Znowu podjąłem się trudnego tematu. Przygotowania tekstu o tym jakie trendy namingowe prognozuję. Stawia mnie to w roli czarodzieja, maga, szamana starającego się powiedzieć co wydarzy się przyszłości. Na szczęście nie muszę wróżyć z fusów. W mojej pracy namingowca widzę na co dzień powtarzające się zjawiska, schematy i mody na pewne techniki kreowania.
W tym artykule przedstawiam siedem ciekawych zjawisk, które można określić jako trendy namingowe. Warto je poznać, szczególnie jeśli przed tobą stoi lub będzie stało wyzwanie stworzenia nazwy marki. Jeśli szukasz odpowiedzi jak wymyślić nazwę, oceń czy opłaca się podążać za wybranym trendem czy odwrotnie, kategorycznie unikać tego co w tym artykule przedstawiam, czyli siedem trendów namigowych.
Moda na storytelling już dawno dotarła w obszar nazewnictwa. Mam osobiste wrażenie, że w niektórych bajonazwach odnaleźć można ślad kultowego „Start with why” Simona Sinka. Może to ja jestem przewrażliwiony na punkcie obietnic bez pokrycia, tworzenia określeń pachnących chwytem marketingowym? Możliwe. Jestem pewien, że dla właścicieli marek ważne jest, aby biznes kręcił się jak najlepiej, a marka chwytała grupę docelową za rogi. Dlatego chwytają się każdego sposobu, nawet jeśli jest etycznie wątpliwy.
O kim, o czym mowa? O takich nazwach, które dla bardzo przyziemnych produktów i usług starają się przekazać bajkową obietnicę, storytellingowy przekaz.
Na przykład branża jajczarska cechuje się wysokim poziomem „poetyki”. Tego typu nazwy jak Wolna Kurka, Wysoka Grzęda, Wybiegane, Moja Kurka, Ściółkovo, Kurza Paczka, Wesoły Kurnik są tego dobitnym przykładem.
Innym przykładem jest branża funeralna. Smutek, rozpacz, żałoba zakrywane są nazewnictwem związanym z nadzieją, pozytywnym stosunkiem do śmierci. Nie dziwić więc powinny takie usługi pogrzebowe jak: Nowe życie, Nadzieja, Sleep time, Heaven, Inferno, Archanioł. (trochę więcej zobaczysz tutaj „Bunt na farmie! Czy finezyjne nazwy jaj robią nas w jajo?”).
Kreatywność odnajdziemy także w kategorii sklepów z używaną odzieżą potocznie nazywanymi ciuchlandami, szmateksami, lumpeksami. KopCiuszek, Szafari, Dolce Catana, ŁapCiuszek, Versaczek, Koko Szmatel, Zatoka Luksusu, Szaflandia, Szał Room pokazują, że kreatywność w naszym narodzie osiąga wysoki poziom poezji… na wagę.
Więcej takich kozackich bajkowych nazw przedstawiam na profilu Kozacka Nazwa.
Cokolwiek powiedzieć, bajonazwa polega na typowym pimpowaniu rzeczywistości. Masz przeciętny produkt lub usługę? Możesz podwyższyć jego status „niebiańskim” nazewnictwem.
Zalety:
Wady:
Wskazówka:
Ten trend namingowy ma zastosowanie w wybranych kategoriach rynkowych. W branży przemysłowej niekoniecznie, ale usługach (np. salony urody, produkty spożywcze, usługi zdrowotne, blogosfera) już tak.
Jeśli ktoś poczuje się urażony takim określeniem musi mi wybaczyć. Lecz innego synonimu dla tego „trendu” nie odnajduję.
Przykładów folwarcznych nazw firm jest ogromna ilość. Są to z reguły lokalne biznesy, biznesiki i small biznesiki. Już poniższe przykłady automatycznie dają odpowiedź dlaczego brak finezji, oryginalności skazuje takie biznesy na miałkość, pospolitość, wrażenie tak zwanej januszowości: Grobokop, Robospaw, Radex, Mironex, Tombut, Ziombud, Butmat, Chemat, Bruk-Mar, Stomar, Andrzejex, Wielimex.
Dla właściciela folwarcznej nazwy liczy się przede wszystkim, aby założyć firmę i szybko zarobić pierwszy milion (lub tysiąc). Liczy się tu i teraz. A nazwa? Niech jakaś tam będzie.
Niestety kontekst negatywny tego nazewnictwa przeważa nad pozytywny cechami jak prostota, prostolinijność, dosłowność. Pokłosiem tego jest widoczny tu „efekt halo” – biznes z folwarczną nazwą kojarzy się z „chłopskimi” cechami: taniości, pospolitości, bylejakości.
Jaki z tego morał?
Żaden, ten trend namingowy jest niezatapialny, nie da się go wygumkować z nazewnicznej mapy Polski. Co mnie martwi to fakt, gdy taka mikro firma rozwinie żagle jej folwarczna nazwa staje się balastem, a nie motorem napędowym. Wówczas konieczny staje się renaming. Z reguły na cito.
Zalety:
Wady:
Wskazówka:
Jeśli działasz lokalnie i twoja nazwa rzeczywiście przypomina ten trend nie bierz moich słów aż tak wprost do serca. Prostolinijności i szczerość w nazwie firmy może stawać się twoim autem, szczególnie wobec wymyślnych nazw konkurentów.
Możemy mówić o nich dinozaury, skanseny, dziadki biznesu. Są wśród nich duże i średnie przedsiębiorstwa Działają od kilku dekad, i nawet mają się dobrze.
Dla lepszego wyjaśnienia czym jest azbest nazwa wybrałem kilka przykładów: Drutex, Pekaes, Elektromontaż, Elektrobudowa, Hydrobudowa, Oknoplast, Thermoplast, Blachotrapez, Wkrętmet, Metpol, Złompol, Łączpol, Łucznik.
Cokolwiek powie się o tym archaicznym nazewnictwie trzeba przyznać, że są to firmy niezniszczalne (przez dekady). Ich „stylowe” nazewnictwo przywołuje na myśl modę na -ex’y i -pol’e.
O tak, można o nich powiedzieć, że są krindżowe. I proszę nie mylić krindżowej nazwy z cringe contentem. To całkiem odrębne strategie. O cringe contencie bardzo ciekawie napisał Jacek Kotarbiński w tekście „Cringe content. Trend czy moda w komunikacji marketingowej”.
Jest takie powiedzenie „stary, ale jary”. Lecz te nazwy nie są jare (według Wielkiego Słownika Języka Polskiego nie są ani dziarskie, ani krzepkie). Wręcz przeciwnie stają się ironiczne, nieśmieszne, dziaderskie. Ba, mogą stawać się niebezpieczne, kojarzące się z minioną epoką.
Zalety:
Wady:
Wskazówka:
Warto mieć na uwadze ten trend pod kątem oceny własnej nazwy firmy. Czy nadal jest nowoczesna? Czy zbliża się ku azbestowemu nazewnictwu? Zobacz poniżej na nazwy firm, które zyskały nowe oblicze:
Thank you from the mountain przywołuje na myśl stare czasy emigracji Polaków do UK. Obecna rzeczywistość jest zgoła odmienna. Język angielski wkrada się w łaski języka polskiego. I to skutecznie. Coś jest customowe, randomowe, memowe, asap, czelendżem, colabem, prankiem, itd. W namingu również widzę ten trend.
Bo faktem jest, że nazwy polskich marek również czerpią garściami z języków obcych. Niecodzienne (jeszcze) są zestawienia, w których polskie słowo stylizowane jest na wzór zagranicznego. Niecodzienne, ponieważ paleta takich wyrazów jest ograniczona. Oto przykłady: Vitkac, Vitay, Vianek, Svitanye, Krayna, Mokosh, Yanosik, Zaquad.
Innym sposobem jest kolabo zagranicznego słowa z polskim. Nieraz ta kreatywna technika udaje się znakomicie, czasem mniej: Maczfit, Skupszop, Chwast Food, Zafishowani, Progromcy Meatów, Crazy Nauka, How tu żyć.
Czy to grzech tworzyć nowe makaronizmy w naszym, już i tak trudnym, języku polskim? Bądź co bądź nie ma ustawowego zakazu kaleczenia języka ojczystego w namingu. Wyznacznikiem jest akceptacja rynku, aprobata grupy docelowej. Ona jest jurorem głosującym własnym portfelem.
Zalety:
Wady:
Wskazówka:
Perspektywiczną techniką jest fonetyczny zapis polskiego słowa np. skarpety Nanushki, lodziarnia Polish Lody, myjnia YesCzysto, marka modowa Vzoor.
Trzeba mieć tupet, aby w biały dzień kraść słowo dla swojego biznesu. I tacy się (niestety) znajdują. Ba, dążą do tego, aby „skradzione” słowo kojarzone było tylko z ich usługą, ich produktem.
Wielu founderom udała się ta złodziejska sztuka. Pomyśl sobie o tych boginiach, zwierzętach, kolorach, zjawiskach, czynnościach: Nike, Hebe, jaguar, puma, apple, leaf, velvet, orange, vanish, ritual, meta, bolt, steam, monday, oracle, monster. Teraz rozumiesz, że złodzieje słów nie promieniują oryginalnością, a skutecznością. Okazuje się, że sporą grupę słów automatycznie dekodujemy na rzecz konkretnych marek.
Cóż, pozostaje pogratulować i zarazem irytować się, że nie można, nie wypada, nie wolno już wykorzystywać pewnych zwierząt, roślin, bóstw, zjawisk, czasowników, przymiotników, rzeczowników, które zostały zawłaszczone przez most valuable brands. Nie tylko z uwagi na ochronę prawną, również z powodów praktycznych. Wyobrażasz sobie garnki Orange, słuchawki Jaguar, usługi bankowe Meta? Złodzieje słów zadbali o to, aby nikt o zdrowych zmysłach nie wdrożył takiego pomysłu.
Zalety:
Wady:
Wskazówka:
Uważam, że dwu-wyrazowce mają większy potencjał komunikacyjny niż jedno-słowne marki. W dwóch słowach masz większe szanse zmieścić emocje, korzyści, obietnicę, sposób działania, produkt, grupę docelową. Oto kilka przykładów: ZnanyLekarz.pl, Szlachetna Paczka, SiePomaga.pl, SkyScanner.com, ClickMeeting.pl, WeTransfer.com, JakDojade.pl.
Z drugiej strony jeśli posiadasz jednosłowną nazwę rodzajową i jednocześnie wolną domeną masz wartościowe aktywo cyfrowe. Jeśli zamkniesz biznes (markę) zarobisz na sprzedaży domeny (dla przykładu OpenAI odkupiło domenę chat.com za ponad 15 mln$).
Można jakoś się nazwać i można idealnie się nazwać. W obu podejściach widnieje diametralna różnica. Te drugie jest takim prima sort, idealnie dobranym słowem lub parą słów, która „robi różnicę”.
Na ten trend zasługują nazwy idealnie dobrane do strategii marki. Liczę, że zgodzisz się z tymi przykładami:
Przykładów jest więcej. Powyższe wskazują, że pomysł na nazwę nie bierze się znikąd. Czasem jest to iskra, błysk geniuszu w postaci wysublimowanego synonimu. Jeśli jest dobrze przemyślany jest mieczem i zbroją w codziennej walce o udziały rynkowe. Do tego potrzebna jest przemyślana strategia marki.
Zalety:
Wady:
Wskazówka:
Postaraj się wskoczyć na wyższy poziom namingu (i marketingu).
Sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Pisząc to mam na myśli ikoniczne marki, którym udało się wejść w kanon powszechnego słownictwa. Czy jest ktoś, kto jeszcze nie usłyszał któregoś z takich powiedzeń: Odbiorę w paczkomacie, Zrób mi blika, Ścianę trzeba wycekolować, Prawie robi różnicę, Trzeba zalać kretem, Przyjadę uberem, Jest po botoksie, Poznałem/-am na tinderze.
Być marką i być na ustach mowy potocznej. Oto sukces, którego łaski dostępują tylko nieliczni. To innowatorzy, niebanalne rozwiązania, nowości, które odciskają trwałe piętno w rozwoju społeczeństwa, biznesu, technologii.
Nazwa, która staje się pospolitym wyrazem, slogan, który na trwałe wchodzi do mowy potocznej. Takiego osiągnięcia można tylko pozazdrościć.
Ten sukces może stać się również porażką. To sytuacja, gdy nazwa marki przechodzi w stan spospolicenia, staje się nazwą kategorii i traci przylepność do swojego produktu, usługi. Ten stan nosi pojęcie apelatywizacji. Dlatego twórcy nowych słów muszą uważać, aby uniknąć losu prysznica (Vincenz Priessnitz), dyktafonu (od twórcy Dictaphone Corporation), jacuzzi (pierwsza wanna z hydromasażem od firmy Jacuzzi), landrynki (od nazwy fabryki cukierków Fiodor Łandrin), termosu (od nazwy Thermos GmbH). Po tych przykładach widać, że ten kto pierwszy niekoniecznie jest lepszy.
Zalety:
Wady:
Wskazówka:
Co mam tutaj radzić, skoro ten trend namingowy zarezerwowany jest dla ambitnych długodystansowców z grubym portfelem i nieustającą upartością. Czy jesteś takową osobą?
O degeneracji znaku towarowego dowiesz się do rzecznika patentowego Mikołaja Lecha:
Pamiętaj, że znajomość trendów namingowych nie daje gwarancji sukcesu. Powyższe są wynikiem mojej obserwacji rynkowej.
Jakiś czas temu opublikowałem artykuł, w którym opisałem cztery trendy namingowe. Myślisz, że od tego czasu zmieniło się wiele? Za rok, dwa przygotuję kolejną paczkę trendów i z całą pewnością, niektóre będą powielały się z dzisiejszymi. Ba, będę mógł nawet z góry założyć, że nowe nazwy będą głównie wywodziły się z Wielkiej Trójki Namingu, o której dowiesz się w tym artykule „Pomiędzy nazwą opisową, skojarzeniową a abstrakcyjną. Dylematy kreatywnego.”
Mam nadzieję, że ten artykuł dał ci dużo do myślenia. Jeśli potrzebujesz większej ilości wiedzy o tworzeniu nazw sięgnij po moją książkę „Nazwijmy rzeczy po imieniu”. Z jej zawartości na pewno będziesz zadowolony/zadowolona.
Tak na serio należy sobie zadać pytanie czym jest trend. Czy istnieje takie zjawisko jake trendy namingowe?
Trendy są czymś co dopiero sieje ziarno, które będzie zbierane w kolejnych miesiącach, kwartałach lub latach. Dlatego możemy mówić o trendach w social mediach, SEO, e-commerce, UX, marketing automation, e-mail marketingu data management itd. Dotykają one przejściowych zjawisk, taktycznych działań, procesów i narzędzi, które teraz stają się skuteczne, by później stracić swoją moc.
W sytuacji tworzenia marki, firmy, rozwiązania, które ma funkcjonować przez długie lata nie ma miejsca na tworzenie nazwy akuratnie modnej, dobrej teraz, passe za kilka lat.
Dlatego w branży namingowej określenie „modne rozwiązania kreatywne” lepiej opisuje stan rzeczy niż clickbaitowe „trendy namingowe”. No, ale czego nie robi się dla zwiększenie klikalności artykułu. Ciiii.
Jeśli uważasz tę publikację za wartościową będzie bardzo miło, gdy postawisz mi kawę.
Ten wywiad w podcaście „Złapani w sieć” odbył się w związku z premierą mojej książki „Naming, nazwijmy rzeczy po imieniu”. Kiedyś obiecałem pewnej osobie z pewnego wydawnictwa, że napiszę książkę. Słowa dotrzymałem, napisałem. Wywiad z Marcinem Pieleszkiem nie jest promocją tej książki. Rozmawiamy o praktycznym tworzeniu nazw. To miłe, że mogę podzielić się moją wiedzą i dotrzeć do osób, które lubią słuchać, oglądać, niż tylko czytać.
Marcin Pieleszek: Planujesz nowe projekty biznesowe? Szukasz nazwy, która przyciągnie klientów? A może zastanawiasz się nad rebrandingiem, który zwiększy zyskowność twojej marki i firmy? Posłuchaj rozmowy z Konradem Gurdakiem, autorem książki o namingu „Naming, nazwijmy rzeczy po imieniu”, którą Maciej Dudko, pomysłodawca i redaktor Biblii e-biznesu nazwał brakującym rozdziałem Biblii e-biznesu 3.0. Pamiętaj o ofercie dla e-biznesu od Domeny.tv i MSERWIS.
„Złapani w sieć” to podcast dla e-Biznesu o technologii, marketingu i sprzedaży oraz zarządzaniu. Zapraszają Michał Spławski i Marcin Pieleszek, współautor Biblii e-biznesu 3.0.
Dzisiaj na naszym webinarze z Biblią e-biznesu i podcastem „Złapani w sieć” witamy kolejnego wyjątkowego gościa, Konrada Gurdaka, właściciela agencji Syllabuzz Naming+Strategia. Zajmuje się namingiem, renamingiem i rebrandingiem. Uważa, że warto posiadać ciekawą, ponadczasową nazwę firmy, taką, która po prostu się nie starzeje. Witam ciebie serdecznie, Konradzie, na naszym spotkaniu.
Konrad Gurdak: Cześć Marcinie, witajcie goście.
Marcin Pieleszek: Czy rzeczywiście zyski firmy zależą w jakimś stopniu, a może nawet w bardzo dużym stopniu od dobrej nazwy?
Konrad Gurdak: Pytanie jest łatwe, ale odpowiedź jest bardzo trudna. Można nawet wprowadzić w błąd odbiorcę, mówiąc, że nazwa na pewno wpływa na zyskowność firmy. Żeby dać taką odpowiedź należy, jeśli nie udowodnić, to przynajmniej przedstawić badania wykazujące, że naming, dobra nazwa podnosi dochodowość danego produktu, czy też dochodowość działalności operacyjnej firmy. A takich dedykowanych badań po prostu nie ma. Inaczej, są badania o zbliżonej tematyce. Pokazują na przykład wpływ siły marki na wzrost wartości przedsiębiorstwa, na jego dochodowość. Dobrym przykładem jest Best Global Brands prowadzony przez agencję Interbrand albo kultowy ranking magazynu Forbes The World’s Most Valuable Brands. Te rankingi, jak również inne, uwzględniają siłę marki i jej wpływ na wartość firmy, lecz nie wykazują wpływu nazwy ani na wycenę marki, ani tym bardziej na dochodowość firmy.
Są również badania konsumenckie wykazujące jakimi kryteriami kupujący kierują się przy zakupie danego produktu. Czy jest to właśnie marka, opakowanie, nazwa, promocja, atrakcyjna cena czy po prostu przyzwyczajenie lub elementarny efekt lubienia tego produktu. Tak, w przypadku badań konsumenckich można udowodnić wpływ nazwy na decyzję zakupową. Lecz z góry uczulam na fakt, że są to badania deklaratywne. Nie opierają się na realiach, czyli na tym czy konsument, respondent naprawdę kupi ten produkt. W badaniu respondent deklaruje chęć do zakupu oraz wskazuje na czynniki, które go do tego skłonią: opakowanie, logo, kolorystyka, nazwa, marka, docierająca do niego komunikacja słowna, aktywności marki w social mediach, dostępność na półce, efekt lubienia itd. Z deklaracjami jest tak, że one nic a nic nie kosztują. Kiedy dochodzimy do sytuacji, aby przy półce sklepowej „zagłosować swoim portfelem”, wtedy to co się mówi niekoniecznie przekłada się na faktyczne zachowanie.
Stąd odpowiadając na twoje pytanie, Marcin, mogę założyć, że dobra nazwa pomaga… i tu podkreślam, że pomaga w tym, że marka lepiej się sprzedaje, łatwiej się komunikuje, dociera do klienta, skuteczniej rozpycha się wokół konkurencji. Lecz w jakim procencie i w jakim stopniu jest ta lepszość i skuteczność? Trudno tak naprawdę udowodnić.
Marcin Pieleszek: Ale jednak najpierw gdzieś u źródła musi być nazwa, która… właśnie, za chwilę będę ciebie o to pytał, która ma pewne, atrakcyjne cechy. Jakie rodzaje nazw warto brać pod uwagę, żeby były atrakcyjne dla klienta, aby przekładały się na wysokość sprzedaży.
Konrad Gurdak: Jakiś czas temu ukułem sobie termin „wielkiej trójki namingu„, czyli trzech rodzajów nazw, które według mnie trzymają się zasady Pareto. Mogę śmiało przyjąć, że praktycznie w każdej kategorii rynkowej około 80% marek posiada nazwy wywodzące się z obszaru nazw opisowych, skojarzeniowych i abstrakcyjnych. Rozglądając się dookoła siebie, przyglądając się produktom na półkach sklepowych, oznakowanym sklepom, oklejonym samochodom uważam, że tę tezę można śmiało potwierdzić.
Zazwyczaj lubimy nazwy skojarzeniowe (np. Traficar, Porówneo) zawierające z reguły miks 2-3 określeń, które odnoszą się do kategorii, do cech produktu, do emocji, do stylu życia czy też sposobu użytkowania. Same w sobie wywołują u odbiorcy pewne, określone skojarzenia.
Lubimy również nazwy opisowe, które są typowym wprost określeniem tego coś, czym to jest (np. Stara Pączkarnia, Lody jak dawniej) albo symbolicznie odwołują się do określonych skojarzeń (np. pierniki Kopernik z Torunia, Centrum Nauki Kopernik w Warszawie).
Spotykamy nieraz nazwy abstrakcyjne, które w cudzysłowie nic nie znaczą. Takim przykładem jest marka napojów Oshee. Z tego typu sztuczną, wymyśloną nazwą można zawojować świat, mieć pewność, że jest się jedynym, unikalnym tworem słownym w swojej kategorii rynkowej.
Ale oprócz tej „wielkiej trójki namingu” są jeszcze inne określenia, są to nazwy wywodzące się od nazwisk, od nazw zwierząt, od pojęć geograficznych, nazwy, które zawierają litery, nazwy, które zawierają znaki specjalne oraz skrótowce. W ten sposób okazuje się, że poza „wielką trójką namingu” mamy do dyspozycji kilka dodatkowych opcji stworzenia nazwy.
Zazwyczaj pojawia się pytanie, czy realizując projekt namingowy należy uwzględnić wszystkie typy nazewnictwa? Moja odpowiedź jest na NIE, nie ma potrzeby siłować się z każdą techniką kreacji nazwy, aby dojść do celu. Warto wiedzieć, że „wielka trójka namingu” rządzi między innymi w mojej nazwotwórczej pracy, lecz dobór stylu nazwy jest kwestią indywidualną i niekoniecznie z góry określoną, bo czy…
chcemy mieć nazwę bardzo prostą, chwytliwą, bardzo łatwą do zapamiętania np. Pyszne.pl, Matura to bzdura, ZnanyLekarz, Kto Napoli?
Czy może chcemy mieć nazwę bardzo oryginalną, krótką, jedyną w swoim rodzaju, taką jak BLIK, Figma, Radio357?
Czy wybieramy tak zwany złoty środek, czyli tworzymy nazwę skojarzeniową np. Patronite, Yanosik, AutoPomOCni?
Marcin Pieleszek: A jakie są najważniejsze wady i zalety różnych rodzajów nazw? Powiedziałeś, że jest „wielka trójka namingu”. Są jeszcze nazwy z cyfrą, są nazwy z nazwiskiem, często używane na polskim rynku przez właścicieli salonów samochodowych (przynajmniej taka tendencja długo się utrzymywała, dany salon często kojarzył się właśnie z nazwiskiem właściciela). Jakie są wady i zalety, które przedsiębiorca powinien wziąć pod uwagę wybierając nazwę z tej „wielkiej trójki namingu” albo jeszcze z innych kategorii namingowych, które wymieniłeś?
Konrad Gurdak: Przedstawiłbym to w ten sposób. Jeśli budujesz biznes globalny i chcesz mieć nazwę marki uniwersalną językowo, taką która będzie radziła sobie na każdych rynkach, wybierz albo pojęcia opisowe albo abstrakcyjne.
Jeśli pójdziesz w kierunku wyboru słowa istniejącego, typowo słownikowego łatwiej będzie je wesprzeć drugim słowem. Nie każdego stać na zawłaszczenie tylko dla siebie słów typu: bolt, always, orange, smyk, żabka. Dlatego z marszu należy popracować na drugim, wspomagającym słowem np. Call Page, Rocket Jobs, Brand24, Easy Park.
Drugim ciekawy rozwiązaniem jest stworzenie pojęcia abstrakcyjnego np. Blik, Trello, Syoss, Yope, Duka. W takim przypadku od ciebie zależy jakie skojarzenia, jakie konotacje, jakie emocje pojawią się wokół tej na początku nic-nie-znaczącej nazwy. Wszystko leży w głowie, a tak naprawdę w odpowiedniej komunikacji, takiej dzięki której odbiorca będzie łączył sobie kropki, że wokół tych kilku liter kręcą się takie a nie inne skojarzenia, świat wartości i osobistych wrażeń.
Wbrew pozorom przy wejściu na rynek nowej marki najtrudniejsze zadanie stoi nie tylko przed nazwą abstrakcyjną, również przed opisową. Pierwsza wymieniona, w pierwszym kontakcie nie wywołuje żadnych skojarzeń (np. Jira), w zamian daje duże szanse objęcia ochroną prawną jako słowny znak towarowy. Druga – opisowa – już na starcie wywoła jakąś reakcję, poprzez określone skojarzenia (np. kosmetyki Polny Warkocz), lecz w zamian będzie o niebo trudniejsza w uzyskaniu ochrony prawnej.
O zaletach i wadach każdej nazwy napisałem we wspomnianej książce „Nazwijmy rzeczy po imieniu” (link), dokładnie w rozdziale siódmym.
Marcin Pieleszek: Jeszcze jedno spostrzeżenie dodam od siebie. Szukając pomysłu na nazwę i zbliżając się już do finału, do nazwy, którą byłbym skłonny zaakceptować, muszę wziąć pod uwagę czy jest wolna domena z tą końcówką domenową, którą sobie wymarzyłem na danym rynku. Z kolei jeżeli ta nazwa jest taka kozacka to mogę ją też zarejestrować w urzędzie patentowym. Wspomniałaś o mocy rejestracji znaku towarowego słownego albo graficznego. W tym temacie w podcaście „Złapani w sieć” pojawiał się na webinarach rzecznik patentowy Mikołaj Lech. Jeżeli interesuje was tematyka związana z rejestracją znaku towarowego możecie znaleźć sobie na stronie złapaniwsieć.pl odcinki z Mikołajem Lechem.
Konrad Gurdak: Jeśli chodzi o kreację nazwy i jej wybór, w tej chwili, w obecnych czasach, główne kryterium wyboru jest to, czy wybrana propozycja posiada wolną, wymaganą domenę. Oczywiście przy domenach .com jest to wielkie wyzwanie, żeby załóżmy 6-, 7-literowiec posiadał wolną domenę .com. Dobrze jeśli jest na sprzedaż w miarę w sensownych pieniądzach, gorzej gdy jest zajęta.
Rzeczywiście obecnie głównym kryterium wyboru nazwy jest wolna domena. A nawet jeśli wybrana nazwa posiada wolną domenę, jest jeszcze ważny jeden szczegół. Tu już zdradzę jeden z błędów namingowych. Jeśli wybierasz nazwę z domeną .pl nie ciesz się jeszcze tak do końca. Koniecznie sprawdź co kryje się pod daną domeną regionalną .com, .eu, .de, .cz, tak aby uniknąć nieprzyjemnego zaskoczenia.
Marcin Pieleszek: Idziemy teraz w kierunku pracy nad kreacją nazwy, takiej rzetelnej pracy. Gdy poznałem ciebie, zaczęliśmy współpracować przy tekstach na blog Domeny.tv, przy naszym pierwszym spotkaniu-wywiadzie dla „Złapanych w sieć” otworzyłeś mi szeroko oczy. Wtedy stwierdziłem, że jednak praca nad wymyśleniem nazwy jest o wiele bardziej skomplikowana, nieomal przypomina mi działanie jakiegoś algorytmu albo przynajmniej pracę w formie checklisty. Okazuje się, że niekoniecznie potrafi powstać na takim „spontanie”, podczas spotkania z współpracownikami, wspólnej burzy mózgów. Chociaż to też pewnie jest pewien sposób na dojście do celu. Zaraz skomentujesz jak się wymyśla nazwy. W swojej książce, ebooku „Naming, nazwijmy rzeczy po imieniu” opisałeś 12 technik tworzenia nazwy. Moje pytanie jest takie, czy aż 12 technik tworzenia nazwy jest potrzebne w tym momencie?
Konrad Gurdak: Myślę, że słuchacze, widzowie sami odnajdą właściwą odpowiedź na to, czy jest potrzebnych aż 12 technik, kiedy opowiem w skrócie jakie to są techniki.
Zobaczcie, pierwsza technika to przede wszystkim wykorzystywanie istniejących słów, – Lotos, Perła, Smyk, Reporter czy Reserved.
Druga technika – modyfikujemy jakieś słowo. Modyfikujemy, czy dodajemy jakąś literę do istniejącego słowa. Mamy więc Oponeo, Apteo, Modivo, Sportano, czyli lekko wzmacniamy istniejące słowo czymś fantazyjnym, lecz bez zatracania jego rdzenia.
Trzecia technika polega na łączeniu wyrazów. Łączenie wyrazów, czyli tworzymy dwu-, albo nawet trójwyrazowce i z tego powstaje nazwa opisowa, tak jak właśnie Stara Pączkarnia, Media Expert, Brand24, Jobhouse, Sielska Kraina.
Czwarta technika, używamy intrygujących określeń. To na przykład sieć pizzerii Gruby Benek, księgarnia Book się rodzi, czyli coś, co troszeczkę idzie pod prąd, a jednocześnie wywoła uśmiech i docenienie, że ktoś ma dystans i humor do siebie.
Piąty sposób, to fantazyjne miksowanie słów ze sobą, wplatanie ich w siebie. Na przykład mamy Runmageddon, czyli run plus armagedon, Krowarzywa, krowa plus warzywa.
Szóste działanie nawiązuje do miejsca pochodzenia, jest to tak zwana nazwa geograficzna. Jest więc sprzęt agd pod marką Galicja, produkty mleczne ze Skały, kosmetyki Krayna.
Szósty kierunek opiera się na wywoływaniu emocji – Szlachetna Paczka, Lody Jak Dawniej, Czuły Barbarzyńca, Siepomaga.
Ósma metoda odnosi się do postaci i zwierząt. Pole poszukiwań jest szerokie. Kto nie trafił na marki zawierające takie słowa: Olimp, Wenus, Apollo, Thor, Freia, Sobieski, Pan Tadeusz, puma, elephant? W tej metodzie mamy do dyspozycji świat niekończących się określeń.
Dziewiąty sposób wykorzystuje potoczne powiedzenia. Jest taka sieć naprawy telefonów o nazwie Zbita Szybka lub Samo Spadło. Ciekawie brzmi agencja nieruchomości Ruszamy Nieruchomości, restauracja Cztery Kąty i Piec Piąty, studio tańca Nie po palcach, hotel Bida z nędzą. Stosuje się tu chwytliwe, proste określenia, gry słowne, dzięki którym nazwa zapada w pamięć.
Dziesiąty sposób polega na aliteracji tj. powtórzeniu słów. Mamy dosłowne i niedosłowne aliteracje: Tic Tac, Toi Toi, Masu Masu, Bla Bla Car.
Jedenasta metoda wykorzystuje personalia np. nazwiska – Bracia Sadownicy, Wydawnictwo Dwie Siostry, cukiernia Cuda Celestyny, Irena Eris, hotel Gołębiewski.
I na koniec dwunasta technika, neologizm, sztuczne, nieistniejące słowo. Oshee, Pepco, Blik, Kodak, Oreo. Wbrew pozorom nazw abstrakcyjnych jest sporo.
A teraz odpowiedz Marcin, czy rzeczywiście potrzebnych jest naprawdę tych dwanaście technik? Czy w ogóle, ktoś jest w stanie wszystkie te metody przepracować podczas projektu namingowego? Czy w ogóle jest sens zajmować się każdą? Odpowiedź nasuwa się sama.
Marcin Pieleszek: Dobrze, ale jeżeli nie muszę stosować tych dwunastu technik tworzenia nazwy, aczkolwiek moim zdaniem powinienem je wziąć pod uwagę i wybrać, w którym kierunku chcę iść, co koniecznie w procesie namingowym muszę uwzględnić? Jakie jest takie absolutne must have procesu namingowego? Oczywiście on jest opisany w twojej książce „Naming, nazwijmy rzeczy po imieniu”.
Konrad Gurdak: Zawsze przestrzegam klientów przed tak zwanym hura optymizmem przy przestępowaniu do projektu namingowego. I odwrotnie, jeśli klient czuje, że ogarnia go czarna rozpacz, bo musi wymyśleć tę cholerną nazwę i nawet nie wie, jak się do tego zabrać. Podaję im wtedy metodę na dojście do celu. Mam na myśli to, że zawsze stopuję tych, którzy od razu przystępują do kreacji nazwy. To nie jest pierwsze działanie, od którego należy zacząć (jest na czwartym miejscu dopiero).
W całości przedstawiam projekt namingowy jako pięcioetapowy proces, i niezależnie, czy mówimy o nazwie dla mikroprzedsiębiorstwa, czy dla startupu o globalnych aspiracjach. Prawda jest taka, że rzeczywiście te pięć etapów po prostu należy przejść.
Od czego zaczynamy? Od strategii, pomysłu na markę, od zebrania informacji jaki jest koncept marki, mit założycielski, jej przesłanie, wartości. Bez nawet ogólnikowej strategii nie ma sensu wymyślać nazwy, bo wtedy następuje słowne strzelanie na oślep, każdy pomysł będzie pasował i nie pasował.
Drugie działanie to często zapominany element, który osobiście uważam za jeden z ważniejszych, czyli mowa o konkurencji. Warto zanalizować i tę bezpośrednią konkurencję, i całą branżę. Lecz nie na biznesowej analityce zadanie polega. Na przykład tworzymy nazwę nowej marki kosmetyków. Szukać inspiracji należy holistycznie, szeroko. Należy spojrzeć na niebanalne nazewnictwo marek wegańskich, marek w duchu idei cruelty free, marek kosmetycznych występujących w innych krajach, kontynentach. Niech azjatycki rynek kosmetyczny posłuży jako droga do odnajdywania ciekawych inspiracji. Zbieramy ciekawe pomysły, przyglądamy się słowom, które często są wykorzystywane, szukamy unikalnych pojęć.
A jeśli mówimy o zbieraniu bazy słów kluczy, ciekawych słów, określeń, powiedzeń to takim razie automatycznie znajdujemy się w trzecim etapie projektu namingowego – inspiracje. Z doświadczenia podpowiem, że jest to najtrudniejsze zadanie dla każdego. Wokół jakich słów, określeń, symbolik krążyć, aby wyłapać to coś co przyda się przy wymyślaniu nazwy? Inspiracje są wszędzie, ale przez to, że mamy je dookoła siebie, tak prawdę mówiąc nie wiemy od czego zacząć. Natłok danych przygniata. Dlatego właśnie przyglądanie się konkurencji przybliża nam jakieś sugestie, że jedna marka załóżmy zaciąga z mitologii, inna z obszarów geograficznych, trzecia łączy eko-wartości, czwarta – mit założycielski, piąta wywodzi się od nazwiska, a szósta – jeszcze coś tam. W ten sposób łączą się nam kropki, że również i my możemy.
I w ten sposób logicznie przechodzimy do upragnionego czwartego etapu, czyli kreacji. A w kreacji panuje zasada wszelkie chwyty dozwolone. Kreacja może zakończyć się nawet po godzinnej burzy mózgów, a może trwać tygodniami, i nadal efektu nie będzie. Nie ma złotego środka, złotej recepty na wymyślenie nazwy.
Jeszcze należy pamiętać, że jeśli znajdzie się tę upragnioną nazwę nie ma czegoś takiego, jak koniec, finito, zamykamy temat. Pozostaje piąte działanie, bardzo często zapominane –weryfikacja. Weryfikacja jest trzyetapowa, czyli sprawdzenie wolnych domen, o czym już rozmawialiśmy Marcin, weryfikacja w wyszukiwarkach, oraz urząd patentowy, czyli sprawdzenie tej nazwy w urzędzie patentowym.
To ostatnie jest najbardziej kluczowe. Bo przykładowo, ktoś zakłada firmę transportową (transport międzynarodowy), musi więc wiedzieć, czy jego nazwa nie jest zastrzeżona przez jakiegoś lokalnego, duńskiego przewoźnika. Tutaj kłania się pomoc rzecznika patentowego i dobrze, że wspomniałeś o Mikołaju Lechu, o jego wiedzy, wsparciu przy tego typu projektach. Warto zajrzeć do „Złapani w sieć”, do wywiadu z nim, tam jest ogrom informacji na temat znaków towarowych, kolejny temat rzeka, o którym można się rozwodzić i rozwodzić.
Wymieniłem pięć koniecznych działań, must have w naszej branży. Uważam, że nawet jeśli mówimy o mikroprojekcie namingowym warto wiedzieć, że istnieje pewien plan, checklista, którą należy po kolei odhaczać.
Marcin Pieleszek: Fantastycznie. Przeszedłem już ten proces , który zwiększa szansę na uzyskanie sensownej nazwy. Ale skąd wiadomo, że wybrana nazwa jest dobra, najlepsza, super, ekstra i tak dalej?
Konrad Gurdak: No, jak skąd wiadomo? Jeśli podoba się właścicielowi, zespołowi projektowemu, jak nie być może najlepsza? Jest najlepsza! Przecież nieraz pracuje się tygodniami nad tym projektem i wreszcie się ma, a skoro się ma, to na pewno jest to dobra, udana, pożądana nazwa. Oczywiście są pewne kryteria wpływające na to, że nazwa jest dobra lub przeciętna. Załóżmy, że liczy się jej ponadczasowość, łatwość do zapamiętania, łatwość do zapisania, czytelność, test głuchego telefonu, czyli czy wymawiając ją odbiorca od razu zrozumie, jaką nazwę, jakie słowo zostało wypowiedzane.
Liczy się również zdolność ochrony prawnej, wolna domena, wyjątkowość, unikalność, a nawet jeśli jest taki wymóg: możliwość tworzenia rozszerzeń, czyli rozszerzania jej pod nowe linie produktowe. Ważnym kryterium oceny jest fleksja, czyli łatwość odmiany np. paczkomat, w paczkomacie, do paczkomatu, o paczkomatach…
Jak widać tych kryteriów jest sporo i co ważne, nie wolno się ich sztywno trzymać. Jeśli koncepcja nowej nazwy ma słabe możliwości odmiany nie oznacza to, że automatycznie ją skreślamy. Kłania się tu rozsądek, zdrowa głowa i myślenie, jakimi kryteriami się de facto będziemy kierowali. Prawda jest też taka, że liczy się intuicja, wiara, że dobrze wybieram ten pomysł, że podejmuję to ryzyko.
Poza tym, nie łudźmy się. Nazwa to nie wszystko. To jeden z wielu zadań projektu brandingowego. Nawet słabą nazwę można „podciągnąć” ciekawą formą wizualną, dźwiękową, komunikacją w social mediach, pomysłem na to, aby odbiorcy polubili markę.
Marcin Pieleszek: Jakie są obecnie trendy namingowe? Czy najlepsza nazwa to taka, która jest trendy, jest? Czy tak jest właśnie i jakie są trendy w nazewnictwie?
Konrad Gurdak: Kłócę się wewnętrznie z pojęciem trend. Powiem ci dlaczego. Czy nazwa marki planowana na dekady istnienia powinna być zaprojektowana w zgodzie z aktualnymi trendami? Jeśli rokrocznie na przełomie roku widzimy wysyp raportów prezentujących trendy na nowy rok czy to w social media, SEO, w e-commerce, w programach lojalnościowych, to tutaj, w tych obszarach biznesowych, sprawa jest bardzo jasna. Są to dynamiczne kategorie rynkowe, działania taktyczne, doraźne, jednorazowe – tutaj można mówić i o trendach i o mikrotrendach. Natomiast jeśli coś jest bardziej holistycznego np. strategia, finanse, prawo, również naming owszem można powiedzieć, że w tym obszarze coś jest teraz modne, na topie, lecz ta „moda na …” można trwać latami, a nie przez kilka miesięcy. Weźmy za przykład dawną modę w namingu na -eksy i -pol. Czy Budexpol lub Harpex są nadal w trendzie (hahaha)?
Z drugie strony, skłamałbym mówiąc, że nie zauważam trendów w namingu. Podam pierwszy przykład trendu, można „bawić się” w podmianę liter. Od kilku lat widzę skłonność do tej techniki kreacji. Mamy słowo „finance”, mamy startup „Binance”. Znana jest marka kosmetyczna „Vianek”. Zmiana litery V na W nie zmienia faktu, że wyobrażamy sobie „wianek”. Kto nie zna „Yanosika” z literką Y?
Dlaczego ten trend jest ciekawy? Ciekawy dlatego, że pozwala wykorzystać popularne, szczególnie polskie, słowo z domeną .com. Dwa, podmiana polskiej litery na angielską (W na V, J na Y) podnosi wizerunkową wartość marki, również przyciąga oko, sprawia, że forma graficzna logo jest atrakcyjna. Ale przede wszystkim, po trzecie, patrząc na przykład Binance, ta marka dosłownie wskazuje na jej core, świat finansów, nowoczesnych finansów (B od „binary”), w którym rządzi technologii. Binance wskakuje na wyższy poziom wizerunkowy, odcina się od tradycyjnej bankowości. To nazwa prosta, mega prosta, z domeną globalną. Czegóż więc można chcieć więcej?
Zauważam również taki trend – gry słowne. Przykładem może być wegański fast food Chwast Food, usługi księgowe Brat Pit, pączkarnia Al Pączino, studio tatuażu Pewnie Że Boli, ekipa budowlana Remont z Hałasem. To nazwy zrobione pół żartem, pół serio, trochę przekornie, filuternie, ale na tej zasadzie, że owszem wspólnie się uśmiechamy, ale biznes traktujemy poważnie. Odbiorca docenia taką grę słowną i powie: O, fajnie, ktoś ma genialny pomysł na siebie, ma dystans do siebie, z chęcią dowiem się co to za bar, kim jest ten księgowy/ta księgowa, jak smakują takie gangsterskie pączki. Taką nazwą zapamięta się szybciej, dłużej zostaje w pamięci. Chętnie się o niej opowie.
Widzę również taki trend, trzeci, podejrzewam, że wynika on z chęci dobrania odpowiedniej domeny internetowej oraz przenikania języka angielskiego do naszej potocznej mowy. Podam przykłady: catering dietetyczny Maczfit, gdzie „macz” jest fonetyką od angielskiego „much”, natomiast fit staje się prawie już rodzimym wyrażeniem. Żabka wypuściła aplikację Jush!, gdzie słowa „już, teraz, zaraz” wyrażone są odmienną końcówką. To ciekawe rozwiązanie, tworzy nową nomenklaturę, nowe słowo, nie traci leksykalnego znaczenia, nadal wyraża ideę usługi dostawy do domu, już, zaraz za te 15 minut.
Trendowe stało się łączenie słów, słowa polskiego z obcym. Na przykład magazyn o zdrowiu Hello Zdrowie, blog o nauce Crazy Nauka, restauracja rybna Zafiszowani. Taki dwujęzyczny miks nie robi krzywdy marce, nie stanowi porażającego błędu językowego. Zarazem ta nowoczesność trafia do młodego odbiorcy, dla którego język polski w nazwach marek staje się dziwny, trudny w odbiorze. Młode pokolenie chętniej sięgnie po angielskie słowo niż polskie, dlatego miks językowy kreuje markę bardzo oryginalną w odbiorze, jedyną, wyjątkową.
I jeszcze widzę czwarty trend, nazywam go nazwy w ruchu. To nazwy marek, w których dzieje się coś, jest ruch, dynamika, nadzieja, emocja, call to action. Załóżmy, żeby dla firmy od fotowoltaiki nie wykorzystywać w nazwie banalnych słów typu: słońce, prąd, energia, moc, power. Można nazwać markę od strony korzyści, na przykład „Nie płacę za prąd”. W ten sposób raz, mamy element call to action, dwa – wpływamy na emocje, kreujemy sugestię korzyści.
Oto inny przykład. Jest moda na morsowanie w okresie zimowym. Skoro jest moda, jest rynek, jest popyt. Są więc sklepy dla morsów. Taki sklep może posiadać dosłowną nazwę: dlamorsa.pl. Można również tak go nazwać: morsowałem.pl. W ten sposób wprowadza się element dumy, glorii, zwycięstwa, wyjątkowości, a nawet elitarności.
Podoba mi się również taka nazwa Siostry plotą. Owszem można tego typu usługę nazwać wprost: koszewiklinowe.pl. Ale to jest banalne. Lepiej postawić na grę słów, dwuznaczność, wskazanie na pracę ręczną, na rzemiosło, które staje się tzw. ginącym zawodem. To ciekawy, perspektywiczny trend. Coś się tu dzieje, brak nudy. Łatwo takie nazwy zapamiętać, wywołać element docenienie za kreatywność.
Marcin Pieleszek: Fantastyczne przykłady, niesamowicie ciekawe inspiracje. Ciekawie słucha się. A o czym ludzie zapominają przy tworzeniu nazwy swojej firmy? Może znasz jakieś największe wpadki namingowe?
Konrad Gurdak: Są trzy główne grzechy zaniechania. O pierwszym grzechu opowiedziałem wymieniając pięć etapów projektu namingowego. To piąte działanie, czyli weryfikacja. Spójrzmy na to z takiej strony: ktoś tworzy firmę, produkt, samodzielnie wymyśli nazwę, cieszy się z wyboru, dla świętego spokoju wpisze ją w wyszukiwarce (Google), nic alarmującego nie zobaczy. Bingo? O nie! Moja rada jest tak, aby nie poprzestać na zadowoleniu się wynikami pierwszej strony wyszukiwania. Uważam, że należy przejrzeć, przeskrolować kolejne kilka stron, aby mieć większą pewność, że nic negatywnego nie ukrywa się „w sieci”. Większą pewność ta osoba zyska, gdy dodatkowo przejrzy kanały social media. Wystarczy wpisać hashtag zawierający tę nazwę i zobaczyć, co wyświetla Instagram, Facebook, co kryje się na TikToku.
Drugim grzechem zaniechania jest brak weryfikacji domen. Czymś oczywistym jest, że dla wybranej nazwy od razu kupuje się wymaganą domenę – załóżmy, że warunkiem koniecznym jest domena .pl. I tu pojawia się wyzwanie. Nieważne, czy mówimy o biznesie lokalnym, krajowym, czy międzynarodowym. Poza wymaganą „peelką” należy sprawdzić co kryje się pod domenami liczących się krajów europejskich: .de, .fr, .nl, .es, .it, .co.uk, .eu oraz naszych sąsiadów .cz, .sk. Na przykład dla firmy transportowej, która chce świadczyć usługi w krajach Europy Środkowo-Wschodniej należy sprawdzić regionalne domeny. A nóż pod tą samą nazwą i domeną funkcjonuje identyczny usługodawca na Węgrzech? Nie wszyscy rejestrują nazwy w Urzędzie Patentowym… tym bardziej lokalni przewoźnicy, za to domenę narodową kupują w pierwszej kolejności.
Trzecią, ciekawą wpadką namingową są nieprzemyślane nazwy kilku słowne. Podam przykład. Jakiś tam pan Dickson wymyśla dla swojej działalności nazwę Dickson Web. Jest dobrze dopóki nie przyjrzymy się domenie internetowej. Domena z dużych liter wygląda prawidłowo – DicksonWeb. Niestety zabawnie wygląda jej zapis standardowy – dicksonweb.com. W podobnej tonacji wyglądać będzie marka Pen Island. Domena penisland.net będzie wzbudzała zainteresowanie, lecz na pewno nie w tej grupie odbiorców, o którą marka zabiega. Identyczny problem domenowy dotknie opisową nazwę Kids Exchange.
Wniosek jest taki, aby wybierając nazwę kilku wyrazową spojrzeć się na jej jednolity ciąg literowy i wyszukać ewentualne niepożądane słowa. Lepiej uniknąć stania się bohaterem na Wykopie, albo być wymienianym na szkoleniach podczas prezentacji wpadek marketingowych.
Marcin Pieleszek: Właśnie jest to. Nieraz marki-wpadki stają się bohaterami na konferencjach marketingowych, brandingowych. A czy według ciebie mapy myśli i generatory nazw są przydatne? Na ile wspomagają kreatywność. Czy polecasz takie narzędzia?
Konrad Gurdak: Oczywiście, że tak, polecam generatory nazw do kreatywnej pracy. Moje zdanie jest takie, że do generatorów nazw warto przysiąść dopiero wtedy, kiedy człowiek ma już dość wymyślania, kiedy czuje, że wyczerpał swój potencjał, stoi w miejscu, gdy brakuje mu weny twórczej. Użycie jednego, kilku generatorów nazw wyzwala nowy ładunek. Jest takim cynglem. Nie należy się jednak nastawiać, że generator pokaże diabelsko kreatywne pomysły. Zazwyczaj otrzymasz podpowiedzi średniej jakości. Lecz w tych generatorach, w tych pomysłach znajdują się słowa, wyrazy, na które byśmy nie wpadli. Nagle otwiera się nowy świat słów, skojarzeń, możliwości kreowania.
>>> Kilka mądrych słów na temat wykorzystania ChatGPT w pracy namingowca napisałem w artykule „AI wymyśla nazwę domeny. Sukces czy porażka? Sprawdzamy”
Marcin Pieleszek: Na koniec, jaka jest najważniejsza rada? Rada Konrada, o mi tak się po częstochowsku zrymowało. Jaka jest najważniejsza rada Konrada dotycząca nazwy marki?
Konrad Gurdak: Uwielbiam rymy częstochowskie, ale w namingu nie sprawdzają się, bo są zbyt przaśne. Moja rada porada jest taka, aby przede wszystkim podejść do wyzwania jakim jest stworzenie nazwy na poważnie, czyli powiedzieć sobie, rzeczywiście przechodzimy te pięć etapów działania. Nie zwołujmy od razu zespołu, aby zrobić spontaniczną burzę mózgów. Jest duża szansa, że takie spotkanie nie uda się. Najlepiej przygotować się, rozdzielić obowiązki, aby na czas pierwszej burzy mózgów te pierwsze trzy etapy zostały już przygotowane, tj. strategia, konkurencja i inspiracje. Takie podejście na poważnie sprawia, że ten projekt ma ręce i nogi, jest merytoryczny, jest ułożony.
Druga rada moja jest dotyczy tego, aby robić naming z wielką radością, mieć z tego duży fun. Czasami staniemy przed wymyśleniem i wyborem nazwy tylko raz w życiu, no może dwa lub trzy Najgorzej jeśli podchodzimy do tego „bo muszę”. Dlatego w proces namingu warto wpleść humor, odrobinę wygłupiania się. Trzeba pozwolić sobie na wodze fantazji, na wymyślanie nazw z innej beczki, od czapy strony, pozbawionych sensu. Ta metoda sprawdza się choćby po to, aby ubarwić spotkanie zespołu projektowego, zespołową pracę. Jedna osoba uzna pomysł nazewniczy za głupi, druga zobaczy w nim inny sens, coś w nim doda, coś podmieni, powstanie całkiem coś nowego, kreatywnego. Okaże się potem, że był to najlepszy pomysł ever.
Marcin Pieleszek: I warto wykonać tę pracę, o które powiedziałeś. Bo trzeba pamiętać o tym, że gdy już marka wejdzie na rynek, wymuszony renaming rodzi pewne koszty. W związku z tym startując z projektem biznesowym warto przejść pełny proces tworzenia nazw, zainwestować swój czas, energię, tak żeby potem korzystać z owoców właśnie swojej pracy. Dziękuję tobie serdecznie, Konrad.
Dzisiaj Konrad Gurdak był gościem podcastu „Złapani w sieć” i webinaru z Biblią e-biznesu 3.0, właściciel agencji namingowej Syllabuzz.pl Naming+ Strategia, ekspert namingu. Dużo dzisiaj nam dał i dobrej energii, i dobrych rad. Dziękuję tobie serdecznie, Konrad.
Konrad Gurdak: Dziękuję, w samych superlatywach mnie określiłeś. Życzę dobrego wymyślania nazw, korzystania z zasobów internetu, z zasobów mojej książki „Naming, nazwijmy rzeczy po imieniu”. Życzę miłej lektury. Bardzo dziękuję za spotkanie i za zaproszenie do wywiadu.
„12 sposobów na zyskowną nazwę marki i firmy”, wywiad w podcaście „Złapani w sieć”
Moja książka, e-book „Naming, nazwijmy rzeczy po imieniu” do pobrania za darmo
Kaizen to japońskim termin oznaczający przełamywanie braku postępów w rozwoju. Dosłownie, kaizen (kai – zmiana, zen – dobrze) oznacza ciągłe doskonalenie się. W książce „Upór. Potęga pasji i wytrwałości” Angela Duckworth przedstawia „praktyczną” stronę uporu w niezwykłym pędzie do doskonalenia się. Jak pisze autorka, okazuje się, że upór przekłada się nie tylko na ilość czasu poświęcanego na zainteresowania, ale też na jakość tego czasu. Sztuka nie w tym, aby po prostu ślęczeć nad zadaniem dłużej, ale także w tym, by ten czas był lepiej spożytkowany (czy 8 lat blogowania o namingu jest tego odpowiedzią?)
Wśród ciekawych spostrzeżeń znajdują się wyniki badań ekspertów. W jednym z badań najlepsze skrzypaczki i skrzypkowie z pewnej niemieckiej akademii muzycznej musieli ćwiczyć w przybliżeniu 10 tysięcy godzin przez 10 lat, zanim osiągnęli najwyższy poziom doświadczenia. Tancerka Martha Graham stwierdziła, że osiągnięcie dojrzałości w tańcu zajmuje jakieś 10 lat. Jeszcze inne spostrzeżenie: wyszkolenie doświadczonego telegrafisty wymaga dziesięciu lat.
Powtarzane tu 10 tysięcy godzin ćwiczenia w ciągu 10 lat to jedynie przybliżona, średnia wartość. Niektóre osoby osiągają najwyższy poziom biegłości wcześniej, inni później. Ale reguła 10 tysięcy godzin i reguła 10 lat nie bez powodu zdobyła sobie popularność. Daje poczucie skali wymaganego nakładu pracy – tysięcy godzin, wielu lat ćwiczeń, treningów, pracy, aby zyskać miano czy to mistrza czy super-specjalisty w swojej dziedzinie.
Jeju! Naprawdę, naprawdę, serio, nie wiem jak bardzo zanurzony jestem w tej wąskiej specjalizacji marketingu jakim jest naming. Za mną 8 lat blogowania. Mija 7 lat, gdy wystartowała (moja) agencja namingowa Syllabuzz Naming+Strategia. I co? Jest fajnie. Jest fantastycznie. Owszem do magicznej liczby 10-ciu lat jeszcze mi brakuje. Lecz czuję się, że jestem już tuż, tuż. Czuję dlatego, że ciągle siedzę w tym namingu. I tylko w namingu.
Notoryczna praca nad swoimi kompetencjami, które Angela Duckworth określa terminem „ćwiczenia celowe” (ang. deliberate practice) wynika z faktu, że efekty osiąga ta osoba, która zmierza do osiągnięcia swojego strategicznego celu. Mistrzowie skupiają się na jednym, wąskim aspekcie swojej dyscypliny. Zamiast koncentrować się na tym, co już dobrze im wychodzi, starają się pracować nad konkretnymi słabościami. Świadomie szukają wyznań, którym nie potrafią jeszcze sprostać.
A co potem? Potem mistrzowie zaczynają od początku i obierają nowy cel strategiczny. I tak krok po kroku, jedno po drugim, ciągłe doskonalenie się doprowadza do wirtuozerii. Logiczne, prawda?
Jeśli interesuje Cię nazwijmy to „kariera” w namingu wiedz jedno, że tak jak każda praca w branży kreatywnej (i nie tylko) wymagaj od siebie ciągłego doskonalenia się, obierania celów, jeden za drugim. Wspomniane wyżej ćwiczenia celowe należy traktować jako doskonalenie warsztatu namingowca.
Realizowanie zleceń to jedno, ciągłe doskonalenie się to drugie. Jedno wynika z drugiego. Tym drugim jest nie talent, nie zdolności w „klejeniu liter”, jest nim zaplecze namingowe. Żaden zdolny mechanik samochodowy nie naprawi usterki bez narzędzi. Identycznie jest w branży kreatywnej, poza własną głową potrzebny zasób własnych, uzbieranych narzędzi. Czym one są?
Wiedza. Im więcej jej masz, tym lepiej pracujesz. Im lepiej pracujesz, tym lepsze efekty osiągasz. Efekty – bogate portfolio – przyciąga coraz więcej zleceń. Im więcej zleceń masz, tym silniej wpadasz w niezwykły pęd do doskonalenia się. Logiczne prawda?
Upór, determinacja, trzymanie się obranego celu jakim jest wyspecjalizowanie się w tworzeniu nazw przynosi owoce. 8 lat blogowania, siedem lat w namingu, a ja nadal nie nudzę się.
Efekty superspecjalizacji widać w puchnącym portfolio, które ma tendencję i wzrostową i co dla mnie ważne tendencję jakościową. Efekty widać także w nowych treściach o namingu wyrosłych z mojego pióra. Wprawne oko zauważy niewielką ilość nowych wpisów opublikowanych na blogu Syllabuzz.pl (raptem sześć artykułów). Chętnie podpowiem, gdzie można znaleźć ciekawe, nowe treści o nazewnictwie.
Tyle i aż tyle?
Razem tworzą całkiem pokaźną wiedzę, przydatną dla zaczynających przygodę z namingiem, przydatną dla osób, firm znajdujących się w potrzebie wymyślenia nowej nazwy.
Jeśli nadal cierpisz na głód wiedzy zapraszam do bazy ponad 110 publikacji o namingu:
DOMENY.tv, gościnny artykuł – Nazwa firmy lub domeny od nazwiska
→ Jacek Kotarbiński to fajny gość. Marka 5.0
Szkolenie dla inQUBE Uniwersytecki Inkubator Przedsiębiorczości Naming, czyli (prawie wszystko) o nazywaniu firm, marek i pomysłów
DOMENY.tv, gościnny artykuł – Pomiędzy nazwą opisową, skojarzeniową a abstrakcyjną. Dylematy kreatywnego.
DOMENY.tv, gościnny artykuł – Nazwa abstrakcyjna – unikalna nazwa firmy
→ Naming, czyli jak podejść do wymyślania nazw (podcast Marketing Ludzki Głosem)
→ Brief namingowy. Instrukcja jak go wypełnić.
DOMENY.tv, e-book DOMENOWNIK. Niezbędnik Dla aktywnych w internecie i nie tylko
Domeny.pl, e-book Poradnik namingowy. Jak stworzyć nazwę i wyróżnić swoje usługi?
DOMENY.tv, gościnny artykuł – Jak stworzyć chwytliwą nazwę skojarzeniową?
Szkolenie w ramach Akademii Szamana „Wszystko co chcielibyście wiedzieć o namingu, ale boicie się zapytać”
→ Jak ocenić nazwę. Przewodnik Brandingowy.
DOMENY.tv, gościnny artykuł – Kreatywna nazwa opisowa
IBRA Instytut Brandingowy, e-book Przewodnik brandingowy. Jak całościowo tworzyć i zmieniać marki
→ Czy chwytliwa nazwa zarabia?
️ PODCAST Vetlifestyle.pl – Jak nazwać swoją lecznicę? – radzi Konrad Gurdak
️ PODCAST Złapani w sieć – Jak stworzyć nazwę, która zarabia?
→ Jak stworzyć nazwę w 60 minut?
️ PODCAST Komunikacja wizualna Aneta Duk – Profesjonalna nazwa firmy lub marki, rozmowa z Konradem Gurdakiem #026
DOMENY.tv, gościnny artykuł – Jak stworzyć idealną nazwę firmy?
LIVE na Facebooku: Magda i Wojtek – robieto.pl – Co z tą nazwą?
ZnakiTowarowe-blog.pl, gościnny wpis – Nazwa prowokująca. Kiedy służy, kiedy przeszkadza?
→ Patriotyzm gospodarczy niejedno ma imię
→ Audio branding, taki dźwiękowy naming
LIVE na Facebooku: Brand Pixel – Kozacka Nazwa Firmy
IBRA Instytut Brandingowy, artykuł – Prognozy brandingowe. Naming w Polsce
→ Specjalista czy wszechogarniacz? Naming firmy na poważnie!
️ PODCAST Wszystko Co Nas Kręci – Jak stworzyć (dobrą) nazwę w 60 minut?
️ PODCAST Marketing Ludzkim Głosem – Naming – czyli jak podejść do wymyślania nazw firm, marek i produktów?
→ Polskie perełki nazewnicze. Subiektywny przegląd ciekawych nazw.
NOWY MARKETING, wpis do artykułu – Polskie perełki i antyperełki nazewnicze (cz.2)
→ Czy nazwa opisowa ma więcej zalet czy wad?
→ Czy Marek Jankowski jest influencerem?
→ Pomysł na nazwę firmy: Runmageddon
LIVE na Facebooku: Szaman Marketingu – Nazwa Marki – Pierwszy Raz z Szamanem
→ Marketing Trends – Trendy marketingowe w Szczecinie
→ Nazwa Traficar synonimem pojęcia ‘auto na minuty’
Marketing w Praktyce, nr 01/2019, artykuł – Nie samą nazwą żyje człowiek
→ Nazwa abstrakcyjna bez tajemnic. Nazwa Oshee coś znaczy!
Marketing w Praktyce, nr 01/2019, artykuł – Poradnik dla wymyślających nazwę
Marketing w Praktyce, nr 11/2018, artykuł – Dzięki niej polecisz do góry lub spadniesz jak Ikar
Marketing w Praktyce, nr 10/2018, artykuł – Zawadiacka, prowokująca nazwa
Marketing w Praktyce, nr 9/2018, artykuł – Cosik pomaga ten Yanosik
Marketing w Praktyce, nr 8/2018, artykuł – Traficarem na Runmageddon. Gra słów w namingu.
→ Nazwa skojarzeniowa – czy warto ją mieć?
Marketing w Praktyce, nr 7/2018, artykuł – Namingowe ścieżki: Oshee coś znaczy!
→ Nazwa dla firmy – jak sprawić, żeby wyróżniała twój biznes i zostawała w głowach klientów – Mała Wielka Firma
️ PODCAST Mała Wielka Firma – Nazwa dla firmy – jak sprawić, żeby wyróżniała twój biznes i zostawała w głowach klientów #222
Marketing w Praktyce, nr 6/2018, artykuł – Namingowe ścieżki: Prowly. Sówki rządzą!
Marketing w Praktyce, nr 5/2018, artykuł – Jak szybko wymyślić fajną nazwę
→ Agencja namingowa brzmi dumnie
→ Ponadczasowe bio firmowe. 4 kierunki stworzenia wciągającej historii firmy.
Online Marketing Magazyn, 02-03/2018, artykuł – Ponadczasowe bio firmowe
→ Alfabet namingowca. B G I P U
→ W hołdzie 590. Patriotyzm konsumencki wymaga poświęcenia.
→ Alfabet namingowca. D E K N O
→ Metoda na dobrego loda. Nazwa dla lodziarni.
→ Fałszywi przyjaciele potrafią być bardzo pomocni w… namingu!
→ Kozacka nazwa firmy. Wpada, wprowadza zamęt, zostawia ślad.
→ Nazwa dla marki modowej. Inspiracje w cieniu gwiazd.
→ Kontrolowana akcja #NameAndroidN? Zgaduję, że tak!
→ Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.
→ Polski Bus wcale nie taki polski. A co na to Polski Cukier?
→ Strategia skutecznej nazwy. Kilka praktycznych rad.
→ Nazwa dla księgarni internetowej (cz. 1)
→ Jak napisać wciągające bio o firmie (i zmieścić się w 2.400 znakach)?
→ Bunt na farmie! Czy finezyjne nazwy jaj robią nas w jajo?
MamStartup.pl, gościnny artykuł – Nazwa “Brainly” to strzał w dziesiątkę. Wszystko o namingu startupów
→ Jak napisać „O firmie”, aby użytkownik przeczytał tekst do końca (cz. 1)
→ 7 zasad udanej nazwy. Jaka nazwa dobrze sprzeda się sama? Z cyklu „Okiem praktyka”
→ Chipotle walczy storytellingiem (cz. 2). O tym jak zbudować angażującą historię
→ Google Alphabet – alternatywny alfabet Google w wersji rozszerzonej
→ Czy nazwa opisowa sprzedaje się dobrze? Oto przykłady z życia wzięte.
→ Rejestracja nazwy firmy w urzędzie patentowym. Czy warto wydać tego tysiaka?
→ Głodne wilki na Wolves Summit, a tam …
→ Nazwa dla startupu. Jak ją wybrać?
→ Jaki rodzaj nazwy mam wybrać?
→ D jak Domena [Alfabet Namingowca]
→ „Nazwij się jakoś to będzie” podczas Marketing Day
→ Inkkas – historia ręcznie szyta przez Indian tradycyjnymi tkaninami z Ameryki Południowej
→ „Druga twarz Chiquity: oczyszczenie”, z cyklu Tajemnice marek
→ „Pierwsza twarz Chiquity, czyli co kryje mroczna historia” z cyklu: Tajemnice marek
→ Akt erekcyjny (część 2: Czy HastaMan da radę?)
→ Akt erekcyjny (część 1: tytułem wstępu)
→ Siedem
→ Storytelling w służbie BoConcept
Na koniec polecam wspomnianą książkę Upór. Potęga pasji i wytrwałości. To więcej niż omawiana zasada 10 000 godzin i 10-ciu lat, aby osiągnąć poziom wirtuozerii. Nie ukrywam, że wspomniane 8 lat blogowania i 7 lat pracy w namingu przybliża mnie do tego o czym najbardziej marzę.
Jeśli podoba Ci się mój blog o namingu i chcesz mi w jakiś sposób podziękować możesz postawić mi kawę. Będzie mi bardzo miło poczuć tę „kofeinową” moc do pisania jeszcze ciekawszych publikacji. Dziękuję.
Tytuł tego artykułu sam nie wymyśliłem. Ba, autorem jest Marcin Pieleszek, współtwórca podcastu „Złapani w sieć”. Marcin zaskoczył mnie tymże tytułem. Bo czy chwytliwa nazwa zarabia, przynosi zyski właścicielowi? Na wstępie odpowiem, że brak jakikolwiek badań wskazujących na związek chwytliwej, kozackiej nazwy na wzrost przychodów firmy albo na większą wartość marki. Trafiłem kiedyś na dwa badania szukające odpowiedzi, czy firma oparta na nazwisku lepiej radzi sobie na rynku. Lecz wyniki obu badań były przeciwne względem siebie (zajrzyj tutaj, to się przekonasz: Nazwa firmy od nazwiska).
Nie mając namacalnych dowodów na większe zyski z dobrej nazwy należy podać sobie samemu odpowiedź twierdzącą, że Tak, udana, chwytliwa nazwa pomaga w rozwoju biznesu.
Jak bardzo? Tego nie wiem, za to podpowiem Ci co należy po kolei wykonać, aby właściwie nazwać swoją firmę, produkt, usługę.
Na pytanie „Czy chwytliwa nazwa zarabia?” odpowiedziałem w odcinku nr 14 podcastu Złapani w sieć.
Tematy jakie poruszyliśmy zawiera agenda rozmowy:
Naming, renaming, branding, chwytliwa nazwa, dobrze dobra nazwa, strategia marki, brief strategiczny, brief projektowy. Te pojęcia często pojawiają się w wywiadzie. Naturalnie pojawia się w nim znacznie więcej różnorakich, branżowych pojęć. Gorąco zachęcam Cię
Bo to nie wszystko co miałem do powiedzenia podczas tej rozmowy. Specjalnie dla czytelników mojego bloga przygotowałem uzupełnienie wywiadu. Praktyczną dawkę dodatkowej wiedzy. Innymi słowy, to czego nie powiedziałem, pominąłem, albo po prostu zapomniałem nadrabiam w tej chwili. Dlatego nie ma co dłużej pisać dalej. Zapraszam do poniższej lektury.
Jak mawiają górale są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda. I coś w tym jest. Są kategorie rynkowe, w których nazwa stanowi oręż w walce wyróżniania się (np. kosmetyki, odzież). Są takie biznesy, w których nazwa po prostu pełni rolę informacyjną (np. maszyny przemysłowe, firmy transportowe).
Niezaprzeczalnym faktem jest, że zawsze musisz jakoś nazwać swoją firmę, produkt, usługę, markę. Z reguły pojawia się problem jak dojść do tego procesu, aby wreszcie mieć na końcu języka tę właściwą nazwę. Mnie natomiast bardziej interesuje to, czy przedsiębiorcy myślą „i co dalej?”
Znam to z wielu przykładów: często wybierając już tę nazwę szybko rejestrują spółkę albo kierują się projektanta graficznego, aby zaprojektował logo. Niestety zapominają się, że wybór nazwy to nie koniec procesu namingowego. Pozostały im do wykonania co najmniej dwa zadania.
Pierwszym zadaniem jest sprawdzenie, czy taka sama nazwa, podobna pod kątem fonetycznym lub o podobnej stylistyce nie funkcjonuje w tej kategorii rynkowej, w Polsce, na rynkach zagranicznych. Bo jednak np. Beauty Leader i Beauty Lider posiadają te same oznaczenia. Podobnie jak tutaj: Hau Miau vs. Hau Miał, Koszulkowo vs. Koszulkownia.
Drugim działaniem jest zweryfikowanie nazwy w bazach urzędu patentowego, czyli należy sprawdzić czy identyczna lub podobna (literalnie lub fonetycznie) nazwa nie posiada ochrony prawnej.
Najlepszym prezentem będzie informacja, że brak jest jakichkolwiek kolizji.
Gorzej, ale jeszcze nie tak źle jest sytuacja, gdy jakiś znak towarowy posiada tylko ochronę krajową (tj. tylko na swój kraj np. na obszar Niemiec).
Niemiłą informacją jest odpowiedź, że w tej klasie rejestrowej funkcjonuje znak towarowy z ochroną europejską. W takich sytuacjach polecam kontakt z rzecznikiem patentowym, aby poznać jego opinię czy „brnąć” z tą nazwą dalej czy z niej zrezygnować.
Ciekawie i mądrze o prawnej ochronie marki opowiada rzecznik patentowy Mikołaj Lech. Polecam wywiad z nim „Ile możesz zyskać dzięki ochronie marki?”
Wiele takich przykładów mamy dosłownie w zasięgu ręki. Na przykład sieć Media Expert prowadzona jest przez Terg SA z siedzibą w Złotowie, marka 4F należy do OTCF SA z siedzibą w Wieliczce, woda Cisowianka należy do Nałęczów Zdrój Sp. z o., a słynne marki Tymbark, Kubuś, Dr. Witt, Puchatek, Lubella należą do Grupy Maspex Wadowice. To samo dotyczy holdingów typu Jeronimo Martins, Nestle, PepsiCo i tak dalej i tak dalej.
Dla średnich i dużych organizacji oddzielenie nazwy spółki od marki komercyjnej daje możliwości elastycznego wykonywania ruchów biznesowych. Pozwala tworzyć dom marek (house of brands) dopasowując je do odpowiedniego segmentu rynkowego. Firma/holding/korporacja ogranicza ryzyko biznesowe (i wizerunkowe) na wypadek niepowodzenia marki komercyjnej, wystąpienia sytuacji kryzysowych. To pierwszy pozytyw. Druga korzystna strona posiadania marki komercyjnej i odrębnej nazwy spółki to możliwość wprowadzania kilku marek w tej samej kategorii rynkowej. Dobrym przykładem jest Grupa Mokate. Oprócz flagowej marki, perły w koronie, cappuccino Mokate i kawy Mokate asortyment kawowy obejmuje jeszcze dwie marki Marizzi i Marila. Jeszcze ciekawiej wygląda segment herbat. Tutaj Mokate oferuje markę premium Loyd oraz markę ekonomiczną Minutka.
Dzięki takiemu zarządzaniu portfelem marek Grupa Mokate skupia się na segmencie kaw i herbat docierając do klientów wartościowych (premium) i skoncentrowanych na cenie (economy) w ramach tej samej sprzedaży i dystrybucji.
Powinienem w tej chwili wznieść peany na cześć namingu. Ale tego nie zrobię. Realnie rzecz ujmując, dobra, chwytliwa nazwa potrafi ugrać dla firmy korzyści ogromne, duże, średnie, małe lub żadne.
Na początku tego artykułu wspomniałem., że są kategorie rynkowe, w których naming odgrywa znaczącą rolę i są takie, w których liczy się coś więcej niż nazwa firmy. Na przykład w branży TLS (transport, logistyka, spedycja) firma oferująca transport lądowy swoją przewagę konkurencyjną buduje terminowością, pewnością, elastyczną, jakością floty samochodowej, ceną. Czy jej nazwa ma kolosalne znaczenie? Warto, żeby była czytelna, nieskomplikowana, łatwa do zapamiętania, do zapisania. A nawet jeśli będzie trudna (np. DPV Logistic, Antrans Bis, MNM TSL, Asstra, Transannaberg) są inne czynniki wpływające na jej konkurencyjność i poziom osiągania przychodów. Choćby kultura osobista kierowców, jakość obsługi zamówień, estetyka pojazdów (firmowa oznakowanie), wykorzystywanie technologii w pełnym łańcuchu dostaw wpływają na postrzeganie takiej firmy i odpowiednie dla niej rekomendacje.
Około 90% zleceń namingowych zawiera warunek „wolnej domeny”. Z reguły jest to domena .pl. Lecz coraz częściej pojawia się wymóg wolnej domeny .com dla nowopowstającej nazwy. Polskie średnie firmy coraz śmielej spoglądają okiem na zagranicę, na perspektywę ekspansji na rynki europejskie i światowe. Domena .com daje im niezaprzeczalne przewagi wizerunkowe. Zdecydowanie większe niż domena europejska .eu.
Wybierając domenę .pl dla swojego biznesu zalecam sprawdzenie co pod tą samą nazwą funkcjonuje w krajach sąsiednich. Dla przykładu, pod nazwą Fidelis działają różne aktywności pod domenami .pl, .de, .cz, .sk, .dk, .fr. Dlatego warto już na początku mieć wiedzę, jakich ewentualnych konkurentów można spodziewać się tuż za granicą.
W serwisie Domeny.tv znajdziesz domeny z całego świata i wybierzesz spośród blisko 1200 rozszerzeń – polskich, funkcjonalnych, globalnych, narodowych i tzw. nowych domen.
Jeśli masz pomysł na nazwę, a tu pech, okazuje się, że domena .pl jest zajęta pomimo tego, że nic się nie wyświetla sprawdź, kto jest jej właścicielem. Czy ktoś z Twojej branży? Może kompletnie z innego obszaru rynkowego. Baza WHOIS jest tu najlepszym weryfikatorem (link >>>).
Jeśli jednak ten ktoś nie jest Twoim konkurentem pomyśl o…
…domenach narodowych lub funkcjonalnych. Dobry pomysł jest wart każdej ceny i dlatego warto wybrać wariant alternatywny. Jeśli na ten moment zajętych jest ponad 250 tys. aktywnych stron/adresów internetowych z domeną .pl, szansa na znalezienie łatwej, czytelnej i wyjątkowej nazwy spada z każdym dniem.
Na ratunek przychodzą kreatywne pomysły z wykorzystaniem domen narodowych np. zjedz.my, otwiera.my, wspieram.to, zapakuj.to, esize.me, who.is, ratownik.it. Tak zwany domain hacking jest oryginalnym sposobem na wyróżnienie swojej marki, na zbudowanie ciekawej, kreatywnej gry słów, a przede wszystkim na pozbycie się problemu braku wolnej domeny .pl.
Drugą pomocną dłoń wyciągają domeny funkcjonalne. To tego typu końcówki .cafe, .cars, .design, .estate, .energy, .game, .news, .pizza, .sale, .shop, .store, .vet pozwalające dodać do swojej nazwy funkcjonalny element.
Pełną listę domen funkcjonalnych przejrzysz tutaj: >>> Baza domen.
To pytanie zaskoczyło mnie.
Jak z niego wybrnąłem? Odpowiedź znajdziesz w dwudziestej minucie wywiadu.
Listen to „14: Jak stworzyć nazwę, która zarabia? Konrad Gurdak” on Spreaker.
Wracamy do podstaw. Inaczej mówiąc „strategia głupcze!” Gdy czujesz, że masz mętlik w głowie, nie wiesz od czego zacząć wymyślanie nazwy, na możesz się skupić, najprawdopodobniej działasz bez strategii marki, bez konceptu marki lub bez briefu strategicznego. Aby okiełznać chaos należy go uporządkować. Do tego służą wszelkie elementy składające się na strategię marki. Archetyp marki, rdzeń marki, obietnica marki, filary oferty, propozycja wartości, emocjonalne i racjonalne aspekty oferty, grupa docelowa są tymi działaniami wskazującymi kim jesteś, dokąd zmierzasz, po co to robisz. A tym kim jesteś możesz – lecz nie musisz – ująć właśnie w nazwie.
Ciekawie o strategii marki opowiada Maciej Sznitowski Brandoholics w 25-tym odcinku Złapani w sieć „Zyskowna strategia marki dla firmy”.
W życiu różnie bywa, lecz raczej szansa na to, że uda Ci się zrobić drugiego Virgina albo drugiego Apple jest nikła. Buntownicy z reguły marnie kończą. Dlatego prowokujący naming może przynieść odwrotny skutek co nie oznacza, że nie można go ująć w innych obszarach komunikacji np. w claimie (slogan, tagline), w postaci języka wizualnego (kolory, czcionka, ilustracje, zdjęcia), języka dźwiękowego (audiobranding), w słownej komunikacji (własne profile w social media).
Odpowiadając na pytanie: chwytliwa nazwa nie musi być wprost związana z grupą docelową. Są jeszcze inne narzędzia marketingu, aby słowem, obrazem, dźwiękiem identyfikować się z grupą docelową.
Aż dwanaście?
A wiesz, że może być ich więcej.
Tych 12 technik kreacji nazwy stanowi moją własną checklistę przydatną do przygotowania briefu namingowego oraz podczas kreacji.
Nie każda technika jest użyteczna w danym projekcie kreatywnym. Nie zawsze jest sens kreowania nowych pomysłów wywodzących się np. od nazwy numerycznej tylko po to, aby odhaczyć ją na checkliście.
Przykładowo jeśli koncepcja nowej marki piwa zakłada pomysł na nazwę prostą, pospolitą (słownikową) wystarczy działać w kierunku projektowania nazw opisowych wywodzących się od popularnych pojęć, słów, od miejsc geograficznych, od postaci historycznych. Stąd mamy wokół siebie „piwne” nazwy typu: Harnaś, Książęce, Kasztelan, Ciechan, Miłosław, Perła, Tatra, Grodziskie, Tyskie, Warka, Łomża, Kormoran, Żubr, Amber, Fortuna, Dębowe, Specjal itd.
Wszystkie dwanaście technik kreacji nazwy wymieniłem w e-booku „Jak stworzyć nazwę, która zarabia” załączonym do tego wywiadu. Możesz pobrać go również z tego miejsca:
Kolizja prawna, sprawa sądowa, naruszenie prawa autorskiego nakaz zaprzestania działalności, zajęcie mienia – to pojęcia wywołujące dreszcze. Unikaj ich jak ognia dbając o prawną ochronę swojej marki. Niewątpliwie najlepszym przyjacielem w tym obszarze będzie rzecznik patentowy, kancelaria patentowa.
W temacie ochrony znaków towarowych pamiętaj o trzech zasadach:
Sztuczki i kruczki dotyczące ochrony znaku towarowego w bardzo przystępny sposób przedstawia rzecznik patentowym Mikołaj Lech z Kancelarii Lech. Posłuchaj, obejrzyj rozmowę z Mikołajem „Ile możesz zyskać dzięki ochronie marki„, a dowiesz się ile możesz zyskać dzięki ochronie marki.
→ Samodzielne stworzenie nazwy przynosi największą satysfakcję, ever!
→ Kreacja nazwy wspólnie z kimś od namingu daje poczucie wykorzystania potencjału drzemiącego… w samym sobie!
→ Zlecenie zadania namingowcowi zdejmuje ciężar zajmowania się tym tematem.
Każdy system współpracy ma swoje plusy i minusy.
Osobiście, polecam, przynajmniej, spróbowanie własnych sił w kreowaniu pomysłów. Nawet jeśli nie uda Ci się wymyśleć nazwy wykonasz zadanie domowe, które i tak na Ciebie czeka(ło): spojrzysz głębiej na swój biznes, na swój produkt, usługę, na samego siebie. Być może zobaczysz coś więcej czego wcześniej nie dostrzegasz, trafisz na słaby punkt Twojego pomysłu, wydobędziesz zniego silną korzyść, odnajdziesz dodatkowe przewagi. Innymi słowy popracujesz nad strategią.
Możesz również skonsultować pomysły. Być może wśród nich jest jednak ta chwytliwa nazwa, którą „wydobędziesz” podczas namingowej konsultacji.
Pełną treść rozmowy „czy chwytliwa nazwa zarabia” oraz komplet linków odnajdziesz pod tym adresem:
>>> 14: Jak stworzyć nazwę, która zarabia?
Lubię liczbę siedem. Bardzo. Być może mój sentyment do siódemki rozpoczął się od etapu szkoły podstawowej. Prawie, przez całą edukację szkolną byłem posiadaczem numeru siedem w dzienniku lekcyjnym.
Być może, również, mój pociąg do cyfry siedem wynika z codziennego trybu życia.
Pewnie zgodzisz się ze mną, żeby płacić podatki trzeba zarabiać. Żeby zarabiać należy pracować. Jeśli popracujesz przez siedem dni w tygodniu zarobisz więcej. I będziesz zadowolony.
W każdym razie, siedmiodniowy cykl tygodnia nie wymyślił ani fiskus, ani żaden król, cesarz czy inny chciwy władca, aby móc zagonić swoich poddanych do pracy. Kalendarzowy porządek oparty na siedmiodniowym tygodniu oraz dwunastogodzinnej tarczy zegara zawdzięczamy… Babilończykom.
O tak, magiczne i mistyczne znaczenie liczby siedem ma coś urzekającego w sobie. Istnieje siedem błogosławieństw i grzechów śmiertelnych, siedem filarów mądrości, siedem cudów świata starożytnego, siedem wieków człowieka, siedem czakr (czakramy). W antycznych podaniach pojawia się siedem miast Homera, siedmiu greckich mędrców, siedem bram Jerozolimy, siedem wzgórz Rzymu. Arka Noego w siódmym miesiącu znalazła brzeg, wysłana z niej gołębica znalazła ląd w siódmym dniu.
Siódemka jest liczbą boskości, doskonałości, dlatego siódmy dzień tygodnia był dla antycznych dniem odpoczynku, dniem poświęconym Bogu.
A ja na przekór robię swoje nawet w siódmym dniu tygodnia. Choćby robiąc to: blogując, pisząc kolejne artykuły o namingu, renamingu, rebrandingu lub przygotowując kolejny materiał pod wywiady. Nie ukrywam, że siedem lat obecności w Internecie napawa mnie dumą. Przez te siedem lat blogowania sporo się działo, i wierzę, że jeszcze więcej się zadzieje.
Lubię dzielić się wiedzą…. czuję, że to moje powołanie.
Cieszą mnie słowa Marka Jankowskiego, prowadzącego podcast Mała Wielka Firma. Marek już kilka lat temu wieszczył skok popularności medium jakim są podcasty. Nie mylił się. Wysyp tej formy przekazywania wiedzy ma wymiar skokowy. Portal Podkasty.info na dzień dzisiejszy wykazuje 5 600 polskich podcastów. Ogromna liczba, prawda?
Dlaczego wspominam o podcastach? Ponieważ na wiedzę o namingu możesz trafić również w podcastach. Nie ukrywam, że możliwość opowiedzenia o tym jak tworzyć kozackie nazwy spotkała również i mnie, kilkukrotnie.
Gdzie i jak można tę wiedzę poznać? Przejrzyj tę listę poniżej. Wierzę, że trafisz na ciekawy artykuł lub wywiad o tej, arcyciekawej odnodze copywritingu, brandingu, strategii, marketingu.
Poniżej wylistowałem wszystko to co mi się udało opublikować w ramach namingowego blogowania. Lista ułożona jest w kolejności od NAJNOWSZYCH osiągnięć. Znajdują się w niej artykuły na tym blogu oraz linki do treści zewnętrznych. Czytaj, słuchaj lub oglądaj z dziką rozkoszą.
️ PODCAST Złapani w sieć – Jak stworzyć nazwę, która zarabia?
→ Jak stworzyć nazwę w 60 minut?
️ PODCAST Komunikacja wizualna Aneta Duk – Profesjonalna nazwa firmy lub marki, rozmowa z Konradem Gurdakiem #026
DOMENY.tv, gościnny artykuł – Jak stworzyć idealną nazwę firmy?
LIVE na Facebooku: Magda i Wojtek – robieto.pl – Co z tą nazwą?
ZnakiTowarowe-blog.pl, gościnny wpis – Nazwa prowokująca. Kiedy służy, kiedy przeszkadza?
→ Patriotyzm gospodarczy niejedno ma imię
→ Audio branding, taki dźwiękowy naming
LIVE na Facebooku: Brand Pixel – Kozacka Nazwa Firmy
IBRA Instytut Brandingowy, artykuł – Prognozy brandingowe. Naming w Polsce
→ Specjalista czy wszechogarniacz? Naming firmy na poważnie!
️ PODCAST Wszystko Co Nas Kręci – Jak stworzyć (dobrą) nazwę w 60 minut?
️ PODCAST Marketing Ludzkim Głosem – Naming – czyli jak podejść do wymyślania nazw firm, marek i produktów?
→ Polskie perełki nazewnicze. Subiektywny przegląd ciekawych nazw.
NOWY MARKETING, wpis do artykułu – Polskie perełki i antyperełki nazewnicze (cz.2)
→ Czy nazwa opisowa ma więcej zalet czy wad?
→ Czy Marek Jankowski jest influencerem?
→ Pomysł na nazwę firmy: Runmageddon
LIVE na Facebooku: Szaman Marketingu – Nazwa Marki – Pierwszy Raz z Szamanem
→ Marketing Trends – Trendy marketingowe w Szczecinie
→ Nazwa Traficar synonimem pojęcia ‘auto na minuty’
Marketing w Praktyce, nr 01/2019, artykuł – Nie samą nazwą żyje człowiek
→ Nazwa abstrakcyjna bez tajemnic. Nazwa Oshee coś znaczy!
Marketing w Praktyce, nr 01/2019, artykuł – Poradnik dla wymyślających nazwę
Marketing w Praktyce, nr 11/2018, artykuł – Dzięki niej polecisz do góry lub spadniesz jak Ikar
Marketing w Praktyce, nr 10/2018, artykuł – Zawadiacka, prowokująca nazwa
Marketing w Praktyce, nr 9/2018, artykuł – Cosik pomaga ten Yanosik
Marketing w Praktyce, nr 8/2018, artykuł – Traficarem na Runmageddon. Gra słów w namingu.
→ Nazwa skojarzeniowa – czy warto ją mieć?
Marketing w Praktyce, nr 7/2018, artykuł – Namingowe ścieżki: Oshee coś znaczy!
→ Nazwa dla firmy – jak sprawić, żeby wyróżniała twój biznes i zostawała w głowach klientów – Mała Wielka Firma
️ PODCAST Mała Wielka Firma – Nazwa dla firmy – jak sprawić, żeby wyróżniała twój biznes i zostawała w głowach klientów #222
Marketing w Praktyce, nr 6/2018, artykuł – Namingowe ścieżki: Prowly. Sówki rządzą!
Marketing w Praktyce, nr 5/2018, artykuł – Jak szybko wymyślić fajną nazwę
→ Agencja namingowa brzmi dumnie
→ Ponadczasowe bio firmowe. 4 kierunki stworzenia wciągającej historii firmy.
Online Marketing Magazyn, 02-03/2018, artykuł – Ponadczasowe bio firmowe
→ Alfabet namingowca. B G I P U
→ W hołdzie 590. Patriotyzm konsumencki wymaga poświęcenia.
→ Alfabet namingowca. D E K N O
→ Metoda na dobrego loda. Nazwa dla lodziarni.
→ Fałszywi przyjaciele potrafią być bardzo pomocni w… namingu!
→ Kozacka nazwa firmy. Wpada, wprowadza zamęt, zostawia ślad.
→ Nazwa dla marki modowej. Inspiracje w cieniu gwiazd.
→ Kontrolowana akcja #NameAndroidN? Zgaduję, że tak!
→ Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.
→ Polski Bus wcale nie taki polski. A co na to Polski Cukier?
→ Strategia skutecznej nazwy. Kilka praktycznych rad.
→ Nazwa dla księgarni internetowej (cz. 1)
→ Jak napisać wciągające bio o firmie (i zmieścić się w 2.400 znakach)?
→ Bunt na farmie! Czy finezyjne nazwy jaj robią nas w jajo?
MamStartup.pl, gościnny artykuł – Nazwa “Brainly” to strzał w dziesiątkę. Wszystko o namingu startupów
→ Jak napisać „O firmie”, aby użytkownik przeczytał tekst do końca (cz. 1)
→ 7 zasad udanej nazwy. Jaka nazwa dobrze sprzeda się sama? Z cyklu „Okiem praktyka”
→ Chipotle walczy storytellingiem (cz. 2). O tym jak zbudować angażującą historię
→ Google Alphabet – alternatywny alfabet Google w wersji rozszerzonej
→ Czy nazwa opisowa sprzedaje się dobrze? Oto przykłady z życia wzięte.
→ Rejestracja nazwy firmy w urzędzie patentowym. Czy warto wydać tego tysiaka?
→ Głodne wilki na Wolves Summit, a tam …
→ Nazwa dla startupu. Jak ją wybrać?
→ Jaki rodzaj nazwy mam wybrać?
→ D jak Domena [Alfabet Namingowca]
→ „Nazwij się jakoś to będzie” podczas Marketing Day
→ Inkkas – historia ręcznie szyta przez Indian tradycyjnymi tkaninami z Ameryki Południowej
→ „Druga twarz Chiquity: oczyszczenie”, z cyklu Tajemnice marek
→ „Pierwsza twarz Chiquity, czyli co kryje mroczna historia” z cyklu: Tajemnice marek
→ Akt erekcyjny (część 2: Czy HastaMan da radę?)
→ Akt erekcyjny (część 1: tytułem wstępu)
→ Siedem
→ Storytelling w służbie BoConcept
Długo nosiłem się z zamiarem napisania poradnika o tym jak stworzyć nazwę. Szczęśliwy los „przysłał” do mnie dwóch fajnych gości – Michała Hamerę i Mariusza Reszczyńskiego – prowadzących podcast Wszystko Co Nas Kręci. A może odwrotnie, to ja zostałem „podesłany” tym dwóm panom? Nie ma co dywagować na ten temat. Ważne, że nagraliśmy bardzo ciekawą rozmowę o tym jak stworzyć nazwę w 60 minut.
Brzmi intrygująco, prawda? Powiesz, to niemożliwe aby w godzinę coś kreatywnego, chwytliwego, ponadczasowego stworzyć. Hm. Może masz rację? A może nie?
Teraz nie zdradzę Ci czy jest to rzeczywiście możliwe. Dowiesz się w trakcie słuchania lub czytania transkrypcji 8-mego odcinka podcastu Wszystko Co Nas Kręci, właśnie na temat namingu.
Dla osób lubiących pismo aniżeli fonię podpowiem: tekst poniżej jest ulepszoną wersją tego o czym rozmawialiśmy w trakcie ponad godzinnej rozmowy, pełnej merytorycznych smaczków. Zachęcam do przeczytania wersji tekstowej.
Osoby żyjące w ciągłym pośpiechu, lub po prostu lubiące słuchać podcastów zapraszam do odsłuchania rozmowy na stronie „Jak stworzyć (dobrą) nazwę w 60 minut?” albo poniżej:
Listen to „#008: Jak stworzyć (dobrą) nazwę w 60 minut?” on Spreaker.
Mariusz: Konradzie, chcemy dzisiaj z Tobą porozmawiać i poprosić, żebyś pomógł przedsiębiorcom, którzy mają w głowie jakiś pomysł na biznes, jak prawidłowo podejść do tematu wymyślenia, stworzenia nazwy firmy, projektu. Tak jak my zgłosiliśmy się do Ciebie kiedy mieliśmy pomysł na ten podcast i utknęliśmy dokładnie w temacie tworzenia nazwy. I stąd ten pomysł, żebyś pomógł i podał dobre rady jak stworzyć nazwę.
Konrad: Są osoby, które doskonale, samodzielnie radzą sobie ze stworzeniem nazwy. Wiele jest też takich przykładów namingowych po których widać, że są to tak zwane samoróbki, które i tak zachwycają i oko i ucho, w szczególności, gdy widać „w nich” kreatywną grę słów czy też fajne zapożyczenie z języka polskiego.
Prawda jest też taka, że jest grupa osób, firm, które od razu, prosto z mostu uderzają do specjalistów, copywriterów czy osób, które zajmują się namingiem. Od nich oczekuje się skutecznej pomocy w stworzeniu nazwy, tej jednej, unikalnej, wyjątkowej.
Mariusz: Rodzi mi się tutaj jedno pytanie: jeżeli ktoś samodzielnie próbuje, tak jak my to z Michałem robiliśmy na początku, zakładając swoje firmy, czy to nie jest kwestia przypadku, że komuś uda się lub nie stworzyć nazwę? Bo tak naprawdę ona może być na początku ciekawa – dla nas, dla tych, którzy ją wymyślili. A czy spodoba się klientom, odbiorcom danego projektu? Czy rzeczywiście jest tak, że nie mając tej wiedzy, taką jak Ty masz, jesteśmy w stanie poradzić sobie samodzielnie z namingiem?
Konrad: Jest to kwestia, przede wszystkim, skali działania i zasięgu terytorialnego, czyli geografii. Jeżeli ktoś planuje biznes typowo lokalnie, myślę, że nie patrzy na to czy są jacyś tam inni gracze rynkowi działający w jego branży, w innej części Polski. Raczej taka osoba sprawdza jedynie czy przypadkiem nie ma podobnego tworu słownego, podobnie nazywającego się podmiotu w jego okolicy.
Jeżeli mówimy o dużej skali, o dużym biznesie, samodzielne poszukiwanie nazwy często udaje się, a czasami kończy się nieprzyjemną niespodzianką, uzyskaniem pisma procesowego z kancelarii patentowej, który twierdzi, że Twoja nazwa narusza prawa do znaku towarowego należące do jej klienta. I tak się dzieje, naprawdę!
Prawda jest taka, że przy mikro działalności można sobie spokojnie samodzielnie tworzyć nazwę i mniej obawiać się prawnych komplikacji. Co innego, jeśli mówimy o dużym biznesie. Tutaj należy, takie jest moje zdanie, przejść przez pełny proces twórczy, czyli nie tylko samej kreacji, ale również researchu, analizy rynkowej i procesu weryfikacji nazw w Urzędzie Patentowym. Po to właśnie, aby cały proces tworzenia nazwy był wykonany od A do Z. I właśnie o tym dzisiaj mam zamiar z Wami porozmawiać. Prosto, konkretnie i na określonym przykładzie, czyli na określonej branży rynkowej.
Michał: Powiedziałeś, że większe firmy powinny przejść taki skomplikowany czy też długotrwały proces nazewnictwa. Przy mikro jest trochę łatwiej. Lecz tak naprawdę niezależnie od skali biznesu każda firma powinna wyjść od czegoś jeszcze innego. Od strategii.
I teraz pytanie – czy nazwa jest elementem strategii marketingowej czy tworzenia przedsiębiorstwa? Czy jednak możemy sobie usiąść i powiedzieć „dzisiaj będę nazywał się jakiś Fiołex i będę sprzedawał fioletowe płoty”.
Konrad: Strategia? Uważam, że to podstawa, bo też jestem strategiem, tak jak i Ty, Michale. Przy projektowaniu nazwy nie ma mowy, żeby tak po prostu sobie stworzyć jakąś tam zbitkę słowną, neologizm czy też inny twór słowny bez spoglądania na to jaki jest pomysł na firmę, jaki jest model biznesowy, jaki w ogóle jest pomysł na samą strategię komunikację tejże marki.
Zgadzam się z Tobą Michał. Duże, duże znaczenie ma strategia. Lecz patrząc na realia życiowe, przy mikro biznesie, tej strategii nie ma. Jest po prostu pomysł na biznes i „trzeba się jakoś tam nazwać”. Taki przedsiębiorca nie zastanawia się długo stworzyć nazwę swojego biznesu.
Michał: No właśnie, i…
Konrad: I powstają w następstwie braku strategii koszmarki słowne typu Ścierex, Źrebex, Modex. Powstają również bardzo fajne „twory” namingowe. Widać je w branżach typowo usługowych, przede wszystkim gastronomia, turystyka. Czyli tam, gdzie panuje life style, rozrywka, aspekt relacji ludzkich. Tam, gdzie można pozwolić sobie na to, aby trochę frywolnie podejść do namingu, bez tej, tak zwanej, strategii, strategii marketingowej, budowania persony, rozkładania na części pierwsze oferty.
Michał: OK. Ja jako mikro przedsiębiorca mimo, że mam nazwę jaką mam to przez długi czas powtarzano mi, że ja jako osoba fizyczna przede wszystkim pracuję na swoje nazwisko. Czy powinienem występować jako Michał Hamera, czy może mieć swoje nazwisko dosłownie w nazwie firmy? Otrzymuję taką podpowiedź, że w momencie kiedy będę się rozwijał i zatrudniał ludzi, to ten Hamera w nazwie firmy już nie do końca tak pasuje, bo firma składa się ze mnie i grupy pracowników. Co Ty o tym sądzisz?
Konrad: Nazwa od nazwiska jest to piąty z sześciu rodzajów nazw [polecam wpis na blogu: Nazwa firmy od nazwiska]. I tego typu nazwy funkcjonują dość powszechnie. Widać je szczególnie na szyldach lokali usługowych, cukierni, kawiarni, piekarni. Są one zauważalne w nazwach biur nieruchomości, firm budowlanych, tam gdzie działa średni i mniejszy biznes.
Z drugiej strony, jeśli ktoś ma polskie nazwisko jak Brzęczyszczykiewicz i planuje pójść dalej niż granice polskiego kraju, to warto zastanowić się nad stworzeniem nowej międzynarodowej nazwy.
Mariusz: Mam tu ciekawy przypadek z mojej branży. To lider branży ogrodzeniowej firma Wiśniowski działająca na rynkach zagranicznych. Jestem ciekawy jak oni radzą sobie z polskojęzyczną nazwą. Bo jednak jest to typowo polskie nazwisko i podejrzewam, że zagraniczni klienci trochę łamią sobie język, żeby tą nazwę wypowiedzieć. I to jest ciekawy przypadek: za tą marką stoi duża korporacja, jej siła finansowa, organizacyjna. Podejrzewam, że jej polskojęzyczność nie jest traktowana jako kluczowy hamulec. Owszem, wiąże się to z większymi nakładami, z większą pracą marketingową, żeby trudną do wypowiedzenia nazwę, mówiąc kolokwialnie „przepychać” na zagranicznych rynkach.
Konrad: Moim zdaniem, tam gdzie jest pewna twórcza myśl, którą można się pochwalić, zaakcentować krajowe pochodzenie, powiedzieć, że ten wyrób, ta technologia wywodzi się z Polski, a myślę, że jeśli chodzi o bramy, automatykę Wiśniowski nie musi obawiać się konotacji pochodzenia z naszego kraju, taka polskojęzyczna nazwa pomaga i dużą wartość wnosi. Bo wskazuje przede wszystkim, że pochodzisz z kraju, w którym innowacyjność jest na wysokim poziomie.
Załóżmy, że tworzymy start-up zajmujący się sztuczną inteligencją. Nawiązywanie do nazwiska twórcy, właściciela raczej nie doda mocy nazwie. Byłoby lepiej odnieść się do artefaktów, korzyści związanych z tym co ten nasz start-up, nasze usługi związane z AI zawierają. I tu kłania się właśnie kwestia tej strategii: na co akcentować w komunikacji, na jakie atuty, korzyści, benefity przede wszystkim będziemy stawiali.
Mariusz: Dobrze, to może Konradzie, spróbujmy w tej chwili przejść do poszukania odpowiedzi jak stworzyć nazwę. Zaczynamy nowy biznes, nowy projekt. Od czego zaczynamy? Co jest tą podstawą, na której będziemy budować swoją nazwę i nową markę?
Konrad: Zdradzę pokrótce mój model działania, to pięcioetapowy proces.
→ Zaczynam od poznania pomysłu, koncepcji marki.
→ Kiedy mam wiedzę zbieram informacje o konkurencji – i tej pośredniej, i tej bezpośredniej, i też o rynku.
→ Trzeci etap to poszukiwanie słów-kluczy, pewnych inspiracji, wrażeń, jakie można wykorzystać przy namingu.
→ Czwarty, to ten najbardziej ulubiony, a często jest to numer jeden właśnie wśród osób, które po prostu działają bez strategii. Jest nim kreacja, fizyczne tworzenie nazwy.
→ Na koniec zostaje piąty etap, często pomijany, czyli weryfikacja. Czyli to, czy dana nazwa, dana propozycja nazwy nie jest przypadkiem konfliktowa z istniejącymi podmiotami, firmami, markami.
Taki pięcioetapowy proces współpracy lubię przeprowadzić wespół ze zleceniodawcą, jeśli to możliwe. W związku z tym mając od Was tę godzinę czasu jesteśmy w stanie omówić wszystkie pięć etapów, udowadniając że w pełnym projekcie namingowym
kreacja nie stanowi dziewięćdziesiąt procent czasu, tylko ledwo połowę.
Michał: Powiedziałeś bardzo ciekawą rzecz, że to jest wieloetapowy proces. Pewnie dla wielu osób wydaje się, że to jest kwestia usiąść sobie, napisać kilka pomysłów, wybrać z tego to, co najbardziej podoba się, no i proces wymyślania nazwy jest zakończony! Wychodzi na to, że rzeczywiście aby stworzyć tę unikalną nazwę i wyróżnić się na rynku usług czy produktów, na którym chcemy zaistnieć, to rzeczywiście ten proces namingu należy po kolei przejść. Powiedz mi, jak czasowo, czy w ogóle da się czasowo określić, ile taka nazwa powstaje?
Konrad: I to jest trudne pytanie. Bardzo trudne. Może udać się wykreować nazwę nawet i trakcie jednej sesji twórczej – udało się przecież tak niedawno z pewnymi dwoma osobami, które siedzą naprzeciwko mnie [razem stworzyliśmy nazwę podcastu Wszystko co nas kręci]. A czasami nawet i dobre kilka, kilkanaście tygodni trwa dotarcie do finalnego efektu.
Mariusz: A czy możliwe jest wymyślenie przez weekend dobrej nazwy? Jak stworzyć nazwę przez weekend? Czy taką propozycję od razu należy wykluczyć?
Konrad: Można, można. I nawet kilka razy udało mi się.
Mariusz: Na zasadzie, że zadzwonił klient, i…
Konrad: Musiałem…
Mariusz: Że „Panie Konradzie, w poniedziałek muszę mieć”, tak?
Konrad: Nie. „Panie Konradzie, na dziewiątą rano jest notariusz umówiony”.
Michał: A, to jeszcze większa presja.
Zatem, tak jak wspomniałeś, jesteśmy w stanie przez tą godzinkę przejść przez cały proces wymyślania tej nazwy. Ruszajmy w takim razie z tym procesem.
Konrad: Twórczo będzie, jeżeli wybierzemy od razu jakąś branżę. A może, zachowamy się jak typowi celebryci w telewizji, którzy kuchcąc przed kamerami nagle spod kapelusza wyciągają gotowe danie? Więc chyba nie zdradzimy, że zajmiemy się tematem: nazwa dla biura nieruchomości, czyli szukamy pomysłu jak stworzyć nazwę dla biura nieruchomości i krok po kroku, przez te pięć kolejnych etapów przejdziemy.
Michał: Dobrze. Zatem z Mariuszem rzucamy biznesy coachingowo-ogrodzeniowe, idziemy w świat nieruchomości, rynek szaleje, ceny zwariowały… chcemy być krezusami, rentierami i wszystkim, co jest tu możliwe. A zatem Konradzie – wymyśl nam nazwę! Zrób z nas biznesmenów!
Mariusz: Nieruchomościowych.
Konrad: Wy mówicie: chcemy nazwę. Ja Wam odpowiadam: hola, hola! Przede wszystkim, powiedzmy sobie w jaki sposób nazwa będzie opowiadała o tej agencji nieruchomości. Kłania się to o czym powiedziałeś Michał, czyli pomysł na strategię. Strategia marki, dla wielu to zadanie brzmi jak wielkie wyzwanie. A czasami wystarczy spokojnie przysiąść, pomyśleć, porozmawiać, poradzić się partnera biznesowego, mentora biznesu, kogoś kto nakieruje takiego przedsiębiorcę na właściwy tor.
Zatem, mamy trzy kierunki, jeśli chodzi o sposób kreowania wizerunku i prowadzenia komunikacji.
→ Pierwszy kierunek, akcentujemy atrybuty typowo techniczne, racjonalne, mówimy prosto z mostu czym dana firma zajmuje się. Tym akcentem jest nazwa typowo transakcyjna, pragmatyczna. Podam tu przykłady takich biur: Retalia, Cztery Ściany, Północ Nieruchomości, Dom&House, MetroHouse. Są to proste określenia, które bezpośrednio wskazują na to, że dana firma, dane biuro funkcjonuje w branży nieruchomości.
→ Drugi trop wykorzystuje emocje. Tutaj można delikatniej opowiedzieć o sobie i jednocześnie ciekawie wyróżnić się. W komunikacji emocjonalnej dążymy do tego, aby na bazie kilku ciekawych określeń budować lojalność, partnerstwo, witalność, pewne cechy, które świadczą o tym, że my się tymi atrybutami rzeczywiście wyróżniamy. Takimi przykładami są: Ruszamy Nieruchomości, która jest fajną grą słów, albo Dobry Dom, Pepper House, Lions Estate, Mint Properties. Są to już inne nazwy, które dostarczają tej finezji i tego pierwiastka inności niż klasyczne, przyziemne powiedzenie, że my zajmujemy się transakcjami związanymi z nieruchomościami.
→ Jest jeszcze trzeci kierunek, oparcie się o kulturę, to tak zwane marki kulturowe. Dotyczy on dużych graczy, którzy wręcz wyrastają na przesłaniu kulturowym, czyli na ratowaniu świata, dbania o środowisko, dbania o problemy społeczne, tak jak na przykład Patagonia jak również inne marki, głównie amerykańskie, które z tego nurtu wywodzą się.
Czy w branży nieruchomości sensowne jest tworzenie strategii mówiącej o tym, że naszym przesłaniem jest troska o środowisko naturalne i rozwiązywanie problemów społecznych? Chyba nie. Raczej klient nie „kupi” agenta nieruchomości, które nie zajmuje się wprost swoim biznesem, a jedynie „gada” o zero waste, śladzie węglowym, problemach trzeciego świata.
Wracając do sedna. Jeśli mamy pomysł na markę biura nieruchomości, szczerze mówiąc nakierowujemy się również na nazewnictwo, na pewne słowa, tony, akcenty, w które będziemy uderzali. W przekazie racjonalnym uwzględniamy przede wszystkim te słowa, które są stricte techniczne, branżowe. W przekazie emocjonalnym… tu nie ma limitu. Można stawiać na każdą ludzką, empatyczną tonację, na każdą symbolikę, taką, która po prostu będzie fajna i wciągająca.
Mariusz: Rodzi się mi takie pytanie – skąd brać te słowa do tych pomysłów? Skąd „wygrzebać” coś ciekawego i na tą kartkę wypisać. Włączamy Worda, tezaurusa?
Konrad: Są dwie metody, obie skuteczne, obie moim zdaniem warto wykorzystać. Pierwsza metoda, którą wyciągnęliśmy ze szkoły podstawowej, czyli ściągamy. Tak! Ściągamy, czyli podpatrujemy konkurencję. I tę bliższą, i tę dalszą. Tworzymy mapę nazewniczą – i zwracam tu uwagę – budujemy mapę nazw, które uważamy za ciekawe, zawierające interesujące słowa, dotykające pewnych aspektów, które nas interesują. [przykład mapy nazewniczej przedstawiłem w tym wpisie Strategia skutecznej nazwy. Kilka praktycznych rad.]
Dzięki takiej mapie tworzy się nam pewna inspiracja – którym kierunku podążyć – lub też wskazówka, jakich słów po prostu nie możemy użyć. Bo jeśli, załóżmy, mamy dominujących graczy: Domiporta, Metrohouse czy Otodom, wiemy jakich słów, jakich cząstek słownych nie wykorzystujemy, aby unikać nachalnego zapożyczenia od głównych graczy rynkowych.
Spoglądanie na konkurencję jest wciągającym działaniem, gdyż nie tylko buduje taką branżową mapę nazewniczą, lecz także dostarcza jeszcze jednego efektu, którego często zapomina się przy budowaniu modelu biznesowego –zmusza człowieka, aby spojrzał na firmy z jego branży, które działają i w jego okolicy, i wokół jego okolicy, i na terytorium, załóżmy, północnej Polski.
Podałem więc mimochodem i drugie działanie – ocenę konkurencji. A jeśli chodzi o Twoje pytanie Mariusz skąd czerpać inspiracje? Właśnie, jeśli z oceny konkurencji i szperania po nazwach pozabranżowych nic nam do głowy nie wpada proponuję przejrzeć bazę Ewidencji Działalności Gospodarczej, bazę KRS-u, Panoramę Firm. Lub po prostu wpisać w Googlach frazy związane z branżą nieruchomości. I nie tylko z tą branżą! Bo z nieruchomościami związana jest na przykład branża budowlana, doradztwo finansowe. Możemy więc podpatrzeć jak nazywają się osiedla mieszkań, deweloperzy, dostawcy materiałów budowlanych, pośrednicy finansowi…
Mariusz: Czyli wychodzimy ze strefy komfortu?
Konrad: Tak. Zawężanie się jest właśnie podstawowym błędem przy kreacji nazwy, i nie tylko w tej dziedzinie. W ogóle przy twórczej pracy. Spoglądanie na działania innych jest czymś normalnym i oczywistym, a i też dużo wnosi do tego, żeby swoją własną branżę rozwijać i dodawać do niej własny pierwiastek tej inności. W związku z tym warto spoglądać jak nazywają się też inne biura nieruchomości i podmioty działające w branży budowlanej. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przejrzeć branżę startupów, nie tylko w Polsce. Zmierzam do tego, żeby cały czas szukać, szukać, szukać, zbierać, zbierać, zbierać ciekawe słowa, skojarzenia a nawet hasła, slogany, zdania, które będą stanowiły inspiracje.
Oczywiście wypada wykorzystać słowniki, słownik wyrazów obcych, słownik frazeologiczny. Warto przejrzeć listę domen na sprzedaż, bo i tam odnaleźć można ciekawy trop do stworzenia lub… kupienia gotowej domeny.
Michał: Jeszcze jedno pytanie rodzi mi się – jak długo szukać? Czy jest taki czas, po którym powinniśmy uznać, że jak np. szukamy dwa, trzy dni, tydzień, to już wystarczy? Że już nic więcej nie znajdziemy? Czy da się jakoś ubrać w ramy czasowe? Bo wiesz, niektórzy potrafią szukać nawet i miesiąc i uznać, że nadal mają za mało inspiracji.
Konrad: Szukanie jest jak zabawa w piasku na plaży. Chcesz wykopać dół, ale musisz zrobić naprawdę duży lej. Bo jeśli tego nie zrobisz, piasek cały czas będzie zasypywał dół. I to samo jest w namingu. Z jednej strony okazuje się, że znalazłeś fajny trop, załóżmy z mitologii greckiej zainspirowały Cię imiona bogiń, Hestia, Westa, Wenus, i inne ciekawe słowa. A tu nagle przeskakujesz na mitologię babilońską, potem egipską, później widzisz, że możesz czerpać z mitologii prasłowiańskiej. Nie zauważasz jak przechodzisz w tematykę staropolskich imion. I co się okazuje? Nawet nie wiesz, że ciągle krążysz wokół co raz to nowych inspiracji, bo stale widzisz coś nowego, ciekawego i bardzo, bardzo wciągającego.
Michał: Czyli jest ryzyko, że tego notariusza trzeba będzie o tydzień przesunąć?
Konrad: Zgadza się. Dlatego należy sobie ograniczyć zakres działania. Stworzyliśmy wspólnie tytuł tego odcinka „jak stworzyć nazwę w sześćdziesiąt minut”. To pokazuje, że warto nadać sobie termin własnej twórczości, kopania w Internecie, czyli szukania i kreowania. Gdy dotrzemy do czwartego etapu, czyli kreacji, rozjaśni się Wam w jaki sposób wykorzystać tę nagromadzoną bazę twórczą, bazę słów kluczy i koncepcję marki i wiedzę o konkurencji, żeby to wszystko wykorzystać w praktyce namingowej.
Michał: Nawiążę jeszcze do tego, co powiedziałeś. Mówiłeś o „skakaniu” po mitologiach i tak dalej. Zauważyłem pewien trend w nazewnictwie, że coraz więcej firm, czy produktów, czy usług odnosi się, w pewien sposób, do nazwisk piłkarzy. Czyli te nazwiska, nazwy klubów są trochę pozmieniane lub lekko modyfikowane. Jak widać i tutaj ludzie szukają inspiracji. Natomiast zapytam Cię o jedną rzecz, bo często jest tak, że firmy ulegają jakimś trendom, nawet jeśli chodzi o nazewnictwo, nowomowę i słowa, które gdzieś są używane potocznie. Czy to nie jest trochę taka pułapka? Bo to słowo, bo ta końcówka przy nazwach np. start-upów (gdzie większość się kończy na „o”, „io” lub „ly”) za chwilę zmieni się, po prostu będzie passe i wtedy trzeba pomyśleć o renamingu, czy wręcz o rebrandingu.
Konrad: Odpowiem inaczej. To Tobie Michał zadam pytanie. Spójrz na nasze imiona. Nie są takie świeże jak imiona obecnych dzieci, które nadaje się kierując dzisiejszą modą. Pod tymi „modnymi” imionami obecne dzieciaki, później dorośli ludzie będą do końca swojego życia funkcjonowali!
Więc prawdę mówiąc, z jednej strony warto kierować się modą, bo zawsze jest to coś ciekawego, nowego dającego pole do popisu. Z drugiej strony, gdy jako firma/marka osadzisz się w swojej kategorii rynkowej to jakkolwiek byś nazywał się, po prostu jesteś sobą – marką z tą nazwą, z tym wizerunkiem, z tą bazą zaufania. Twój klient, kontrahent, konkurent nie zastanawia się wtedy co kryje się za Twoją nazwą. On Cię kupuje za to, że kiedyś Ci zaufał, za to co wnosisz w jego życie, za to że cały czas jesteś taki. Twoja nazwa staje się, jakby to nazwać – takim okryciem wierzchnim. I nawet jeśli przybiera postać kożucha – niemodnej już nazwy – stanowi element kojarzenia z Tobą, z tym co do tej pory wypracowałeś. Mniej ważne staje się jak wyglądasz, ważne jest to co jest w środku, co oferujesz, co dajesz od siebie.
Michał: OK. Idziemy do kreacji w takim razie?
Mariusz: Zaczynamy tworzyć!
Konrad: Kreacja nazwy, czyli najważniejsza rzecz, na której i domorośli twórcy i zawodowi kreatywni koncentrują się najbardziej. Dość szybko przeszliśmy przez trzy etapy namingu, aby dobrnąć do etapu kreacji. Zobaczcie jak bardzo ważne jest to działanie. Jeśli nie przygotujesz się i nagle siadasz z kartką papieru i długopisem w ręku „bo trzeba coś wymyśleć”, to szczerze mówiąc właśnie tracisz czas. Myślisz, szukasz, coś tam wymyślasz, lecz czujesz, że stoisz w miejscu, nie wiesz skąd czerpać inspiracje.
A gdybyś uprzednio przygotował się, wiedziałbyś w jakim kierunku kreować markę, czy „uderzać” w emocje, czy opierać się na komunikacie racjonalnym, czy wykorzystać aspekt kulturowy? Przygotowując się wiesz jak nazywa się konkurencja, jakich słów unikać, aby nie powtarzać ani plagiatować istniejące słowne rozwiązania. Przygotowany masz pod ręką słowniki, rankingi, prasę branżową. I w ten sposób masz realną szansę, aby w stworzyć nazwę w 60 minut.
Mariusz: Podsumowując. Żeby ten proces kreacji przeszedł sprawnie wystarczy dobrze przygotować się? Przygotowujemy się, szukamy sobie tych słów kluczowych, sprawdzamy konkurencję po to, żeby ta kreacja wyszła nam sprawnie?
Konrad: Dokładnie tak. Trudno mi powiedzieć, czy należy poświęcić na to godzinę, dwie, trzy czy równy tydzień. To zależy od możliwości, umiejętności i wiedzy osoby, która chce taką nazwę stworzyć. Natomiast wracając do meritum, rozdzielam kreację na dwa takie poddziałania.
Pierwszym jest ustalenie jaki rodzaj nazwy kreujemy. Lubię trzymać się podziału na sześć rodzajów, czyli:
→ nazwy opisowe – takie które wprost opisują pewną markę,
→ nazwy skojarzeniowe, czyli sugestywne,
→ nazwy typowo sztuczne, abstrakcyjne, neologizmy,
→ skrótowce, czyli tak zwane akronimy,
→ nazwy od imienia lub nazwiska lub pseudonimu,
→ oraz nazwa numeryczna, czyli „zabawy” słów z cyferkami.
Zaznaczam, że nie narzucam sobie z góry określonego stylu, tj. że dana firma będzie miała nazwę typowo skojarzeniową, bo taka najlepiej pasuje w tej branży. Tak to nie działa, nie sprawdza się w praktyce, a na dodatek mocno wiąże ręce.
Drugim podziałaniem jest wybór metod kreacji. Skoro powiedziałem o tym jakie są typy nazw, te sześć rodzajów, czas na kolejne cyferki: dwanaście technik tworzenia nazwy.
Michał: O ludzie…
Konrad: I po kolei przejdziemy je. W sumie jest to clue całego procesu kreacji.
→ PIERWSZY sposób – wykorzystujemy typowo istniejące słowa. To jest to co mamy dookoła, na przykład takie słowa jak perła, lotos, smyk, reporter, ryś, itd. Tego typu nazwami są Komnaty Nieruchomości, Kwadrat Nieruchomości, Makler, Dominanta, czyli zwykłe pospolite słowa, słowa rodzajowe, które można odnaleźć w słowniku,
Mariusz: Wspomniałeś o języku polskim. Była kiedyś moda, gdzie koniecznie musiały znajdować się słowa zagraniczne, obcobrzmiące. Czy coś zmieniło się w tej kwestii? Czy już przestaliśmy się wstydzić polskich słów?
Konrad: Nadal jest wolna amerykanka w naszym słowotwórstwie. Nie ma specjalnych ograniczeń. Można stosować i język polski, i angielski. Chociaż coraz bardziej widzę, że polski język wraca do łask. I to mnie cieszy.
→ Teraz, DRUGA technika, sposób na to jak stworzyć nazwę – modyfikujmy jakieś słowo. Dodajemy jakąś końcówkę albo przedrostek, na przykład – Oponeo, Apteo, Shoplo, Jooble. Jedna sylaba, dwie-trzy litery, z przodu lub z tyłu, od razu urozmaicają dane, istniejące słowo. W ten sposób właśnie tworzymy nazwę skojarzeniową, czyli taką, która bazuje na istniejącym, branżowym lub bliskoznacznym słowie, a jednocześnie dodaje element finezji i unikalności. W branży nieruchomości widzę takie nazwy jak Domeo, Houseria, Prohouse, Prodom, Athome.
→ TRZECIA technika – łącz wyrazy. Tworzymy dwu- lub trzywyrazowce. Jest to najczęściej spotykany sposób kreacji, ponieważ dostarcza pewnej niezaprzeczalnej korzyści. W takiej nazwie można połączyć element słowno-racjonalny i słowno-emocjonalny. Pewnie znacie takie marki jak MediaExpert, Brand24, Job House? W segmencie nieruchomości technikę łączenia wyrazów widać w: Wyspa Nieruchomości, DomStandard, LikeDom, Domoteka.
→ CZWARTA technika – można użyć intrygujących określeń, czyli coś, co jest niecodzienne, nietypowe, nieszablonowe. Czy znacie sieć pizzerii Gruby Benek?
Michał: Oczywiście, że znamy.
Konrad: To jest to, pójść pod prąd, trochę z ironią, trochę z dystansem do siebie. Taka też również Kurka Piechurka, czyli kurze jajka, albo sklep z odżywkami Pompuj Bicki.
Mariusz: O, dobre.
Konrad: To są właśnie tego typu słowa, gdzie trochę z humorem, trochę z dystansem można podejść do tematu nazwy firmy. Lecz jeśli chodzi o branżę nieruchomości, nie wolno przesadzić, ponieważ kupowanie domu czy mieszkania nie jest spontaniczną decyzją, a element pewności, stabilności, przewidywalności w marce biura nieruchomości jest potrzebny. Owszem, określenie Upoluj Nieruchomości jest kreatywną nazwą, bo z jednej strony udowadnia wprost jaki cel stawia sobie agent, agenci pracujący w takim biurze, dwa, wskazuje na efekt działania, aż do „upolowania” nieruchomości.
→ Można również mieszać słowa ze sobą (to PIĄTE działanie). Majstersztykiem jest Runmageddon. Też na pewno słyszeliście o tej inicjatywie biegów przełajowych…
Michał: Świetna nazwa, to prawda.
Konrad: … w której połączono swoisty „armageddon” ze słowem „run”. Również ciekawe mieszanie słów widać w nazwie Traficar – połączenie „traffic” plus „car” [o nazwie Traficar napisałem specjalny artykuł Nazwa Traficar synonimem pojęcia ‘auto na minuty’]. Dobrze wygląda słowna modyfikacja – Słoń Torbalski – dla pracowni produkującej torby i torebki.
Jak widać lekkie przekształcenia znanych, oczywistych słów dużo dobrego wnoszą, bo pokazują, że ktoś naprawdę kreatywnie podszedł do tematu wymyślenia nazwy, a to wbrew pozorom, bardzo, bardzo jest doceniane.
W tej piątej metodzie mieszania słów podobają mi się Nestate, czyli „nest” plus „estate”, oraz Housetea – „house” plus „tea” Możemy wymawiać „hałsti” lub „hałstea”. To lekka, delikatna nazwa, i jednocześnie nawiązująca do kultury spotkania, w którym element herbaciany może być fajnym wyróżnikiem rozmów z klientami, spotykania się z nimi właśnie przy kubku herbaty.
→ SZÓSTY sposób kreowania nazw odnosi się do miejsca pochodzenia. I w branży nieruchomości jest to popularna metoda. Widać ją po nazwach typu Północ Nieruchomości, Rzeszowskie Nieruchomości, Warszawskie Nieruchomości. Dla odmiany możemy czerpać także z odniesień lokalizacyjnych np. na przykład Republika Wnętrz, Galicja Nieruchomości.
→ SIÓDMY kierunek kreacji „uderza” w emocje. Bo jak inaczej nie zareagować widząc, słysząc nazwę Szlachetna Paczka, Lody Jak Dawniej, Księgarnia Czuły Barbarzyńca? A tu w branży nieruchomości można więc rozruszać czyjeś serce nazwą Sweet Home, Słodki domek, Perfect House, Dobry Adres, Pod Dobrym Adresem. Nie zaszkodzi miks polsko-angielski, czyli Trust Nieruchomości lub Viva Dom.
Mariusz: Powiem szczerze, jak się Konradzie Ciebie słucha i z Tobą na ten temat rozmawia, to wydaje się, że te pomysły są nieskończone i kreacja jest taka prosta, przyjemna. Ale kiedy samemu teraz tutaj próbuję w notatniku coś wymyślić, to nie jest takie proste, żeby nie powielić się. Kusi aby skorzystać z pomysłu, który omawiasz w danym momencie, żeby tę wyjątkową nazwę stworzyć. A to jednak trochę wymaga to wysiłku.
Michał: A ja z kolei w drugą stronę bym powiedział, bo przecież to jest takie oczywiste, takie proste. Przecież te nazwy są takie nieskomplikowane, przecież każdy może na to wpaść!
Mariusz: Wracając do Runmageddon-u, wydaje się, że to jest przecież oczywista nazwa.
Michał: No raczej. Wstaje i wiesz.
Mariusz: Po pięciu minutach pewnie na to wpadli.
Konrad: Opisałem na blogu historię nazwy Runmageddon. [zapraszam na wpis Pomysł na nazwę firmy: Runmageddon]. Opowiem tylko w skrócie. Jaro Bieniecki ze swoją ekipą samodzielnie tworzyli tę nazwę i nie była to taka sobie weekendowa praca. Na blogu, w artykule opisana jest cała historia jak do tej nazwy dotarli.
Przy okazji wrócę do tego o czym wspomniałem wcześniej – wymieniłem dwie nazwy: Dobry Adres oraz Pod Dobrym Adresem. Zobaczcie co się dzieje gdy brak jest researchu rynkowego, czyli spojrzenia na konkurencje. Załóżmy, że w Warszawie –strzelam – działają dwie tego typu agencje z tymi nazwami. To typowy nawet nie konflikt, ale wchodzenie sobie nazewniczo w paradę. Jeśli potencjalny klient nie zapamięta dobrze nazwy agencji Dobry Adres, a druga będzie lepiej wypozycjonowana w Googlach, to ta pierwsza agencja traci, nieświadomie, lecz na własne życzenie, klienta i to w głupi sposób. Dlatego na analizę konkurencji, pomysł na strategię marki, na wyszukiwanie inspiracji należy poświęcić więcej czasu niż zakładaną godzinę, bo jeśli tego czasu nie poświęci się należycie prosimy się problemy na własne życzenie.
→ Wróćmy do naszych dwunastu sposobów stworzenia nazwy. W ÓSMEJ metodzie wykorzystujemy postacie. Człowiek, zwierzęta, ptaki, postacie z mitologii, wierzeń, religii – mamy rzeczywiście szerokie pole do popisu.
I tu ładna nazwa, na którą chcę zwrócić uwagę: Yanosik. Jot na igrek zostało przemienione i bang!, mamy nietuzinkową nazwę. Na pewno znacie ubezpieczyciela Hestię? A czy znacie Gruzillę? To firma zajmująca się wywozem gruzu.
W jaki sposób można czerpać inspiracje namingowej w branży nieruchomości? Westa to rzymska bogini ogniska domowego. I oto mamy agencję nieruchomości Westa House. Można się nazywać Apollo House. Albo nawiązywać do króla zwierząt, czyli Lion House.
→ Kolejny – DZIEWIĄTY – sposób na to jak stworzyć nazwę, opiera się potocznych powiedzeniach. To ukłon w stronę języka polskiego, wykorzystywanie popularnych i mniej znanych rodzimych przysłów, powiedzeń, określeń.
Dla przykładu podam dwie firmy zajmujące się naprawą ekranów w smartphonach. Jedna pochodzi z Trójmiasta: Zbita Szybka, druga poznańska: Samo Spadło. To są kreatywne przykłady pokazujące jak można wyjąć z kontekstu, z mowy potocznej coś, co po prostu idealnie pasuje pod nazwę firmy usługowej. Jest też taka nazwa: Chodzą Słuchy – firma fonograficzna, sklep z winylami, marka piwa Jasne, że pełne, restauracja Hrabina chce jeść.
W branży nieruchomości działają przykładowo agencje z takimi nazwami: Cztery Kąty, Cztery Ściany, Znany Adres, Trzy Klucze, Ruszamy Nieruchomości. Ta ostatnia niesamowicie podoba mi się.
→ Chcę zwrócić uwagę na ciekawy, lecz mało popularny, kierunek tworzenia nazw. Uznawany jest za kreatywny lub… mało kreatywny To tak zwana aliteracja, czyli powtarzanie. I jest to DZIESIĄTY kierunek udanego namingu. Dla przykładu: sieć księgarni MoleMole, gabinet masażu MasuMasu, wino CinCin, niebieskie toalety ToiToi.
Czy w branży nieruchomości można? Oczywiście, że można: Dom&Dom. Można też użyć miksu słowa polskiego z angielskim: Dom&House.
Na tych przykładach widać, że naprawdę trzeba mocno wysilić się, aby mądrze wykorzystać aliterację. Chociaż, przyznać muszę, że to jest ciekawy kierunek budowania swojej wyjątkowości.
→ Zostały nam dwa kierunki. JEDENASTA metoda dotyczy tworzenia nazwy od nazwiska (rozmawialiśmy o nich na samym początku). Nazwa od nazwiska nie jest tylko prostym wykorzystaniem własnego nazwiska lub imienia. To również nawiązywanie do konotacji związanych z rodziną, krewnymi lub obcymi osobami. Marka napojów Bracia Sadownicy udowadnia jak ciekawie można zbudować ciepłą, serdeczną, rodzinną nazwę….
Mariusz: Tak, to prawda. Ten brand zwrócił moją uwagę ze względu na nazwę jak tylko zobaczyłem ją w sklepie.
Konrad: … wspólnota – rodzina – przede wszystkim, i drugi ciąg skojarzeń: farma, sad, miejsce, w którym, wyobrażamy sobie jak dwóch lub trzech braci pracuje w pocie czoła, żeby te owoce zebrać.
Spójrzmy dalej: Wydawnictwo Trzy Siostry. Raz, że to chwytliwa nazwa. Dwa – bardzo ciekawa kreska użyta w książkach i dla dzieci dla dorosłych, mająca swój charakterystyczny, wyjątkowy styl, który naprawdę wyróżnia się na półkach w księgarniach.
Podam jeszcze inny przykład – z Waszego, lokalnego rynku. Dla mnie osobiście bardzo ciekawa nazwa. Nietuzinkowe imię i przekazane emocje. To Cuda Celestyny. Sam fakt tego imienia dużo wnosi, ponieważ jest to naprawdę nietypowe imię. I jeszcze dopowiedzenie, że są to cuda – spory atut, który odważnie „mówi” o swoich produktach, bezglutenowych słodkościach.
Mariusz: Za tą nazwą kryje się pewna obietnica. Mega pozytywna. I chciałbym jeszcze jedną rzecz powiedzieć – Celestyno skończyły nam się te kremy orzechowe!
Michał: Tak, prosimy o dostawę kolejnych, bo inaczej wykreślimy Cię z podcastów.
Konrad: Zobaczcie jak w branży nieruchomości można wykorzystać imię lub nazwisko, lub postać. Jeśli ktoś posiada ciekawe imię lub nazwisko, uważam że warto w tym kierunku podążać. Załóżmy, że funkcjonuje biuro nieruchomości Domisława. W nim zawarte słowo dom, i też imię, niepospolite, pokazujące, że pewna osoba, z pewnością właścicielka, stoi na straży jakości usług świadczonych przez jej agencję nieruchomości.
A to już prawdziwa nazwa: Ojczenasz Nieruchomości. Bardzo rzadkie nazwisko. Kiedyś analizowałem ten przykład, to jest tego biura nieruchomości. Na pierwszy rzut oka, można się podśmiewywać, że „ło matko, co to za nazwisko, kto to w ogóle wymyślił”. Spójrzmy jednak pod kątem marketingowym. Na długą metę taka nazwa faktycznie działa. Jeśli miałby ktoś wybierać pomiędzy Wiśniowski Nieruchomości a Ojczenasz Nieruchomości, dla mnie to jest oczywiste, że to drugie zwraca uwagę od razu. To pierwsze, raczej ucieknie w natłoku codziennego gąszczu informacji.
Michał: Czyli według zasady „wyróżnij się albo zgiń”. Tu się wyróżniam i mam już przewagę nad konkurencją.
Konrad: Tak. Właśnie o to tu chodzi.
→ Została nam ostatnia metoda kreacji – DWUNASTA. Jeśli ktoś nadal nie ma pomysłu z wymyślaniem i nadal zadaje sobie pytanie jak stworzyć nazwę, podpowiem – stwórz neologizm, nazwę abstrakcyjną.
Działa to tak: jeśli nie masz naprawdę żadnego pomysłu na siebie, nic Ci do głowy nie wpadło, po prostu wymyśl jakieś dziwadło. Coś sztucznego, coś nieistniejącego, zlepek różnych sylab, który teoretycznie nic nie znaczy, jednak tworzy jakąś ciekawą formę słowną. Tego typu nazw jest sporo wokół nas. Nazwa Blik jest teoretycznie neologizmem. Lecz posiada on pewien ciąg znaczeniowy zawierający słowa blisko, błysk i klik.
Mariusz: No właśnie. W pierwszej kolejności skojarzyło mi się z klikiem.
Konrad: Jest to rzeczywiste źródłosłowie, z którego wywodzi się Blik, który na pierwszy rzut oka nic nie znaczy. Możemy mówić o serii kosmetyków JOOP! (które również są nazwą sztuczną), o OSHEE, Pepco, Clochee. Wszędzie jest miejsce dla nazw-neologizmów, sztucznych określeń. Ważne, żeby nie były trudne, nie posiadały negatywnych konotacji w obcych językach.
Uff. Oto te „tajemnicze” dwanaście sposobów kreowania nazwy, którymi można szafować. w ciągu przysłowiowej godziny. Należy być realistą. Nie każdy typ nazwy jest przydatny w danym zadaniu namingowym. Gdyby ktoś chciał w godzinę stworzyć nazwę musiałby poświęcić ledwo kilka minut na każdy z tych dwunastu sposobów – w rzeczywistości stworzyłby nic kreatywnego.
Dobrą metodą jest skoncentrować siły na kilku wybranych działaniach – z ich pomocą kreować, tworzyć, wymyślać co dusza zapragnie. Dzięki temu ubiera się ten, przysłowiowy, worek różnych nazw, z którego wyciąga się te najbardziej odpowiednie aby je weryfikować.
Konrad: To dobry moment, aby wspomnieć o tej ważnej czynności – niechcianego, zapominanego, świadomie pomijanego… „A bo po co w ogóle sprawdzać!”
Poprzednio podałem przykład takich dwóch nazw: Dobry Adres oraz Pod Dobrym Adresem. O czym należy pamiętać?
Powinno się sprawdzić swoje pomysły, czy przypadkiem Google, czy inna wyszukiwarka np. branżowa nie wskazuje na identyczne lub podobne nazwy. Ważne jest sprawdzanie na podobieństwo, w szczególności, jeśli planujesz działać lokalnie. To najlepszy i najszybszy element weryfikacji, czyli skorzystanie z pomocy wyszukiwarek branżowych, Google, kanałów social media.
Sprawdzasz i oceniasz, czy w Polsce czy zagranicą dana nazwa funkcjonuje w Twojej kategorii rynkowej, czy ten wymyślony wyraz, zwrot będący nazwą nie znaczy czegoś negatywnego w obcym języku.
Załóżmy sobie taką sytuację, wymyślisz ciekawą nazwę. Nagle okazuje się, że we Francji, pod tą samą nazwą działa pismo erotyczne. Wtedy zadajesz sobie pytanie – czy pomimo negatywnej konotacji wybierasz tę nazwę, bo Twój biznes ma charakter lokalny. Jeśli jednak obawiasz się, że ktoś połączy Twój odpowiednik z francuskim „interesem” i w ten sposób, wbrew własnej woli, staniesz się bohaterem memów, masz odpowiedź jaką decyzję podjąć.
Michał: Coś w tym jest, bo rzeczywiście jeden z modeli samochodowych Mitsubishi Pajero w języku hiszpańskim oznacza onanistę. Mimo wszystko ta marka funkcjonuje na rynku. Takie sytuacje zdarzają się – ciekawe słowo w innym języku nie do końca będzie atrakcyjne, a mimo to decyzja jest, że idziemy w to nazewnictwo.
Konrad: Weryfikacja jest bardzo ważna. Zawsze pozostaje pytanie ile czasu poświęcimy na nią. Załóżmy – ktoś stworzył trzydzieści propozycji nazewniczych. Powiedzmy szczerze, nie da się wszystkich zweryfikować własnymi siłami, bo można popełnić błąd. Dlatego wybiera się top pięć, top siedem, które wnikliwie bada się w Google, oraz sprawdza w urzędzie patentowym.
Jeśli chodzi o urząd patentowy to jest naprawdę temat rzeka i bardziej pomysł na odcinek kolejnego podcastu.
Od siebie, szczerze polecam współpracę z rzecznikiem patentowym Mikołajem Lechem z Kancelarii Patentowej Lech.
Mikołaj Lech zgromadził ogromną kopalnię wiedzy na swoim na blogu. To naprawdę przydatna wiedza na temat prawnej ochrony marki. Przyda się każdemu, kto stanie przed decyzją o rejestracji nazwy i/lub logo w urzędzie patentowym.
To na co chcę zwrócić uwagę to sprawdzenie, czy dana nazwa nie dziwnych skojarzeń, oraz czy pod nią nie kryje się silny gracz w innej kategorii rynkowej. Weźmy taki wymyślony przykład: wpisujesz nazwę Vista, po czym okazuje się jest to światowej klasy producent obrabiarek, system operacyjny, marka regat żeglarskich, biuro turystyczne, które razem z góry na dół okupują pierwszą stronę Google. Więc Ty, jako biuro nieruchomości pod nazwą Vista sporo się namęczysz, aby przebić się przez nie.
Mariusz: Przy tej weryfikacji warto podkreślić jeszcze taką rzecz, że są firmy, które swoje nazwy zastrzegają nawet po to, żeby konkurencja im, mówiąc dosłownie, nie podkradła, albo nie używała tej nazwy w nieuczciwy sposób.
Michał: No więc właśnie…
Konrad: Z mojej strony tak oto wygląda pięcioetapowy etap tworzenia nazwy. Teraz już wiecie jak stworzyć nazwę, prawda?
Jeszcze raz powtarzam: przygotowanie się jest najważniejszą czynnością, po to, żeby w kolejnym kroku w tę przysłowiową godzinę albo i dłużej potworzyć fajne, ciekawe nazwy. Następnie te wymyślone nazwy należy zweryfikować. Przez godzinę, dwie, trzy? To już kwestia własnych możliwości czasowych.
Michał: Bardzo, bardzo ciekawe. Dużo świetnych informacji dla wszystkich przedsiębiorców – tych co już mają, tych co dopiero będą startowali. Tak więc polecam tym, którzy ten odcinek przesłuchali razem z nami, wracać do niego i porobić sobie notatki. Polecam również zajrzeć na bloga Konrada, czy też na profil LinkedIn-owy, bo też bardzo dużo fajnych rzeczy, które zamieszcza, ja sam czerpię z nich inspirację i dużo sobie z tego wyciągam.
Nie ukrywam, że lepiej uczyć się od tych, co mają lepszą wiedzę, a Konrad rzeczywiście do takich osób należy. I to nie było wcale takie podlizanie się. Więc nie traktujcie tego jako taki afront czy taki plus dla sędziego, bo nie o to chodzi.
Natomiast jeszcze jedno, Konrad, czy Ty mógłbyś, powiedzieć jaka nazwa, którą dziś usłyszałeś, zrobiła na Tobie największe wrażenie?
Konrad: Metro House posiada bardzo udaną nazwę – konkretna, bazująca na stricte prostych określeniach. W Trójmieście działają Partnerzy Nieruchomości. To również ciekawa nazwa, ponieważ jest emocjonalna, akcentująca element partnerstwa. Podoba mi się Freedom – w dosłownym tłumaczenie Wolny Dom. Podoba mi się dlatego, że łączy angielskie fee z polskim słowem dom.
Mariusz: A jakiś ciekawy, zabawny przykład nazwy? Coś, co zapadło Ci w pamięć?
Konrad: Podam przykład nazwy, która teoretycznie świetnie pasuje pod branżę nieruchomości, a to jest restauracja Cztery Kąty i Piec Piąty.
Mariusz: Czyli jednym słowem ciekawe nazwy są wśród nas, musimy się tylko rozglądać.
Konrad: Tak. Mam, że się tak wyrażę zboczenie zawodowe w temacie namingu. Po godzinach prowadzę profil Kozacka Nazwa na Instagramie i na Facebooku. To między innymi dlatego, dzień w dzień podpatruję ciekawe nazwy, pstrykam foty, publikuję. I uzbierana baza ciekawych nazw i koszmarków namingowych coraz bardziej rośnie.
Mariusz: To my też zachęcamy Was wszystkich, jeżeli widzicie jakąś ciekawą nazwę, coś upolujecie, to zachęcamy, żeby podesłać Konradowi. Myślę, że coś ciekawego, jeżeli się trafi, znajdzie się na profilu Kozacka Nazwa?
Konrad: Tak, jak najbardziej.
Mariusz: Mam jeszcze jedną prośbę Konradzie. Ponieważ bardzo dużo ciekawych rzeczy publikujesz na social mediach, czy mógłbyś powiedzieć, gdzie słuchacze mogą Ciebie znaleźć, gdzie mogą Cię śledzić, gdzie mogą oglądać te rzeczy, które publikujesz?
Konrad: Prowadzę agencję Syllabuzz Naming+Strategia i tam można mnie odnaleźć. Prowadzę również profil Kozacka Nazwa i na Facebooku i na Instagramie.
Mariusz: Super, zapraszamy Was żebyście odwiedzali Konrada profile, bo sami to robimy i śledzimy i też zdarza nam się podsyłać jakieś ciekawe nazwy na Kozacką Nazwę na Instagram i to jest bardzo fajna zabawa z tymi słowami. Jeszcze raz Ci Konradzie dziękuję, przede wszystkim za pomoc w wymyśleniu nazwy naszego podcastu, tak. Warto to podkreślić, bo gdyby nie Konrad i jego pomoc, podejrzewam, że byśmy nadal jeszcze byli na etapie zerowego odcinka i nieuruchomienia tego projektu, bo…takie ryzyko istniało.
Konrad: Dziękuję.
Michał: Żegnamy się?
Mariusz: Tak.
Michał: I cóż, do usłyszenia moi drodzy. Już niebawem.
Mariusz: Do usłyszenia, dziękujemy Wam.
Konrad: Dzięki bardzo, do zobaczenia.
Spotify [link]
Apple Podcast [link]
Google Podcast [link]
Spreaker [link]
Dziękuję za przeczytanie/wysłuchanie tej rozmowy do końca. Pewnie zastanawiasz się, czy zatem jest możliwe stworzenie nazwy w 60 minut?
Chciałbym powiedzieć, że tak, jest to możliwe.
Chciałbym również wyjaśnić, aby temu ekstremalnemu wyzwaniu podołać należy najpierw się przygotować. To nie pomysłowość świadczy o jakości Twojej kreacji i finalnym wyniku jakim jest kozacka nazwa. To zestaw działań przygotowujących tę kreację, która nota bene jest dopiero czwartym zadaniem w pięcioetapowym procesie namingu:
I na tym właśnie koncentrowałem rozmowę z Michałem Hamerą i Mariuszem Reszczyńskim, na tym, aby działać rozważnie, by nie wyrywać się jak Filip z konopi do wymyślania nazwy.
Tego właśnie Ci życzę – planuj, obserwuj, zapisuj, kreuj, weryfikuj.
Powodzenia!!!
Gary Keller w książce „Jedna rzecz”[1] trafnie opisał ideę skupiania się na jednym działaniu. Cytując jego słowa „Ludzie sukcesu do perfekcji opanowali sztukę docierania do sedna sprawy. Nie rozmieniają się na dobre”. Filozofia ograniczania zbędnych działań jest prostą i skuteczną receptą na osiąganie doskonałych efektów. Działa zawsze, wszędzie i w każdym przypadku. Dotyczy także świata marek i również tam, gdzie w grę wchodzi naming firmy.
Owszem, koncentracja na jednej rzeczy nie jest niczym nowym, żadnym rewolucyjnym odkryciem. Philip Kotler był gorącym orędownikiem idei specjalizowania się marek w wąskich kategoriach rynkowych. Apetyt na wchodzenie w nowe kategorie, w jego opinii, miał być zaspokajany wprowadzaniem nowych marek. Swoisty house of brands stawał się orężem w zdobywaniu nowych obszarów rynkowych.
Idea ‘skupiaj się na tym co potrafisz’ najdobitniej wspierana była zasadą nr 5 Prawo koncentracji w „22 niezmiennych prawach marketingu” Al Riesa i Jacka Trouta. A jej namacalnym przykładem były (i są) koncerny Unilever, P&G, Masterfood, Kraft (mam na myśli lata 90-te) i inni liderzy rynkowi okupujący pozycję nr 1 w swoich segmentach rynkowych.
Ten idealistyczny świat harmonii rynkowej, w którym każda marka trzymała się swojej pozycji został nadszarpnięty (i to już na zawsze) pojawieniem się nowego obszaru rynkowej obecności – świata Internetu. Nowy Nieznany Ląd kusił nieodkrytymi terenami, miejscami do zarabiania, nową przestrzenią życia. Swoista Ziemia Obiecana dla tych, którzy nie mieli szans zmienić panującego status quo na tradycyjnych rynkach. Czyli zakorzenionych globalnych marek będących w posiadaniu korporacji, wielkich graczy rynkowych, a i również marek osadzonych kulturowo, marek z wiekowym dziedzictwem lub hegemonów dominujących w wąskich kategoriach.
W Internecie pojawiła się masa całkiem nowych marek. Świeży powiew pod kątem brandingu, metod zarządzania, komunikacji z odbiorcami. Nastąpiła zmiana dotychczasowego paradygmatu skupiania się na jednej specjalizacji, na jednym obszarze działania. Pękły bariery trzymania na wodzy apetytu na „chcę jeszcze więcej” w ramach jednej marki. Oto strategia rozszerzania marki (extended brands) dostała społeczne przyzwolenie.
Otóż to. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ze strategii parasolowej (branded house) przejść na model multifunkcjonalny tj. na rozszerzanie marki na różne kategorie rynkowe. Bo okazuje się, że opłaca się tworzyć jak najwięcej punktów styków marki z odbiorcami. Nie tylko po to, aby zwiększać świadomość (tę spontaniczną, tę wspomaganą) marki. Nie tylko po to, aby „łapać” uwagę szerokiej grupy odbiorców.
Okazuje się, że im więcej tej jednej marki na produktach, czyli im większy jej zasięg, tym większa wartość finansowa marki. A to w konsekwencji przekłada się na wyższą wycenę pozycji bilansowej firmy. Bądź co bądź, za dobry wynik finansowy należy się premia. Nieprawdaż?
Chcecie przykładów? Proszę bardzo. Słynne ciasteczka Oreo przenoszą wrażenia organoleptyczne z pozycji smakowania kruchego ciastka na pozycję nieodłącznego towarzysza podróży dnia codziennego. Bo już nie są to tylko same ciasteczka. Obecny cobranding romansuje m.in. z czekoladami Cadbury, Milka, z lodami Algida, sieciami McDonald’s, Dunkin’ Donuts i… ósmą wersją systemu Android nazwaną nie inaczej jak właśnie Oreo. Jedna nazwa, spójna tożsamość, a tyle zastosowań.
To samo z marką Starbuck’s, która z poziomu miejsca (kawiarni) przenosi doświadczenia na prokonsumenckie doznania, na kontekst życia w biegu, spotykania się, obnoszenia się i obcowania z marką. Z poziomu lokalu (kawiarni) Starbucks wprasza się do naszego życia, tego osobistego. Product mix pod tą marką staje się imponujący, od kawy, przez gorące czekolady, herbaty, mrożone napoje, desery, kubki, filiżanki, termosy, aż po ekspresy do kawy. Nic odkrywczego prawda? Teraz tak. A jeszcze 10 lat temu pod szyldem Starbucks Coffee działały kawiarnie z duszą. Miejsce nie tylko spotkań. Miejsce zanurzenia się we własnej samotności z książką w ręku. Tak. Taki był Starbucks Coffee kiedyś…
…kiedyś była to marka specjalizująca się w dobrej kawie, zaufany towarzysz dobrego smaku. Smak sukcesu wywołuje apetyt na jeszcze więcej. Zdobyty status lovemark przejął multiglobalny gracz bez skrupułów rozszerzający zaufanie wobec marki na nowe kategorie produktowe (bo to także paczkowana kawa i herbata w rękach Nestle) i nowe obszary dystrybucji (automaty Starbucks na stacjach Shell, mrożona kawa Starbucks w dyskontach). Ten gracz bez skrupułów zmienił nazwę ze Starbucks Coffee na Starbucks. Sprytne i dalekowzroczne zagranie. Bo rytuał marki („Spotkajmy się w Starbucksie”) przechodzi na poziom domowych pieleszy („Poczęstuję Cię czymś dobrym”). Marka staje się wszechogarniaczem. Jest wszędzie. Może być wszędzie. Jedna nazwa, spójna tożsamość, a tyle zastosowań.
Jak pokazałem na powyższych przykładach, okazuje się, że sprawnemu specjaliście działającemu w jednym wąskim obszarze robi się po prostu za ciasno. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dosłownie. Praktycznie każdy ze statusem lovemark próbuje wychodzić poza własny obszar core businessu, rozszerzając o kolejne kategorie (kiedyś Google = wyszukiwarka , obecnie: Google = ekosystem) lub wchodząc na całkiem nowe, nieznane wody (kiedyś Moleskine = notatniki, obecnie Moleskine to notatniki, a także kawiarnie). Jest to zaprzeczenie zalecanej strategii koncentrowania się na jednym: „Kto dwa zające goni, nie złapie ani jednego” – jak mówi rosyjskie przysłowie.
W jaki sposób można wytłumaczyć obecny trend wychodzenia marek poza swoje wąskie specjalizacje? Apetyt na zyski? To logiczne. Lecz interesuje mnie wewnętrzna potrzeba takich działań, nie skutek, nie doraźny efekt. I jak się przekłada na naming firmy?
Gdyby określić markę jako zestaw pozytywnych i negatywnych emocji, skojarzeń, dorobku, historii z nią związanych kreuje się pojęcie marki jako bytu, którego nie dotkniesz, nie poczujesz, nie zobaczysz, za to poczujesz w sercu. Wywoła odpowiednie wrażenie sam jej widok (nazwa, opakowanie, ulotka, sprzedawca etc.) W marcowym numerze Marketingu w Praktyce (numer 03/2019) bardzo jasno wskazano jaki atrybut wiąże się z marką w obecnych czasach. Jest nim Zaufanie[2].
Zaufanie – towar pilnie poszukiwany w świecie setek tysięcy otaczających nas marek, stanowi atrybut wykorzystywany przez wielkich graczy rynkowych. Stać ich na to aby wzbudzać zaufanie do siebie. Ba, stać ich na to, aby przenosić raz zdobyte zaufanie na kolejne poziomy doświadczania, podążania krok w krok za konsumentem. Spróbowałeś czekolady z logo E. Wedel. Możesz więc spróbować jogurtu Fantazja z posypką od E.Wedel. Możesz zakosztować muffiny, donuty albo lody brandowane z logo tej marki. Jedna nazwa, spójna tożsamość, a tyle zastosowań.
Dochodzę tu do sedna, do ciekawych wniosków jakie nasuwają się z obserwacji trendu przechodzenia z poziomu marki jednorodnej (specjalistycznej) do sfery marki multifunkcjonalnej. Zróbmy małe ćwiczenie. Jak wyglądałaby strategii rozszerzania marki w sytuacji, gdyby Starbucks nazywał się Baristeo Coffee, Google – Seargo, a Apple – Macrosoft (nazwy wymyślone naprędce). Zamiast odpowiedzi podam przykład kolejnej lovemark Dunkin’ Donuts, która od połowy 2018 roku funkcjonuje ze zmienioną nazwą Donuts. Ten re-naming firmy wynika z nowej strategii, strategii koncentracji na ofercie ‘on-the-go’ dostarczającej donutsy, kawę i inne napoje.
Taki jest właśnie efekt posiadania nazwy funkcjonalnej. Czyli nazwy w postaci opisowej lub skojarzeniowej, która dosłownie opisuje ofertę, przedmiotowo obrazuje obietnicę marki. Ten typ nazwy w bardzo dobry sposób pozwala na szybkie wyrażenie benefitów funkcjonalnych produktu. Lecz w chwili rozszerzania oferty, wchodzenia w nowe kategorie pojawia się kłopot. Nie lada wyzwanie. Bo najgorsze co może stać się to sytuacja,
Balastem ograniczającym pola ekspansji produktowej w formacie poziomym (rozwijanie produktu o nowe funkcjonalności np. kawa, kawa mrożona, kubki, zaparzacze, ekspresy, palarnia kawy itd.) i pionowym (wchodzenie w nowe kategorie np.: kawa, herbata, przekąski, kanapki, ubrania, sprzęt AGD itd.)
Tak naprawdę trudno jest oprzeć się strategii nazwania firmy, produktu, usługi, marki pod kątem budowania skojarzeń wynikających z użytkowania. Typ nazwy opisowej lub skojarzeniowej daje przewagę już na starcie. Bo marka z taką nazwą szybko jest kojarzona. Rozpoznawalna! To dlatego Pizzaportal.pl może szczycić się przewagą wizerunkową wobec portali służących do zamawiania jedzenia online właśnie w kategorii pizzy (nietrudno się domyślić, prawda?) Lecz w obrębie kategorii jako takiej (burgery, makarony, zupy, pizza itp.) prym wiedzie portal pozbawiony w nazwie produktowych skojarzeń. Jest nim Pyszne.pl.
W tej batalii zwycięzcą staje się ten kto odnosi się (również swoją nazwą) do doznań, wrażeń, opinii związanych ze spożytym posiłkiem. Zwycięzcą jest ten, kto holistycznie obejmuje tę kategorię czyli buduje wrażenie wszechogarniacza, a nie specjalisty. Nie dziwię się, że konkurencja w kategorii jedzenia on-line zahacza o nazwy emocjonalne typu Pyszne.pl, Głodny.pl, Zjemy.co, lub idąc dalej: Delivery Hero, TakeAway, JustEat, GrubHub. W ten sposób nazwa nie ogranicza biznesu. Daje potencjał rozszerzania go o nowe segmenty.
Perspektywicznie myślący managerowie kreując marki wynoszą je z poziomu What (Co oferujemy?) na poziom How (Jakie wrażenia dostarczamy?) lub Why (Dlaczego jesteśmy lepsi/najlepsi?)[3]. To przejście z poziomu funkcjonalnego na poziom emocjonalny, a nawet kulturowy. Robią to sprawnie, o ile nazwa, logo, skojarzenia, dziedzictwo nie stanowią balastu do przejścia na wyższy poziom komunikacji, na nowe kategorie produktowe, nowe grupy odbiorców.
Źródło: www.simonsinek.com/find-your-why
Tu dochodzę do sedna problemu, do odwiecznie pojawiającego się pytania: kiedy warto nadawać marce imię odnoszące się do sfery funkcjonalnej lub emocjonalnej albo kulturowej? Brak jest jednoznacznego wzorca determinującego strategię namingu firmy, produktu, usługi, marki. Dlatego trafnym rozwiązaniem jest spojrzenie na strategię marki i na planowane scenariusze rozwijania marki, modelu biznesowego przez kolejne fazy cyklu życia. Tam zawarta jest odpowiedź, jak długo marka będzie tkwiła w swojej początkowej, wąskiej, specjalistycznej roli. Może przez chwilę. Może przez całe życie. Tam również zawarta jest wskazówka w jakim kierunku należy podążać z wyborem nazwy. Czy w kierunku określeń przedmiotowych (produktowych) czy emocjonalnych lub kulturowych.
o ile marka będzie konsekwentnie broniła swojej wyjątkowej roli. Dlatego Pizzaportal.pl jest dla mnie niewiarygodnym dostawcą burgerów, schabowych, makaronów. Mam dysonans z zamawianiem pod tym adresem wszelkich posiłków z wyjątkiem pizzy. W zamian jest dla mnie najbardziej wiarygodnym portalem służącym do zamawiania pizzy. Wierzę, że tam znajdę najlepszy wybór. Cóż, spaczenie zawodowe. Albo wiara w dobry naming firmy.
[1] „Jedna rzecz. Zaskakujący mechanizm niezwykłych osiągnięć.” Gary Keller, Jay Papasan, www.the1thing.com
[2] Przeprowadzone Mistrzowska brandingowe z udziałem ekspertów wskazały listę atrybutów decydujących o wartości marek. Na pierwszy miejsce eksperci wskazali Zaufanie, drugim – Dystrybucja, Dostępność, na trzecim – Impresja, Wrażenia, Spójność. Więcej w magazynie Marketing w Praktyce, 03/2019, Raport „Mistrzowska brandingowe – rywalizacja elementów budujących markę”.
[3] Idea Złotego Kręgu (Golden Circle) została przestawiona przez Simona Sineka. „Zacznij od Dlaczego” daje potencjał do tego, aby wyróżnia się od konkurencji ma dawać potencjał do tego aby wyróżniać się od konkurencji. Ten nowatorski pomysł Simona Sineka dobrze odnajduje się tam gdzie w grę wchodzi naming firmy. Przynajmniej ja tę metodę używam, jak również ten oto jegomość Szklana Pułapka Namingu
„Zaczynaj od DLACZEGO. Jak wielcy liderzy inspirują innych do działania.” Simon Sinek, Pierwsze wydanie w roku 2009 (Start With Why: How Great Leaders Inspire Everyone to Take Action).
Odpowiednia, dobrze dobrana, dobra nazwa dla firmy to nic innego jak… wielkie wyzwanie stojące przed właścicielem. Łatwo czy trudno jest wymyślić nazwę? Odpowiedź nie jest taka oczywista jak na pozór wydaje się. Powiesz, że jest to trudna sztuka. Odpowiem: nieprawda. Powiesz, że naming jest miłym, przyjemnym zajęciem. Zapytam: czy aby na pewno?
Swoich sił w odnalezieniu właściwej odpowiedzi spróbował Bartek Langa z agencji BalanGo. Bartek prowadzi audycję Pierwszy raz z Szamanem, Live na Facebooku-u, co wieczór, w każdą środę o 21:30.
Miałem tę przyjemność bycia gościem Bartka w pewien majowy wieczór (oczywiście, to była środa). Ciekawi Cię o czym rozmawialiśmy? Mówisz i masz. Chętnie opiszę fragmenty naszego Live’a.
Otóż to. Bo to jest pytanie, czy wybrać klasyka czy coś extra nieszablonowego? Szalonego czy zachowawczego? Racjonalnego czy wpływającego na emocje. Który styl nazewniczy utoruje zwycięską drogę marce, aby ta nie utonęła w gąszczu podobnych określeń? Przykładowo, czy iTaxi jest nazwą finezyjną, skoro na rynku mamy multum określeń zawierających branżowy określnik ‘taxi’. A może rynek/konsumenci są bardziej przychylni sieci taksówkowej właśnie z wyrazem ‘taxi’, aniżeli taksówki z logo FreeNow lub Ecocar.
Z drugiej strony kusi, aby nazwa firmy była w formacie typowo opisowym. Paczka od rolnika, Ubrania do oddania, Szlachetna Paczka, podcast Wszystko co nas kręci lub Mała Wielka Firma, footrucki typu Śledziowóz, Naleśniki z bryki, a nawet Sutex „mówią” prosto z mostu co oferują, do kogo kierują swoje działania, w jakiej kategorii rynkowej operują. Znaczące to ułatwienie dla posiadacza właśnie takiego opisowego imienia marki, który z głowy ma ustawiczne budowanie skojarzeń wokół mniej oczywistego tworu językowego – a tym są określenia skojarzeniowe (sugestywne). Nazwy opisowe są naprawę pożytecznym środkiem budowania świadomości marki, lecz także elementem niezdolnym do uzyskania ochrony prawnej na słowny znak towarowy.
– Czyli, trzeba patentować nazwy?
– Tak. Jeśli jest możliwość albo wskazania, że jest to koniecznie zadanie.
Link bezpośredni: https://youtu.be/q1Tio834y48
Swoisty dylemat czy kreować nazwę w stylu opisowym lub skojarzeniowym lub abstrakcyjnym nakierowuje twórcę na odpowiednie działania kreatywne. Wybór tej jednej nazwy z drugiej strony implikuje odpowiednie działania prawne.
Stworzenie nazwy marki nie jest więc błahostką, tym bardziej frywolnym działaniem. Nonszalancja nie ma tutaj prawa bytu.
Pierwsza myśl jaka nasuwa się od razu: nazwa wynika z odpowiedniej kreacji. Halo, nieprawda! Kreacja nazwy stanowi czwarty, ewentualnie trzeci etap procesu namingu. Aby właściwe nazwać swoją firmę osobiście sugeruję „przebrnięcie” przez pięć etapów, które zapewnią kilka ciekawych nazw. Z nich wybrana zostanie ta jedna jedyna, swoisty Wybraniec.
Oto obowiązkowa jazda nastawiona na efekt, nie na gapę. Od zamysłu do słownego pomysłu. Zanim zaczniesz kreować nazwę firmy przygotuj sobie pole do działania. Jak dobrze zasiejesz, dobrze zbierzesz. Dlatego nie wymyślaj od razu, bo stracisz czas.
Bo jeśli chcesz wyraźnie wskazać, że prowadzisz biuro nieruchomości, z całą pewnością będzie kusiło branie na warsztat słów typu: house, dom, property, nieruchomości. Lecz, czy dodając do nich inne ciekawe słowo nie wejdziesz komuś w drogę? Big Property zajęte, Dom&House także, RoomHunter również (oto efekt szybkiej weryfikacji w Urzędzie Patentowym).
To dlatego właśnie sugeruję rzetelnie wykonać: ocenę rynku, analizę konkurencyjnych firm, analizę marek nie tylko z obszaru biur nieruchomości, lecz także szerszego kontekstu branżowego typu: rynek deweloperów, firm budowlanych, pośredników kredytowych i doradców inwestycyjnych działających na rynku nieruchomości i oczywiście wyszukiwarek ofert.
Bo szkoda będzie dowiedzieć się po czasie, że Twoja nazwa firmy ma to samo imię co konkurent w innym mieście albo w pochodnej branży lub ma pozycję lidera w sąsiednim kraju. Dlatego tego typu nazwy Partnerzy Nieruchomości, Freedom, Otodom, Ruszamy Nieruchomości, 3 klucze, kładą akcent na swoje kompetencje albo na kreatywną grę słów, szukają własnej unikalności i elementu odróżniania się od konkurencji.
Link bezpośredni: https://youtu.be/mRiBa5zvMlU
Nazwa firmy nie jest na pół roku, ani na rok. Z założenia jest na zawsze, aż do śmierci, więc musi ściśle odpowiadać strategii marki aniżeli podążać za trendem w namingu. Dlatego musi być po prostu dobra, tj. dobra jakościowo.
Skoro musi być taka dobra jak nie wiem co, to i pytań z tym związanych pojawia się wiele. Czy powinna być nią nazwa polskojęzyczna czy anglojęzyczna. Może uniwersalna językowa, bezpieczna dla każdej nacji. Czy musi uderzać w tony racjonalne, odnośniki do funkcji produktu/usług, do elementów jakościowych? Może powinna odnosić się do sfery emocji, wykorzystać arsenał różnych pojęć wpływających na ludzkie uczucia?
Po to jest ta tak zwana strategia marki, koncept marki, brand manifest. Po to jest strategia komunikacji, po to jest zawczasu zbudowany model biznesowy, aby na ich podstawie wyczuć odpowiedni kierunek nazwania tego biznesu. Nie masz tych dokumentów, podstawowych narzędzi prowadzenia skutecznego biznesu? Nie zabieraj się więc, jeszcze, za nazwę!
Link bezpośredni: https://youtu.be/_CaS6dd5M44
„Nazwa marki. Jak się lepiej nazwać.” tak brzmi tytuł naszego Live-a na Facebooku – Bartek Langa z BalanGo i Konrad Gurdak z Syllabuzz.pl.
Pamiętacie takie nazwy jak Drutex, Marpol, czy Barlan? Czy takie nazwy mają jeszcze sens? Dlaczego nazwy firm są tak ważne w biznesie o tym i nie tylko dowiecie się z dzisiejszego LIVE, i co jeszcze?
Szykujcie pytania do Konrada Gurdaka.
LIVE również dostępny na BalanGo.pl – marketingi robimy.
Dziękuję Bartku za owocną godzinną rozmowę. A Ciebie czytelniku zachęcam do obejrzenia całego odcinka:
Facebook: https://www.facebook.com/100009016294144/videos/2228828540761001/
YouTube: https://youtu.be/Al2OTJ7akus
Redakcja magazynu Nowy Marketing poprosiła mnie o wskazanie najciekawszych nazw naszych rodzimych marek oraz takich, które są kompletnie nietrafione. Takie perełki nazewnicze mnożą się przed moimi oczami jak gwiazdy na niebie. Z pewnością to zasługa profilu Kozacka nazwa na Instagramie (link) i Facebooku (link). I nie tylko. Bo przecież wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie, aby wysupłać z gąszczu, z tej masy wpychających się w nasze progi marek, wszelkiej maści marek, te perełki nazewnicze, chwytliwe, przyciągające uwagę, takie kozackie.
Poniżej tekst, który udostępniłem redakcji Nowy Marketing. Oryginalną jego zawartość polecam posmakować na docelowej stronie (link na końcu tego wpisu).
Cieszy mnie to, cieszy to całą branżę copywritingu. Barwność naszego języka, a zarazem skomplikowane reguły gramatyczne pozwalają nam kreować ciekawe, nietuzinkowe nazwy i slogany. A to również pozytywna wiadomość. Dzięki temu nasze otoczenie przybiera barwną – słowną i także wizualną – postać.
Nie ma co tu ukrywać, w copywritingu wszelkie chwyty są dozwolone. Gry słowne, podmienianie, przestawianie słów, wyrażeń frazeologicznych, wykorzystywanie pojęć kulturowych są na porządku dziennym. I bardzo dobrze. Bo po co ograniczać twórczość i wszelaką kreatywność jeśli dzięki naming’owi możemy pomóc marce wyróżnić się w tym tłumie, wskazać na jej kluczowe atrybuty, lub podciągnąć jej wartość poznawczą na wyższym poziom. Często jednak wysiłki wyzwolenia kreatywności na najwyższy poziom zostają zrównane do podstawowego kryterium „podoba mi się” lub „nie podoba mi się”. Cóż, z opiniami konsumentów (czyli z nami) nie ma za bardzo jak polemizować. My sami decydujemy co, gdzie i kiedy (markę/produkt/usługę) kupujemy. Bo są to nasze pieniądze! I mimo, że za tym czy kupię/nie kupię daną rzecz kryje się szereg racjonalnych czynników, to również zrozumiałość, wyjątkowość, bliskość marki mają istotne znaczenie.
Podobają się zarówno polskie, rodzime „twory” językowe, jak również angielskie, zgrabnie wplecione w nasz ojczysty kod kultury. Czyli tam, gdzie widać/czuć wysiłek nad stworzeniem nazwy firmy tam od razu mocniej bije moje serce. Dlatego urzekają mnie nazwy wykorzystujące
Podoba mi się także umiejętne wykorzystanie angielskich zwrotów, dopasowanie ich do naszego rodzimego otoczenia (burgerownia Pogromcy Meatów, Jeść Burger, firma cleaningowa Yes Czysto). Lubię podawać przykład szkoły języka angielskiego nawiązującej do kultowego serialu „Keeping up appearances”. Szkoła ta nosi taką samą nazwę jak spolszczony tytuł serialu Co ludzie powiedzą.
Otóż są takie perełki nazewnicze, które naprawdę podawać jako inspirujące przykłady. Jedną z nich jest TERAZ (link) czyli ubezpieczenia na czas od teraz. O tak, to naprawdę celny namingowy strzał. W samo sedno! Nazwa wskazująca, że teraz, w danej chwili można ubezpieczyć się na określony czas. Mocne wejście marki Teraz, tuż przed wakacjami, wzmacniał refren przeboju Agnieszki Chylińskiej „Teraz już wiem”.
Źródło: AntyWeb [link]
Moim zdaniem jednoznaczność, idealne odwzorowanie istoty tej usługi z obszaru ubezpieczeń tworzą silną, kozacką nazwę. Żeby nie być gołosłownym wykorzystam terminologię Laury Ries, która szerzy ciekawą koncepcję wizualnego młotka i werbalnego gwoździa. Tutaj gwoździem jest pozycjonowanie marki jako możliwości ubezpieczenia się w dowolnym momencie (teraz, w danej chwili) na wybrany czas i/lub za określoną kwotę. Natomiast młotkiem jest spuentowanie tego pozycjonowania (gwoździa) właśnie w nazwie, która wiernie przekazuje ideę usługi teraz, tyle ile chcesz i tyle ile masz hajsu.
Oprócz plusów widzę również minusy tej dosłownie opisowej nazwy. Wyraz ‘teraz’ jest słowem rodzajowym, czyli powszechnie używanym w mowie potocznej. Komunikacja ‘call-to-action’ lubi to słowo. Często słyszymy w reklamach tego typu powiedzenia: Od teraz możesz…… Teraz dostaniesz….. Teraz masz szansę….. Oznacza to, że nazwa marki z powszechnym wyrażeniem raz, że nie przyciąga szczególnej uwagi, dwa wymaga ciągłego przypominania się. Na nazwę rodzajową stać firmy posiadające duże budżety promocyjne lub dysponujące wyjątkową, unikalną usługę lub produkt posiadające potencjał do szybkiej ekspansji (np. hulajnogi Lime, taxi Bold, zamawianie jedzenia Bolt). Właściciela marki Teraz – firmę Aviva – stać raczej na masową komunikację. Czy podoła temu wyzwaniu? Przekonamy się w kolejnych miesiącach.
Druga perełka nazewnicza, która za mną chodzi to OTOMOTO.
Banał – powie ktoś bez zastanowienia – Taka oczywista, bez polotu, bez finezji.
Niby ma rację. Niby.
Zacznę od tego, że otomoto jest to palindrom – lustrzane słowo, wyraz pisany i czytany identycznie z lewej i prawej strony Wbrew pozorom palindromów znajdziesz bez liku: kajak, sedes, level, radar, potop, a z markowych palindromów znajdziesz i takie przykłady jak: Aviva, Civic (Honda), proszek OMO, zespół Abba, magazyn Elle, cuksy M&M’s, aplikacja Wolf Flow, głośniki Sonos.
Silną stroną otomoto stanowi zaimek wskazujący ‘oto’. Stanowi on wspólny element scalający grupę marek: otomoto, otodom. Posiadanie słownego spajającego elementu jest sporym atutem dla marketera. Pozwala wzmacniać nowo powstające marki siłą istniejących. Kto wie, może w przyszłości doczekamy się odsłony trzeciego serwisu usługowego rozpoczynającego się właśnie od morfemu ‘oto’.
Oto i trzeci przykład. Odnosi się tym razem do kategorii kilkuwyrazowych określeń. Nikt nie zabrania tworzenia długich nazw. Są nawet wskazania, że warto tę drogę wybrać. Ich użyteczność widać chociażby u tych dwóch marek odzieżowych: Kids on the moon oraz Pan tu nie stał. Obie bądź co bądź niosą określone przesłanie. Pierwsza jest dla dzieci i rodziców oderwanych od ziemi…. stworzona podczas pełni Księżyca (Nie wierzysz? Poznaj Manifest marki). Druga przedstawia w cudzysłowiu paradoksy PRL-u w naprawdę dobrym guście, nawiązania do poprzedniego ustroju widać w hasłach i sloganach oferowanych na ubraniach i akcesoriach.
W odmiennej tonacji wygląda nazwa polskiej marki odzieżowej NAGO. Podoba mi się ponieważ jest transparentna do bólu. Dlaczego nagość zagościła w tej nazwie? Odpowiedź odnajdziesz w manifeście marki, w przesłaniu, że nagie, kobiece ciało może być otulone w ubrania z organicznej bawełny, wykonanych z ekologicznych, certyfikowanych materiałów bezpiecznych dla skóry i środowiska. Można prowadzić biznes z troską o kobiece ciało, troszcząc się o środowisko naturalne, dbając o to, aby zostawiać jak najmniejszy ślad po sobie na naszej wspólnej planecie.
To dlatego podoba mi się nazwa Nago – za odpowiedzialne podejście do środowiska naturalnego, za nazwanie rzeczy po imieniu. Moim zdaniem nazwa w 100% oddaje filozofię działania firmy. A co jeszcze ciekawe, taki krótki, bo zaledwie czteroliterowy twór słowny nie stawia ograniczeń w tym, aby działać na rynkach zagranicznych.
I to jest właśnie plus dobrze dobranej nazwy, takiej która będąc polskim określeniem przyjmuje postać nazwy międzynarodowej. Z tego tytułu benefity czerpie z całą pewnością marka kosmetyków naturalnych Vianek. Jakież to piękne słowo. Splecione kwiaty polne, liście, gałązki, na łąkach, polach, jeziorach, w lasach…, wiosna, lato, jesień i… zima, czysta natura, dziewicze naturalne piękno…, taka tradycyjna, folkowa Polska właśnie. Ten kolaż przyjemnych myśli od razu przywołuje na myśl naturalne produkty, naturalne kosmetyki. Wystarczyła podmiana jednej litery – W na V – i mamy aurę marki nowoczesnej. Właśnie nie takiej przaśnej, tradycyjnej, zacofanej, a będącej na czasie, dostarczającej produkty dla świadomych i wymagających konsumentek. Jedna litera, a tyle zmienia. Zdejmuje fonetyczną barierę dla zagranicznego konsumenta. To mi się podoba!
No i wywołałem wilka z lasu. Od razu nasuwa się pytanie, kiedy wypada/można używać polskojęzycznej nazwy, kiedy ma znaczenie polskojęzyczny rodowód lub odwrotnie, w których branżach wskazana jest nazwa firmy o-nie-polskim brzmieniu? Trudno podać jednoznaczną odpowiedź. Między innymi dlatego, że strategia namingowa uwarunkowana jest poziomem świadomości (edukacji) grupy docelowej. Świadoma grupa konsumentów przyjmie wszelaki miks słów i określeń, a najbardziej „kupi” nazwy stanowiące ciekawą grę słów, zawierających w sobie ukryte przesłanie, swoiste namingowe majstersztyki, perełki nazewnicze, przemówią do nich zdecydowanie. Z reguły to tak zwana grupa o dochodach powyżej przeciętnej, zamieszkująca miasta 100 tys.+, z wyższym wykształceniem. Grupa o mniejszej sile nabywczej z pewnością potrzebuje nazw prostych, nieskomplikowanych, nie tworzących dystansu między nią a marką.
Dla przykładu pierwsza z brzegu kategoria: restauracje wegetariańskie. Namingowe wyzwanie, prawda? W tej kategorii rynkowej widać przeróżny misz-masz polskich lub angielskich określeń. Oto przykłady jak wyglądać może nazwa dla restauracji wegetariańskiej: Green Way, Bio Way, Veganic, Leonardo Verde, Wegemania, Salad Story, Falla, Ka Udon, VegeToTu, Vegan Heaven, Avokado, REburger, Dobra Karma, Wegeguru, czyli namingowe nic a nic. Ciekawej wyglądają rodzime określenia typu Wypas, Glonojad, Krowarzywa, Miąższ, Faloviec, Zdrowy Skład, Warzywiarnia, Hurry Curry, Pietruszkowe Pole, Kartofelnik Przemiana, a szczególnie te z humorem w tle: Turlaj Klopsa, Chwast Food, Zjadliwości, W te pędy, Gruszki Na Wierzbie, Best Seler,
Fajne są te wege-nazwy, nieprawdaż? Pokazują jak kreatywnie można kształtować nazwę restauracji dla wymagającej „publiczności”. Jaką jednak strategię wybrać, gdy marka adresowana jest do szerokiej grupy, czyli do mass marketu? W tym wypadku najczęściej rozważa się nazwę skojarzeniową o uniwersalnym przekazie albo nazwę abstrakcyjną (neologizm). Taką jest właśnie BLIK. Czy można uznać go za neologizm? I tak i nie. Jeśli spojrzysz na usługę mobilnych płatności pod kątem pojęć związanych z płatnościami, czyli: blisko, click, link, natychmiast, w mig – „czujesz” że płatność przez telefon jest taka właśnie blikowa. Prawda? Świetna, kozacka nazwa. Krótka i konkretna. Nasza polska, a zarazem elastyczna, którą można poddawać deklinacji (Blik, Blika, Blikiem), jak również „doklejać” (np. Blikomaniacy).
Podobną elastycznością cechuje się druga udana nazwa. Jest nią Traficar. Traficar spija śmietankę pierwszeństwa, bierze premię za stworzenie w Polsce kategorii carsharingu. A ponieważ nazwa jest prosta, czytelna, nieprzekombinowana i stricte kojarzy się z motoryzacją w mieście to też bardzo ładnie wślizgnęła się do języka potocznego Przyjadę trafikarem, Pożyczę trafikara, Tu stoi trafikar. Czy Trafikar stanie się, podobnie jak Paczkomaty, synonimem kategorii wynajmu samochód na minuty? Czuję, że tak. Jest wielce prawdopodobne.
Wracam do pytania o sens wykorzystywania nazw obcojęzycznych w naszym codziennym życiu. Na początku tego artykułu wspomniałem o renesansie mowy ojczystej w namingu. I to jest prawda! Nadal jednak angielskie zwroty i wyrażenia mają się w naszym rodzimym rynku świetnie. I to jest również dobra wiadomość. Jednak to o czym należy pamiętać to fakt, aby dobierać proste, czytelne, nieskomplikowane słowa. Czyli zamiast beautiful lepiej przyjmie się pretty, zamiast real estate lepiej użyć property, a jeszcze lepiej house. Zmierzam do tego, żeby wykorzystywać podstawowy zasób słów obcojęzycznych. Po to, aby osoba z przeciętną znajomością języka angielskiego przeczytała, zrozumiała, zapamiętała nazwę o obcym dla niej brzmieniu. Ba, nawet dzieci! Bo jeśli udostępnia się dla szerokiego ogółu, w tym przede wszystkim dzieciom, park rozrywki można nazwać go w języku polskim albo obco, byle by zrozumiale.
Warszawski park trampolin AIRO świetnie oddaje istotę skakania na trampolinach, wzbijania się w górę, łapania oddechu. To samo, choć bardziej dosadniej przekazuje trójmiejski park trampolin – Jump City. Skacz, walcz z grawitacją, wyskocz od szarej rzeczywistości zawarte w jednym kluczowym wyrazie ‘jump’ tworzą prostą, czytelną nazwę, które w zestawieniu z drugim wyrazem ‘city’ tworzą chwytliwą nazwę.
Redakcyjna wersja artykułu dostępna jest tutaj:
Nowy Marketing „Polskie perełki i antyperełki nazewnicze. Cz.2” (link)
Jest wiele, wiele innych ciekawych nazw, o których naprawdę chciałbym napisać. Są to między innymi: Mevo, Plush, Vitay, Yanosik, Pyszne.pl, Zdrowo zakręcone, Lancerto, P.R.O.S.T.O., Ekskluzywny Menel, X-Kom, Runmageddon, SeeBloggers, Matura to bzdura, Wszystko co nas kręci, Słucham Gadam, Niekryty Krytyk, Chujowa Pani Domu, Browar Brodacz i HopLala, Chodzą Słuchy Records, Męskie Granie, Zero Bullshit Management, Synerise i tak dalej. To dla mnie ciekawe perełki nazewnicze. Dla nich wszystkich zabrakłoby miejsca w tym artykule. Lecz mam na to dobrą radę. Przejrzyj proszę mój blog. Praktycznie w każdym wpisie przedstawiam ciekawe przypadki, dobrych, kozackich nazw.
A jeśli poszukujesz więcej inspiracji zapraszam Cię na profil Kozacka Nazwa na Instagramie (link) i Facebooku (link).
Do zobaczenia.
Pomyśl i działaj. Łatwo powiedzieć, prawda? Jak nazwać firmę, jak w ogóle wymyślić nazwę, gdzie znajdę pomysł na nazwę firmy? Nie raz słyszę takie właśnie pytania. Dlatego postanowiłem dać na nie odpowiedź. Z mojej perspektywy, z mojego doświadczenia.
Zapraszam Cię do przeczytania krótkiej inspiracji ze wskazówkami co zrobić, aby Twoja nazwa firmy była kozacka. A żeby było jeszcze ciekawej udostępniam fragment mojej rozmowy z twórcą marki Runmageddon na temat tego jak wyglądał proces tworzenia tejże nazwy.
Naming, czyli wymyślanie nazw jest mieszaniną i sztuki i doświadczenia. Solidnego rzemiosła i zaplanowanego przypadku (uwierzcie mi, że to prawda), który wynika ze zbierania inspiracji, pomysłów, praktykowania codziennej dawki informacji ze świata, z najbliższego otoczenia.
Z mojej strony wygląda to tak, że często (nie zawsze!) przypadkowa obserwacja, zasłyszane słowo czy inna codzienna czynność jak na przykład krojenie cebuli, prasowanie, odkurzanie, wybranie się na zakupy potrafią uwolnić umysł od natłoku codziennych informacji. Wówczas staje rzecz niesłychana. Odskocznia od przymusu kreatywnej posiadówy z długopisem i kartką przed sobą, czyli oddanie się w wir obowiązków domowych sprawia, że potrafię wpaść na całkiem nową sieć skojarzeń doprowadzających do powstawania nowych tropów. Ich efektem stają się ciekawe, niespodziewane i trafne nazwy. Eureka!
Okazuje się, że nie zawsze trzeba godzinami zapisywać na kartce, w telefonie lub na komputerze dziesiątki koncepcji nazewniczych: interesujących, przeciętnych, a także z założenia chybionych. Chwytliwy pomysł na nazwę firmy odnajdziesz często tam gdzie się nie spodziewasz, na przykład w trakcie spaceru. Wystarczy krótkie wyjście na świeże powietrze, aby wrócić z głową pełną pomysłów. Lecz, żeby do takiego stanu się doprowadzić należy najpierw rozgrzać się, czyli coś wymyślać, cokolwiek!
Dwie skrajności w namingu – nazwa firmy w postaci opisowej lub abstrakcyjna (neologizm). Hm, bo z jednej strony neologizm, czyli nowy wyraz, czyli nowo utworzony zwrot, to często zbitek kilku sylab, który z reguły nic nie znaczy. A skoro taki wyraz nic nie znaczy, z pewnością łatwy jest do stworzenia. Prawda! Z drugiej strony ukryty jest tu haczyk: nazwa abstrakcyjna jest trudna do wprowadzenia. Dlaczego? Skoro nic nie znaczy, skoro w swoich kilku literach nie zawiera ani sensownego przesłania ani odnośników do konotacji branżowych, to na jakich skojarzeniach słownych „zaczepić” uwagę odbiorcy? Czy więc neologizm na pewno to dobra nazwa dla firmy?
Przykłady nazw sztucznych: Ambra, Blik, Duka, Etsy, Lilou, Neuca, Nozbe, Oshee, Pepco, Pixers, Trello, Zortrax, Zozole. |
Otóż to! Nazwa abstrakcyjna wymaga większego zaangażowania (czytaj: zainwestowania) w zbudowanie świadomości marki (czytaj: trafienia do serca i umysłu odbiorcy). Nie jest to typ nazwy odpowiedni dla osób niecierpliwych. Bo jak tu oczekiwać od rynku, aby zapamiętał nazwę marki pozbawioną branżowych skojarzeń, dostarczającą szerokiego pola do interpretacji? Jeśli masz kapitał (tak jak właściciele marek Pepco lub Oshee) podziałaj w tym obszarze nazewniczym, bo warto. Jeśli nie masz czasu na czekanie, ani kapitału, szukaj innych rozwiązań, na przykład wyraź się w formie opisowej.
Bo nie wypada nie lubić opisywania ‘co kryje się za moim biznesem’. Przecież to takie proste, konkretne przesłanie. A za prostotę i czytelność nie powinno się karać.
… dosłownie opisuje (oznacza) firmę, produkt usługę. Zawiera pospolite słowo, wyraz generyczny lub frazę, która odnosi się albo do cech użytkowych albo do doświadczeń albo do obu naraz. Szczególnie nowej marce ten typ nazwy pozwala czytelnie wyjść do klientów i na wstępie przedstawić się w sposób zrozumiały.
Przykłady nazw opisowych: Audioteka, Apteka Dyżurna, BioPiekarnia, Booking.com, ClickMeeting, e-obuwie, Filmweb, JemSushi.pl, JobHouse, LiveChat, Lody jak dawniej, LunchRoom, Landingi.pl, MyTaxi, Nocowanie.pl, Oknoplast, Paczka od Rolnika, Paczkomat, PayU, Przelewy24, Skarby Natury, WirtualnaPolska.pl, Wykop.pl, Wspieram.to, WeTransfer, ZnanyLekarz.pl. |
Lecz i tutaj jest haczyk. Nazwa opisowa poprzez swój styl – zawierając pospolite słowa, wyrażenia – nie pozwala zyskać ochrony prawnej marki (nazwa nie, logo z reguły tak). To jej kluczowa wada, tak zwany brak zdolności odróżniającej. Bo jak to by było, gdyby jakiś przedsiębiorca uzyskał wyłączność na posługiwanie się wyrażeniem ‘świeże pieczywo’. Nikt nie mógłbym używać tego powiedzenia w działalności komercyjnej? Nonsens.
Istnieje umowna granica między nazwą opisową a skojarzeniową. Nazwa skojarzeniowa (inaczej też sugestywna) ma to coś co sprawia, że jest najczęściej wykorzystywanym stylem nadawania dobrego imienia firmy. Jedno, dwa, trzy wyrazy, połączone ze sobą, zmiksowane, poprzekręcane, zmodyfikowane do fantazyjnej postaci wskazują na jakiś kluczowy element marki.
Przykłady nazw skojarzeniowych: AirHelp, Blinkee, Fotojoker, FreshMail, Fru.pl, Intercity, Interia, Jan Niezbędny, KickStarter, Łaciate, Marwit, Pyszne.pl, Red is Bad, Shoplo, SkyCash, Traficar, Verva, Yanosik, Z gruntu dobre. |
Na tych przykładach widać jak za pomocą cząstek wyrazowych można odnosić się do cech racjonalnych, do branży, kategorii produktowej, do jednej lub kilku cech użytkowych, do wyglądu, smaku, rozmiaru, zapachu. Można także odnosić się do emocji, do głównej (głównych) wartości marki, do doświadczeń z jej użytkowania albo do grupy docelowej, wieku, płci, zachowań, upodobań, itd. Nazwę skojarzeniową można spuentować do definicji bytu kumulującego w sobie kluczowy element customer experience.
Nazwa skojarzeniowa to często fantazyjna gra słów. Zabawy słowne, przekształcanie, miksowanie mają to do siebie, że ich finalny efekt po prostu wzbudza zaciekawienie. Intryguje, nęci, kusi. Zachęca do odgadnięcia jaka intencja kryje się w takim wyrażeniu. A ponieważ gra słów łączy w sobie prostotę z dużą dozą kreatywności tego typu kreatywne nazwy nie są skomplikowane, nie są trudne do odszyfrowania. I taki jest ich cel, być jednocześnie oryginalnym i czytelnym w odbiorze.
Umowna jest także granica między typową nazwą skojarzeniową, a nazwą wynikającą z gry słów. To ta sama kategoria. W poszukiwaniu unikalnej nazwy najlepiej wydobyć z siebie jak najwięcej dozy kreatywności, by stworzyć taki „twór słowny”, który da do zrozumienia, że nie jest dziełem przypadku, nie powstał w ciągu pięciu minut, ani nie wynika z naśladowania konkurencji. Dlatego każde imię firmy stanowiące grę słów, przesłanie, ukryty sens, tajemnicę do przekazania, zmuszająca do dłuższego zastanowienia się stoi na wygranej pozycji w stosunku to prostych, z góry jednoznacznych nazw. I taką właśnie jest Runmageddon.
Cykl biegów przeszkodowych – tak w jednym określeniu można zdefiniować charakter cyklicznych imprez organizowanych pod szyldem Runmageddon. Czy muszę przedstawiać tę markę? Miejsce poznawania swoich możliwości, uczenia się współpracy w warunkach presji czasu i ludzkiej fizycznej słabości, a do tego świetna zabawa w atmosferze błotnej przygody. 1 czerwca 2019 r. miał miejsce chlubny rekord. 200-tysięczny uczestnik biegu przekroczył linię mety. To dowód świadczący o ogromnej skali popularności Runmageddonu, który jeszcze pięć lat wcześniej rozpoczynał przygodę z 800 zawodnikami na linii startu.
I pomyśleć, że 5 lat temu spośród 130 pomysłów na nazwę tej marki został wybrany właśnie ten. Konkurencja była z pewnością spora. Massakrator, Hardem, Armageddon Race i wiele innych nazwy wymyślonych przez zespół skupiało się wokół idei postaci gladiatora. Koncepcje krążyły właśnie wokół nazwy Gladiator Race, lecz będącej zbyt bliskiej do konkurencyjnego globalnego wydarzenia Spartan Race.
Extreme challenge było motywem przewodnim idei, filozofii marki. To nie maraton ani żaden bieg uliczny. Owszem, miejski bieg, lecz z przeszkodami, którego charakterystycznym elementem są totalnie zmęczeni zawodnicy błotem uciapani. Dlatego postać gladiatora oddawała sedno tej imprezy.
Zespół Jarka Bienieckiego gremialnie podejmował decyzję co do wyboru nazwy. Sami ją wymyślali. Pierwsza edycja biegów była w końcowej fazie przygotowań. Było miejsce biegu, przygotowane zaplecze, była lista zawodników zapisujących się na to wydarzenie, a termin eventu nieubłaganie zbliżał się.
Brakowało jednego. Nazwy! Brakowało, mimo że 130 propozycji czekało na wybór. A nazwy jak nie było, tak nie było. Bo wśród nich brakowało czegoś. Musiała być silna, z charakterem, nie-polska, uniwersalna językowo, łatwa w odczytaniu przy zagranicznych wojażach.
Dzień przed zespołowym głosowaniem Jaro wpadł na słowo: armageddon. Lecz jaki? I tu nagle, jak grom z jasnego nieba (albo jak kosmiczny armageddon) fonetycznie zaiskrzyło mu: ranmagedon. Głosowanie zespołu było formalnością. Runmageddon na łopatki rozłożył swoich nazewniczych konkurentów…. i w kolejnych latach zdominował kategorię ekstremalnych biegów przeszkodowych. Stał się synonimem ekstremalnych biegów z przeszkodami. A także zyskał status love mark wśród miłośników błotnej przygody. Prawda, że udany pomysł na nazwę firmy?
Czytając historię powstania nazwy Runmageddon nasuwa się wniosek, i sam osobiście potwierdzam ze swojej praktyki zawodowej: pomysł na nazwę firmy przychodzi jak przysłowiowa eureka. Często ta idea pojawia się znikąd. Po prostu wpada do głowy.
Ale, ale, ale… na pojawienie się eureki należy zapracować. Stale mieć głowę otwartą, myśleć jakie słowa, synonimy, antonimy, powiedzenia, przysłowia, i również gwara sparafrazują to coś co należy nazwać. Im dłużej czasu poświęca się na twórcze myślenie, tym bardziej ciekawsze pomysły wpadają do głowy. Wiem coś o tym, bo tak właśnie działam.
Bez względu na wybraną technikę namingową postaw za cel, aby nazwa firmy wzbudzała zainteresowanie odbiorcy. Taką szansę dostarczają nazwy zawierające ciekawą grę słów. Pod warunkiem, że odróżniają się od konkurencji. A ta wygląda całkiem, całkiem kreatywnie.
Analizują agendę maratonów, półmaratonów i biegów ekstremalnych regularnie odbywających się w naszym kraju można trafić na tego typu pomysły na nazwę, namingowe arcydziełka i klasyczne określenia jak:
grupa kreatywnych nazw: Harda Suka, Bieg Rzeźnika, Hard Dog Race, Survival Race, Terenowa Masakara, Karkonoszman, Mocarny Zbój, Chodzieska Zadyszka, Kaszubska Poniewierka, Recordowa Dziesiątka, Górski Bieg Zająca, Wheelmageddon (ekstremalne zawody dla osób jeżdżących na wózkach inwalidzkich),
nazw geograficzne: Strzegomska Dwunastka, Izerski Weekend Biegowy, Bieg Szlakiem Zabytków (w Kamieniu Pomorskim), Bieg Fabrykanta w Łodzi, Bieg Trzech Kopców (Kraków), Bieg Lechitów w Gnieźnie, Bieg Sokoła w Sokole Małopolskim, Janikowska Dyszka (Janikowo), Ekologiczny Bieg do Gorących Źródeł (Uniejów), Bieg Barbórkowy w Rybniku, WrocWalk Marathon,
nazwy uniwersalne typu: Bieg Fair Play, Bieg z Policją, TriCity Trail, DUO Cross Imielin, a nawet Bieg Trzeźwości, Cross Świętojański, Półmaraton Księżycowy.
Nazwa Runmageddon jest wyjątkowa poprzez unikalność. To naprawdę kozacki pomysł na nazwę firmy. Swoją dosłownością przekazuje filozofię marki, rzuca wyzwanie, aby wysoko mierzyć. Co z tego, że jest trudna w pisowni (w pełni mają świadomość zarządzający tą marką), skoro gromadzi wierną wspólnotę osób dążących do uzyskania statusu od Rekruta do Weterana (swoista grywalizacja!).
A przecież nie jest to jedyna impreza biegów przełajowych w Polsce. Są imprezy bardziej hard core-owe. Elitarność zyskują finaliści Hardej Suki. I właśnie tą nazwę na końcu zamierzam pochwalić. Intryguje doborem słów ocierających się o obyczajową cenzurę. Przekracza ją w deklinacji, w formie wyzwania jakim jest cel ukończenie tego najcięższego triathlonu w Polsce, a nawet w Europie (bo to coś więcej niż nawet Iron Man). Tym celem jest „zaliczenia hardej suki”.
Zdjęcie pochodzi z edycji „HardaSuka Ultimate Triathlon Challenge 2019” [źródło: Harda Suka 2019 – twojfotograf.net]
Komu do śmiechu?
To dobrze.
Oznacza to, że ta skojarzeniowa nazwa spełnia swój cel.
Gra słów ma to do siebie, że wzbudza zaciekawienie. Ba, intryguje, nęci, kusi. Zachęca do rozszyfrowania, jakie słowa, przesłanie kryje się w takim wyrażeniu. A ponieważ gra słów łączy w sobie prostotę z dużą dozą kreatywności wbrew pozorom tego typu kreatywne nazwy nie są skomplikowane, nie są trudne do odszyfrowania. I taki jest cel, być jednocześnie oryginalnym i czytelnym w odbiorze.
Dlatego jeśli głowisz się, gdzie znajduje się skuteczny pomysł na nazwę firmy, albo w ogóle, zastanawiasz się jak zabrać się za kreowanie, polecam sposób łączenia wyrazów, poszukiwania udanej, chwytliwej gry słów. Pamiętaj, że udana nazwa powinna przemawiać do Ciebie, i przede wszystkim do Twoich klientów. Powinna pomóc Ci przeskoczyć konkurentów. Z reguły wybór nie jest łatwy, ale wspólnymi siłami udaje się stworzyć najlepiej brzmiące imię firmy.
Podziękowania:
Dziękuję Jaro Bienieckiemu dla wyjaśnienie skąd wzięła się nazwa Runmageddon. Była to ciekawa, twórcza rozmowa.
Jaro, moc serdeczności wysyłam Tobie i ekipie Runmageddon-u.