażać się na straty. Są jednak tacy przedsiębiorcy, którzy mają swoje własne zdanie na ten temat (Ach, my uparci Polacy).
Kilka artykułów na ten temat napisał na swoim blogu Mikołaj Lech. Szczególnie polecam jego dwa wpisy:
„Analiza prawna marki. Co tak naprawdę daje?” – co daje takie badanie można posłuchać w tym nagraniu:
oraz „Sprawdziłeś dostępność nazwy firmy. Co dalej?”, w którym Mikołaj w sposób wymowny opisuje konsekwencje niczym nieuzasadnionego uporu.
Na koniec obiecana lista linków do wyszukiwarek baz urzędów patentowych:
1. Urząd Patentowy Rzeczpospolitej Polskiej w Warszawie. Tutaj uzyskuje się ochronę znaku towarowego na całą Polskę.
2. EUIPO Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej w Alicante. Tutaj uzyskuje się ochronę na kraje Unii Europejskiej.
3. WIPO Światowa Organizacja Własności Intelektualnej, biuro w Genewie. Za pośrednictwem tej organizacji uzyskuje się ochronę prawną na wybrany kraj lub wybrane kraje (tzn. rozszerza się istniejącą ochronę prawną o inne, wybrane kraje prawie z całego świata).