Ostatnia, szósta część Alfabetu namingowca. Za nami 26 pojęć związanych z namingiem.
Starałem się jak mogłem, aby opisać (spróbować zdefiniować) każde wyrażenie używane przez namingowców, copywriterów i kreatywnych. Owszem, daleko mi do profesorów Jerzego Bralczyka, Jana Miodka, Andrzeja Markowskiego. Z ich wiedzy czerpię garściami, imć w temacie namingu polemizuję z własnymi spostrzeżeniami. Jeśli trapi Cię jakieś hasło z tej dziedziny, jeśli szukasz odpowiedzi na niewyjaśnione tutaj pojęcia napisz do mnie proszę (kontakt).
Ciekawi mnie etymologia słowa alfabet. Postanowiłem napisać o nim w ostatnim odcinku tej namingowej mini-serii wydawniczej. Powszechne mniemanie, iż alfabet pochodzi od dwóch pierwszych liter pisma greckiego alpha i beta jest… prawdziwe. Lecz samo słowo ma pochodzenie łacińskie. Grecy określali swoje pismo słowem gramma (które znaczy: litera). To w łacinie po raz pierwszy użył słowa alphabetum chrześcijański pisarz Tertulian (ok. II/III wiek n.e.). Natomiast Grecy, prawdopodobnie pod wpływem łacińskim zamiast gramma na alfabet zaczęli używać alphabetos
Wyobraź sobie, że nawet pojedyncze głoski wywołują skojarzenia znaczeniowe. A skoro pojedyncze głoski wpływają na odbiorcę, to jaką siłę może mieć słowo albo nazwa?
Otóż można, w świadomy sposób wpływać na percepcję danego tworu nazewniczego.
Na przykład marki z nazwami zawierającymi spółgłoski szczelinowe (f, s, v, z) są postrzegane jako mniejsze, szybsze, lżejsze, bardziej kobiece.
Nazwy marek z głoskami v i z są postrzegane jako większe, bardziej twarde i męskie.
Podobną tonację mają głoski dźwięczne (b, d, g) symbolizujące coś co jest większe, wolniejsze, obłe, męskie.
To jest właśnie symbolizm fonetyczny. Poszczególne dźwięki mogą wywoływać w podświadomości odbiorcy odpowiednie (pozytywne lub negatywne) skojarzenia.
Okazuje się więc, że brzmienie słowa może wpłynąć na jego postrzeganie przez odbiorcę. Znając zatem zasady symbolizmu fonetycznego można kreować nazwę aby była postrzegana jako duża lub mała, silna lub słaba, szybka lub wolna, solidna lub chwiejna.
Wiedz jedno, że to w jaki sposób wykorzystamy zasady symbolizmu fonetycznego zależy nie tylko od wiedzy o wpływach poszczególnych głosek na ludzką świadomość. Istotne znaczenie ma kierunek kreacji nazwy wyznaczony strategią marki i wrażliwością grupy docelowej.
Cytując Słownik Języka Polskiego morfem to najmniejsza część wyrazu, która ma określone znaczenie (leksykalne) lub określoną funkcję gramatyczną albo słowotwórczą. Słowo to wywodzi się z greckiego morphḗ (kształt, forma, postać) i rzeczywiście istotnie potrafi ukształtować docelową postać nazwy.
Czym są zatem te morfemy? Znasz je, widzisz na co dzień, lecz nie zawsze zdajesz sobie sprawy z ich istnienia w nazwie marki. To na przykład funkcjonale, słowotwórcze cząstki informujące o istotnych cechach produktu/usługi np. bio, eko, bud, neo, auto, tele, tech, med.
Morfem może także stanowić element składowy nazwy, nic nie znaczący, lecz w zamian fantazyjnie dopełniający użyte słowo pospolite. To na przykład przedrostki lub przyrostki kreujące odpowiednią tonację i symbolikę nazwy: on, us, ly, syn, fund, opt, io, tab, sto, it, ify, gra, emia, ora, tura, ing, ent, pax, ex, atic, ygy, i tak dalej. To działa! Rzeczywiście, do danego istniejącego słowa można dodać cząstkę (morfem), aby wykreować skojarzeniową, sugestywną postać nazwy. Tak więc nazwy typu Shoplo, Rachuneo, Zenbox, OEMatic, Develia, Bancovo, Neonails, Gripex, wykorzystując pospolite słowo oraz morfem kreują fantazyjną nazwę i jednocześnie zawierają kluczowe słowo wyrażające obszar działania, kategorię rynkową, obietnicę. Tego typu konstrukcji namingowych jest właśnie najwięcej!
O tym jak kreować nazwy skojarzeniowe dowiesz się z artykułu Nazwa Traficar synonimem pojęcia ‘auto na minuty’
Czy istnieje coś takiego jak trendy w nazewnictwie? Skoro w projektowaniu wizualnym istnieje moda na kolory (podawany przez Pantone „Colour of the year”), moda na pewne style w projektowaniu logo i brandingu (coroczny Logo Trend Report od Logo Lounge, Logo Trends od Canva), również w namingu można dopatrzeć się trendów.
Owszem, nie mówię tu o jednorocznych „zachciankach” osób kreujących nazwy (namingowców, copywriterów, projektantów itp.), bo na takie decyzje nie ma miejsca, Nazwa nie jest „jednofalowym” wymysłem, który można zmienić ot tak sobie, gdy coś w niej nie zagra. To decyzja na długie lata. Więc, teoretycznie, uleganie modzie na dane słowa, tonację, końcówki nie powinno mieć miejsca. A jednak.
Jednak można zauważyć pewne trendy, jak te panujące w latach 90-tych w „nowej Polsce”. Mam tu na myśli modę na nazwy firm z końcówkami –ex, –pol i na branżowe określenia kończące się na –bud, –tech, -trans, -plast, -rol, -met, -med itp.
Gdy rynek nasycił się wszelkimi budami, transami, techami pojawiła się „moda” wśród startupowców na ubieranie swoich pomysłów w słowa z końcówką –ly, –io, –ify (np. Musically, Spotify, Bitly, Shopify, Kontakt.io).
Gdy się okazało, że nazwa z przyrostkiem –ly zdradza swe startupowe pochodzenie nastała moda na używanie istniejących słów (Bolt, Lime, Twitch, Wolt, Revolut) lub ich łączenie (Traficar, Salesforce, Audioteka).
Gdy wyczerpią się zasoby na krótkie nazwy, wówczas….
Skracaj! Upraszczaj! Ułatwiaj! Taka zasada obecnie obowiązuje. Czy to jest właśnie trend, „topowy” kierunek namingu?
Zauważyłem, że opisowe formy wracają do łask. Nazwy typu Paczka od Rolnika, Ubrania do oddania, Rano zebrano, Szmaragdowe Żuki pokazują, że chyba właśnie w tym kierunku podąża trend nadawania imion markom, w zgodzie z zasadą less is more, która wręcz rozkazuje „Nie kombinuj! Daj się zrozumieć!”
Owszem, wygrywa ten który ze swoją rodzajową nazwę przebije się do czołówki i zakorzeni się na dobre. Do tego prowadzi długa i kręta droga, lecz właśnie, im prostsza i intuicyjna nazwa tym pewniej toruje drogę do zdobywania punktów na poziomie zapamiętania i skojarzeń.
Szerzej na ten temat napisałem w artykule Trendy namingowe 2020.
Litera nie należąca do alfabetu polskiego, a jednak. Jednak ma swoje stałe miejsce również w polskim namingu. Stanowi odpowiednik głoski ks, skraca słowo, nadaje mu niepolski charakter. O ile sztucznie wygląda tego typu słowo expedycja, to już lux (zamiast luksus-), tex (zamiast tekstyl-), mix (zamiast miks), max (zamiast maksim-), prefix nie odbiegają znacząco od norm językowych przyjętych w naszej polskiej, codziennej mowie (litera X nie jest zaliczana do liter polskiego alfabetu, ponieważ w polskim słowotwórstwie nie ma potrzeby jej stosowania; występuje ona tylko w wyrazach pochodzenia obcego, czyli zapożyczonych).
Litera x tym bardziej będzie wskazana do użycia jeśli krajowa marka świadomie kreuje się na międzynarodową (startupy, IT, software, hardware, produkty/usługi na cały świat). Albo gdy w danej kategorii rynkowej jest „zgoda” na stosowanie tej litery np. w nazwach leków (Gripex, Kerdex, Desmoxan, Inovox, Maxicortan), lub gdy marka pozycjonuje się na poziom premium, luxury (Max Mara, Bexa, Maximal, Axiology Beauty, PopSox, Expresso, Woox).
Jest jeszcze jedna droga, naturalnego wykorzystania tejże litery. Wykorzystania jej obecności w szyku alfabetycznym lub w układzie klawiaturowym. Oto przykłady: stacja radiowa z Detroit WXYZ, nazwa konglomeratu Alphabet (tego od Google) w domenie abc.xyz.
Wyszukiwanie wolnej domeny polskiej lub globalnej rozpocznij na Domeny.tv.
Gdyby kusiło Cię fantazyjne wykorzystanie litery x uważaj, aby nie przegiąć w drugą stronę. Tak jak postąpili właściciele tych biznesów: butik modowy Exxelent, producent opału Xynergia, agencja ochrony Xyriusz.
Uff. Fantastyczna seria pojęć w alfabecie namingowca dobiegła końca. Wyobraź sobie, że rozpocząłem ten cykl prawie 3 lata temu. Powoli, powoli, uzupełniałem kolejne pojęcia, aż dobrnąłem do końca.
Nie ukrywam, że pierwsze wpisy z tego cyklu, dla mnie osobiście, się lekko zestarzały. Napisałbym je inaczej, w innej formule. I nie ukrywam, że aktualizacja alfabetu namingowca niedługo nastąpi.
>>> Alfabet namingowca A C H Y [kliknij]
>>> Alfabet namingowca B G I P U [kliknij]
>>> Alfabet namingowca D E K N O [kliknij]
>>> Alfabet namingowca J S Q V [kliknij]
>>> Alfabet namingowca L R W Z [kliknij]
>>> Alfabet namingowca F M T X [jesteś tutaj]
Dziwna jest ta nazwa abstrakcyjna. Czasami zakręcona jak nie wiem co. Z początku chciana, wręcz pożądana, w końcowym rozrachunku na bok odsuwana. W procesie wyboru nowej nazwy często przegrywa nierówną walkę z nazwami skojarzeniowymi, ba nawet z opisowymi. Lecz są obszary, gdzie typ nazwy abstrakcyjnej dobrze się ma. To branża FMCG, ha ha! Na przykładzie nazwy marki Oshee opowiem od kuchni o ciekawym losie nazw sztucznych.
Tworzenie neologizmu, czyli wyrazu sztucznego (tzw. nazwa abstrakcyjna) nie należy do trudnych zadań. Sztuką nie jest wykreowanie różnych nowych słów, dziwnych, pokręconych, sztucznych, jakby z innej planety. Tak naprawdę, tworzenie neologizmów jest przyjemną częścią pracy namingowca. Pozwala unieść się kreatywności we wszystkie zakamarki ludzkiego umysłu, tworzyć na pierwszy rzut oka nic nie znaczące zlepki słów, miksować przedrostki z przyrostkami i innymi morfemami, również przeinaczać istniejące słowa, zamienić kolejność sylab, ucinać je, odejmować głoski, zamieniać na inne, dodawać nowe.
Gdy dochodzi się do etapu finiszu tworzenia, widzi się przed sobą dziesiątki…. to za mało powiedziane – setki różnych słowostworów. Dziwne, pokraczne, odrzucające na pierwszy rzut oka oraz takie, które przykuwają uwagę, pozytywnie dźwięczą w uszach, ciekawie prezentują się wizualnie. I takie nazwy wybiera się do wewnętrznej weryfikacji, do dalszej obróbki językowej.
Dobra passa koncepcji z tego gatunku nazewniczego kończy się z chwilą ich prezentowania przed osoba decyzyjnymi. Początkowa chęć posiadania nazwy sztucznej (bo takie założenia zawierał brief namingowy!) przeradza się w obawy: „taka nazwa nic nie mówi o marce/produkcie/usłudze!”, „czy wywoła odpowiednie skojarzenia?”, „czy stać nas na zbudowanie od zera świadomości marki z nazwą sztuczną?”, „konkurencyjne marki są komunikują wprost!”. Tego typu pytań rodzi się naprawdę sporo. I nie są to obawy na wyrost. Nie każdego stać na nazwanie nowo wchodzącej marki nic nie znaczącym neologizmem. Frugo, Roko, Oshee, Soti, Veroni należą do tego gatunku nazewniczego. Znamy ich rodzimą kategorię rynkową: soki i napoje. Znamy, ponieważ ich dotychczasowa komunikacja marketingowa zbudowała świadomość, rozpoznawalność, i właściwe skojarzenia. A gdybyś jednak po raz pierwszy te marki zobaczył, używając tylko nazwy jako elementu identyfikującego, co mógłbyś o nich powiedzieć? W jakiej kategorii rynkowej operują, jakie korzyści dostarczają, w czym tkwi ich przewaga?
Główna wada nazwy abstrakcyjnej1 jest oczywista: brak skojarzeń, brak opisu działalności, brak funkcji użytkowych, brak wyróżników. Pozostają tu jedynie emocje jakie dany twór słowny zlepiony z kilku liter wyzwala u odbiorcy.
Aby przekuć wady w zalety konieczna jest praca od podstaw. Edukacja! Komunikacja! Konsekwencja! Długa, żmudna, bez rozmachu, aby rynek poznał, zaakceptował i zapamiętał markę o takim nic nie znaczącym słownym określeniu. Na to potrzeba czasu i dienek2. Niestety w branży B2B na marketing sypie się grosze w odniesieniu do branż typu FMCG, farmacja, telekomy. Budżet przeznaczany jest w dużej mierze na sprzedaż, produkcję, logistykę, prace badawcze. To dlatego nazwy firm, produktów, usług w branży dóbr przemysłowych najczęściej posiadają oznaczenia skojarzeniowe, opisowe, skrótowe, od nazwiska lub regionu geograficznego. Rzadkość stanowią przemyślane nazwy abstrakcyjne. Jest to logiczne. Tutaj nie ma możliwości łatwego i szybkiego dotarcia do decydenta, ani oczarowania go piękną komunikacją słowną i obrazkami. W procesie decyzyjnym brane są pod uwagę kluczowe cechy produktu, parametry jakościowe, cena, dostawy, warunki gwarancji. Zatem odpowiedź czy nazwa w branży B2B wpływa na decyzję zakupową jest oczywista!
W zamian konkurencyjne kategorie na rynku konsumenckim są oazą dla marek posiadających nazwy sztuczne. Tutaj pojawia się ich przewaga w odróżnianiu się od konkurentów, budowania indywidualnych przewag. Właśnie na tych kategoriach buduje się skuteczne komunikacje. Bo jeśli dana kategoria rynkowa jest skomodyzowana3, wówczas o uwagę konsumenta walczy się komunikacją opartą na USP, benefitach, na wyzwalaniu emocji, budowaniu doświadczeń. Na tych rynkach przejawia się przewaga nazwy abstrakcyjnej. Skoro kilka zespolonych ze sobą liter nic nie znaczy, w takim przypadku można obudować je dowolną historią, brand hero, wartościami, komunikatami słownymi i wizualnymi.
Taki model działania przyjęli twórcy marki Oshee w trakcie jej tworzenia w 2008 roku. Musieli się zmierzyć z silnymi, rozpoznawalnymi markami w mocno konkurencyjnej kategorii napojów izotonicznych (Isostar, Powerade, Gatorade, Enervit G Sport, 4Move, IsoPlus) i i tzw. energetyków (Redbull, Tiger, V-Power, Max Power, Dominator, R20+, XL, Burn, Kamikaze). Spójrz na te marki jeszcze raz. Zauważasz coś charakterystycznego?
Zaraz, zaraz. Czy nie nasuwa Ci się pomysł, aby kolejna nowa marka „izotonika” była ulepiona z innej gliny? Skoro na rynku rządzą nazwy skojarzeniowe wówczas… warto pokusić się o inną nazwę np. abstrakcyjną. Tym tropem podążyli twórcy marki Oshee. Chcieli aby nazwa ich pomysłu była abstrakcyjna, uniwersalna językowo, ułatwiająca drogę do zagranicznej ekspansji. Aby dobrze brzmiała i wpadała w ucho.
Tak oto powstała nazwa Oshee. Uniwersalna językowo, oryginalna, chwytliwa, kozacka, jedyna w swoim rodzaju. Produkty oznaczone nazwą Oshee dobrze przyjmują się na innych rynkach. Co ciekawe w Chinach nazwa jest bardzo dobrze przyjmowana. Tłumaczenie wymawianego słowa ‘oshee’ znaczy mniej więcej „Chwała Zachodu”. A to na rynku chińskim ma dobre przyjęcie, bo wszystko co z Zachodu jest tam catchy.
Również polski konsument dobrze przyjmuje tę nazwę. Dla nas ma ona delikatnie dalekowschodnie korzenie. Absolutnie nie kojarzy marki z polską firmą. Uznajemy ją za światową markę.
I tu pojawia się kolejny atut nazwy abstrakcyjnej. Za nic nie znaczącym zlepkiem słów jednak kryje się jakaś idea lub potencjał do zawarcia ciekawej historii. OSHEE komunikuje pięć wartości: opportunities, sport, health, energy, emotions. Przyjrzyj się im dokładnie. A teraz stwórz z nich akronim, skrót z pierwszych liter. Co wyszło? Oto odpowiedź: O-S-H-E-E … stanowiące kwintesencję wartości skupionych w haśle Live Fight Win! Żyj Walcz Zwyciężaj!
Jak to? Nazwa sztuczna jednak coś znaczy? Okazuje się, że tak. Co więcej to my popełniamy błąd traktując dziwne, nieznane słowo za sztuczne, nic nie znaczące. Naprawdę w większości przypadków marek oznaczonych nazwą abstrakcyjną kryje się jakaś etymologia, idea, wartość, ukryte przesłanie.
Frugo jest skrótem od słów ‘fruit’ oraz ‘go’. SOTI jest fotycznym zapisem wyrażenia ‘so tea’ i stanowi skrót od hasła marki ‘so much tea in a tea’. Marka LYO Food firmuje produkty w kategorii żywności liofilizowanej. Nazwa marki APAP jest skrótem od chemicznej nazwy składnika acetyl-para-aminophenol. Sklepy meblowe Bodzio to nic innego jak pieszczotliwe określenie imienia Bogdan, właściciela firmy. NOZBE jest miksem gry słów od frazy ‘to be naturally organized’. Inglot wywodzi się od nazwiska założyciela firmy. Tak samo jak Ziaja.
Jak to jest zatem z tymi nazwami abstrakcyjnymi? Są to twory słowne sztuczne czy zawierające etymologię? Różni z nimi bywa. W większości przypadków są to jednak nazwy skojarzeniowe, o których napisałem w artykule „Prowly. Sówki rządzą” dla magazynu Marketing w Praktyce.
Szczęśliwie tak się stało, że ten artykuł dostępny jest również w wersji online. Kliknij i poznaj cechy nazw opisowych o tutaj: „Namingowe ścieżki: Prowly. Sówki rządzą!”
Dziękuję Panu Mariuszowi Ryciak, Head Of Brand OSHEE, za nieocenioną pomoc przy stworzeniu tego artykułu.
Pochwalę się. W numerze 7 (2018) miesięcznika Marketing w Praktyce ukazał się drugi mój artykuł z cyklu Namingowe ścieżki. Opisuję tu jeden typ nazwy wraz z przykładami polskich marek. Na stronie 59 znajduje się artykuł „Oshee coś znaczy!” Powyższy tekst na blogu jest materiałem bazowym, jeszcze przed redakcyjną korektą. Po oryginał zatem sięgnij do materiału drukowanego lub poproś redakcję Marketingu w Praktyce o dostęp.
Legenda:
1 Nazwa abstrakcyjna – z reguły zbitek kilku sylab w jeden (najczęściej) wyraz (neologizm), który z reguły nic nie znaczy.
2 Diengi – pieszczotliwe określenie ‘pieniądze’ w języku rosyjskim.
3 Rynek skomodyzowany – rynek w którym produkty w ogóle lub niewiele różnią się od siebie i są łatwe do skopiowania np. woda, soki, napoje.
5 lat bloga. Świętujmy, „cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest” (cytaty z piosenki „Małe Rzeczy” Sylwii Grzeszczak). Dużo czy mało? Czy jest to powód do świętowania czy phi, nic szczególnego.
Szybko ten czas leci. Pięć lat temu z wielkim zapałem wypuściłem pierwsze trzy posty. Napisanie trzech nie-za-długich tekstów, po-godzinach, kosztowało mnie sporo wysiłku. Mój „debiut literacki” nie był usłany różami. Ileż to ja się wtedy namęczyłem. Lecz nie poddałem się (taki już jestem). Napisałem. Skorygowałem. Opublikowałem. I wszędzie, gdzie się da, się wychwaliłem.
„Nie trzeba być wielkim, by zrobić pierwszy krok, ale trzeba zrobić pierwszy krok, by stać się wielkim” (Les Brown). Nie znałem tego cytatu. Przed chwilą odnalazłem go w sieci. Nie jest odkrywczy. Każdy debiutant marzy o tym samym, aby przełamać barierę pierwszego-razu. „Najtrudniejszy pierwszy krok” śpiewała Anna Jantar. O tak. Potwierdzam. Po nim następuje drugi krok, wprawienia się, zahartowania, odnalezienia swojego własnego stylu, odnajdywania fun-u w tym co się robi.
Owszem, dynamika pisania postów na blogu w tym roku zmniejszyła się. Ledwo jeden na miesiąc. Idzie to w parze z ilością pracy zawodowej – realizowania projektów namingowych i copywriterskich. Jest jeszcze jedno wytłumaczenie. Prowadzę rubrykę „Namingowe ścieżki” w magazynie Marketing w Praktyce. Terminy gonią. Jeden artykuł na miesiąc. Nie może nim być byle jaki artykuł. 8 000 znaków w tekście nie weźmie się z niczego. Godząc więc wszystkie te obowiązki postawiłem blog za sobą, w drugim rzędzie mojej karawany o nazwie Syllabuzz.pl Naming+Strategia.
5 lat bloga. I niecałe 4 lata działania agencji namingowej. A w niej dzieje się sporo dobrego. Spójrz na pęczniejące Portfolio i pozytywne Rekomendacje. Ogromnie doceniam udział w podcaście Mała Wielka Firma (podcast nr 222). Zaproszenie do udziału przez samego Marka Jankowskiego jest dużą nobilitacją, dlatego tym bardziej skwapliwie skorzystałem z tej możliwości.
Doceniam również możliwość zgłębiania tajników namingu pisząc co miesiąc nowe artykuły do Marketingu w Praktyce. Bo każdy nowy numer stanowi kolejne coraz wyższe wyzwanie. Tu się dużo dzieje i jeszcze przez kilka numerów będzie się działo.
Na ukończeniu jest Alfabet Namingowca, literowa rozprawka z każdym znaczącym pojęciem w świecie nazewnictwa.
Przybyło mi nowych klientów z wyższej półki: Empik, POLOmarket, Uniwersytet SWPS, Cyfrowe.pl. Obecnie prowadzone projekty (tajemnica!) potwierdzają dobrze obrany kierunek prowadzenia mojej agencji.
Cieszy mnie ogromnie rosnąca popularność instagramowego profilu Kozacka Nazwa.
„Na koniec świata i jeszcze dalej” (Buzz Astral w „Toy Story”). Nie będę przedłużał. Tradycją stało się podsumowanie wszystkich wpisów jakie ukazały się na blogu. Oto one. Zapraszam do zgłębiania tajników nazewnictwa. Uwierz mi, jest w czym wybierać.
→ Storytelling w służbie BoConcept
→ Siedem
→ Akt erekcyjny (część 1: tytułem wstępu)
→ Akt erekcyjny (część 2: Czy HastaMan da radę?)
→ „Pierwsza twarz Chiquity, czyli co kryje mroczna historia” z cyklu: Tajemnice marek
→ „Druga twarz Chiquity: oczyszczenie”, z cyklu Tajemnice marek
→ Inkkas – historia ręcznie szyta przez Indian tradycyjnymi tkaninami z Ameryki Południowej
→ „Nazwij się jakoś to będzie” podczas Marketing Day
→ D jak Domena [Alfabet Namingowca]
→ Jaki rodzaj nazwy mam wybrać?
→ Nazwa dla startupu. Jak ją wybrać?
→ Głodne wilki na Wolves Summit, a tam …
→ Rejestracja nazwy firmy w urzędzie patentowym. Czy warto wydać tego tysiaka?
→ Czy nazwa opisowa sprzedaje się dobrze? Oto przykłady z życia wzięte.
→ Google Alphabet – alternatywny alfabet Google w wersji rozszerzonej
→ Chipotle walczy storytellingiem (cz. 2). O tym jak zbudować angażującą historię
→ 7 zasad udanej nazwy. Jaka nazwa dobrze sprzeda się sama? Z cyklu „Okiem praktyka”
→ Nazwa się liczy [na: brandingowy.pl]
→ Jak napisać „O firmie”, aby użytkownik przeczytał tekst do końca (cz. 1)
→ Nazwa “Brainly” to strzał w dziesiątkę. Wszystko o namingu startupów [na: MamStartup.pl]
→ Bunt na farmie! Czy finezyjne nazwy jaj robią nas w jajo?
→ Jak napisać wciągające bio o firmie (i zmieścić się w 2.400 znakach)?
→ Nazwa dla księgarni internetowej (cz. 1)
→ Strategia skutecznej nazwy. Kilka praktycznych rad.
→ Polski Bus wcale nie taki polski. A co na to Polski Cukier?
→ Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.
→ Kontrolowana akcja #NameAndroidN? Zgaduję, że tak!
→ Nazwa dla marki modowej. Inspiracje w cieniu gwiazd.
→ Kozacka nazwa firmy. Wpada, wprowadza zamęt, zostawia ślad.
→ Fałszywi przyjaciele potrafią być bardzo pomocni w… namingu!
→ Metoda na dobrego loda. Nazwa dla lodziarni.
→ Alfabet namingowca. D E K N O
→ W hołdzie 590. Patriotyzm konsumencki wymaga poświęcenia.
→ Alfabet namingowca. B G I P U
→ Ponadczasowe bio firmowe. 4 kierunki stworzenia wciągającej historii firmy.
→ Agencja namingowa brzmi dumnie
→ Nazwa skojarzeniowa – czy warto ją mieć?
Powoli kończy się cykl Alfabetu namingowca. To przedostatni wpis, poruszający techniczne kwestie związane z procesem tworzenia nazwy. Zapraszam do poznania niuansów pracy nie tylko namingowca.
Lingwistyczna analiza nazwy już na wstępie wzbudza zaciekawienie. Czy warto ją przeprowadzić? Jasne, że warto. Najbardziej przydatna jest na etapie wyboru, decydowania się pomiędzy kilkoma propozycjami. Na finalny wybór często ma wpływ właśnie raport z morfologii nazwy. Analiza lingwistyczna dostarczy informacji o elementach składowych nazwy, relacjach między nimi, także występującej stylistyce i gramatyce.
Szczególnie przydaje się poznanie konotacji w perspektywie rynków anglojęzycznych. Pewne słowa, cząstki słowne wyglądające dla nas Polaków na neutralne mogą przywoływać u zachodniego odbiorcy dziwne, a nawet negatywne skojarzenia.
Klasycznym przykładem jest Mitsubishi Pajero (po hiszpańsku znaczy tyle co ‘onanista’), Chevrolet Nova (hiszpańskie ‘no va’ – nie iść) lub Rolls Royce Silver Mist (‘mist’ w j. niemieckim oznacza łajno, gnój, nawóz). Inny ciekawy przykład: Lumia, wygaszana marka smartphonów od Nokia/Microsoft. W slangu katalońskim ‘lumia’ oznacza prostytutkę. Tę wiedzę posiadało kierownictwo Nokii wprowadzając Lumię, zakładając małą liczebność nacji Katalończyków w stosunku do globalnego rynku a także slangowy charakter słowa.
Dlatego warto posiadać wiedzę o tym jaka jest struktura nazwy (zawartych w niej słów, cząstek słownych), poznać potencjalne skojarzenia związane z nazwą, którą będzie firmowało się własne działania przez lata, dekady….
Funkcjonuje taki schemat działania w procesie budowania silnej, znanej marki. Wprowadzasz unikalny, pionierski produkt (usługę), a nawet tworzysz nową kategorię rynkową (im się udało: Paczkomaty, Red Bull, Ptasie Mleczko, Melex, Pampers), lub stajesz się liderem rynkowym (wyszukiwarka Google, Facebook, Karcher). Cieszysz się, gdyż czerpiesz profity z bycia liderem, z działania na wyższej niż średnia rynkowa marży. Marka zdobywa coraz większe udziały, często staje się synonimem kategorii (Toi Toi, Kredyty Chwilówki) i nagle zonk. Konkurent, którego Twój sukces najwidoczniej kole w oczy (lub po prostu nie lubi Cię) wnosi do Urzędu Patentowego wniosek o unieważnienie prawa ochronnego na Twoją markę. Wygra? To się okaże.
Uwierz, że ma duże szanse w swoim dążeniu. Korzysta on z prawa do degeneracji znaku towarowego, tj. o unieważnienie prawa ochronnego na ten znak (nazwę), argumentując, że stała się synonimem danej kategorii rynkowej. To przykład batalii między Pocztą Polską a Integerem (właścicielem znaku Paczkomat) o uznanie znaku towarowego Paczkomat za opisujący kategorię mobilnych skrzynek pocztowych, a tym samym za unieważnienie go.
Cóż, posiadanie marki (nazwy) generycznej na pewno jest splendorem dla jej właściciela. Stać się synonimem kategorii jak przysłowiowe Adidasy, Spotify, Google, Uber, MultiSport lub Traficar to wyjątkowa wartość wizerunkowa i finansowa dla firmy. Pozwala czerpać premię z bycia liderem rynkowym, nadawać ton, obserwować jak konkurencja naśladuje udając, że tego nie robi. Lecz kryje się tu pewien haczyk, obawa o skategoryzowanie wszystkich produktów, tych dobrych i tych złych, właśnie nazwą kategorii, tą Twoją nazwą. I w tym przypadku nie masz na to wpływu. Jeśli konsumentom spodoba się nazywanie trampek adidasami, nazywanie samochodów terenowych jeepami, kibelków na koncertach tojtojami to będą to robili. Początkowo właściciel cieszy się z takiego sukcesu. Radość będzie trwała długo jeśli wszyscy gracze rynkowi będą dbali o poziom i jakość kategorii rynkowej. Gorzej jeśli znajdzie się chciwiec idący na łatwiznę. Wtedy właśnie ta nazwa stanie się negatywnym synonimem: śmierdzące tojtoje, chińskie adidasy, psujące się dżipy. I wtedy mocno zaboli.
Dlatego należy ciągle uważać, aby z liderowaniem nie przedobrzyć. Jak tego dokonać? Pozwolić konkurentom rozwijać się… w kontrolowany sposób.
Polecam ten wpis „Degeneracja znaku towarowego. Jak zbytnia popularność zabija markę.”
Rzecznik patentowy Twoim przyjacielem na zawsze. To nie żart, to prawda. I nie obawiaj się. Rzecznicy patentowi to naprawdę przesympatyczni ludzie. Wykształceni, elokwentni. Część z nich to inżynierowie albo prawnicy albo humaniści. A na dodatek posiadają przebogatą wiedzę rynkową za sprawą zgłaszanych patentów na wzory użytkowe, znaki towarowe, wzory przemysłowe, wynalazki, a nie tylko układy scalone.
Podczas tworzenia nazwy ich pomoc jest nie do ocenienia. Wspomagają ten proces. Służą radą czy zarejestrować nazwę czy logo, czyli czy wnosić o objęcie ochroną patentową słowny znak czy bezpieczniej będzie starać się o ochronę logo.
Podpowiedzą, w których klasach towarowych (klasa nicejska) zarejestrować znak towarowy. I co ważne ocenią szanse uzyskania ochrony prawnej przeglądając w bazach patentowych zgłoszenia podobnych nazw, znaków towarowych.
Nie potraktuj jak wyrok informacji od rzecznika patentowego, że taka sama nazwa posiada prawo ochronne w tej samej klasie nicejskiej, lecz na obszarze Meksyku. Raczej zbagatelizujecie tego “konkurenta”. Gorzej gdy prawo ochronne dotyczy bliskiego kraju np. Niemiec, Francji, Czech. Tu właśnie przydaje się pomoc rzecznika patentowego, jaką strategię ustalić, na który wariant działania zdecydować się: czy rejestrować nazwę czy logo, czy zmienić nazwę, bo w danej chwili naruszasz prawo ochronne kogoś (np. z Czech), kto ubiegł Cię z taką samą nazwą jak Twoja.
Dlatego w procesie namingu konieczne jest sprawdzanie propozycji nazewniczych w bazach Urzędu Patentowego. Najlepiej zabrać się za największą bazę WIPO Światowej Organizacji Własności Intelektualnej (w Genewie) zawierającej bazy prawie z całego świata, pod tym linkiem.
Wpisz w googlach hasło zasady udanej nazwy. Wyświetlą się linki do wpisów blogowych, wpisów w magazynach o tym jak stworzyć nazwę. Trafisz na powtarzający się schemat mniej więcej w takiej tonacji: nazwa powinna być unikalna, prosta, ponadczasowa, zdolna do rejestracji, ble, ble, ble. Nie neguję tych zasad. Są istotne z punktu dalszego zarządzania marką. Wypada jednak dodać więcej uroku marce myśląc o tym, że i słowem można zawalczyć o zainteresowanie odbiorcy.
Przykuć jego uwagę fonetyką, obrazem, to po pierwsze. Zachęcić do zastanowienia się, rozwikłania tajemnicy jaka kryje się za nazwą, to po drugie. Albo wywołać uśmiech na twarzy lub wzruszenie. Posiłkuję się tu 9-cioma zasadami chwytliwej, kozackiej nazwy, takiej która dostarczy marce impuls do skoku wzwyż.
Bo jak zauważysz, w tym twórczym procesie więcej jest pracy związanej z nie-twórczą sferą. Trochę nudną, lecz szalenie ważną, aby wydobyć na światło dziennie, unikalny i bezkolizyjny „twór” słowny zwany nazwą.
Nazwa skojarzeniowa jest jednym z trzech najczęściej pojawiających się rodzajów nazw, obok nazw opisowych i abstrakcyjnych. Gdziekolwiek rozejrzysz się, ujrzysz wiele dobrych, przyciągających uwagę nazw marek. Właśnie te marki z chwytliwą, kozacką nazwą mają przewagę na starcie, ponieważ klienci łatwo je zapamiętują i przypominają sobie w momencie zakupu. Jak powstają takie dobre nazwy? Zapraszam za kulisy.
Nocny marek czy poranny ptaszek. Jakim typem człowieka określiłbyś się używając to uproszczone kryterium osobowościowe? Jak sądzisz, czy wśród osób zajmujących się dziennikarstwem i szeroko pojętym obszarem wydawniczym większość stanowią nocne marki, przysłowiowe sowy?
W powszechnej świadomości funkcjonuje wizerunek dziennikarza spędzającego dzień w redakcji, „piszącego” teksty nocami, byle zdążyć przed terminem. Wspomnieć jeszcze wypada o ukutym stereotypie dziennikarz dokańczającego „rękopis”, kolejne dzieło życia, do białego rana. Typowe sowy, nie ma co ukrywać.
Symbolika sowy jest bezpieczna w budowaniu nazwy, konceptu marki, komunikacji marketingowej. To silnie zakorzeniony wielokulturowy stereotyp stróża nocnego i przeciwieństwo śpiocha. To również symbol wiedzy, który dostarcza gotową rozpoznawalną ideę pod koncept marki. Sowa doskonale sprawdza się w obszarze dzielenia się wiedzą (wydawnictwa, edukacja) oraz rynku ochrony mienia.
Można pomstować na proste, schematyczne wykorzystywanie uczonej sowy, szczególnie w postaci graficznej (klasyczny obraz sowy w okularach, nieprawdaż?) Lecz po co tracić czas. Milej jest doceniać kreatywne rozwiązania z jej udziałem. A takim jest koncepcja marki Prowly. Podoba mi się ta nazwa skojarzeniowa. Mimo, że nad nią nie pracowałem, przeanalizowałem i skonsultowałem okoliczności jej powstania z Joanną Drabent, współzałożycielką i CEO.
Po pierwsze produkt. Pod tą marką kryje się usługa dostępu do platformy wirtualnego biura prasowego, biura prasowego nowej generacji, które ułatwia życie PR-owcom, w szczególności kontakty z dziennikarzami.
Po drugie silna symbolika i skojarzenia branżowe, sprytnie przemycone. Nazwa Prowly to zlepek słów ‘public relations’ (PR) oraz ‘owl’ (ang. sowa). Dodatkowo, słowo ‘prowl’ w języku angielskim oznacza ‘skradać się, grasować, polować’.
I po trzecia konsekwentna komunikacja marki wykorzystująca brand hero, którym oczywiście jest postać sowy i jej wariacje np. firmowa akcja promocyjna TakSówka.
Prowly jest polskim startupem coraz śmielej rozpychającym się po zagranicznych rynkach, a nazwa jest naprawdę, naprawdę udaną koncepcją wywodzącą się z gatunku nazw skojarzeniowych. Ten typ tak ma. Nazwa skojarzeniowa zwana także nazwą sugestywną jest łatwa do wykreowania, gdyż zawiera w sobie słowo lub fragment słowa wskazujący na jakiś charakterystyczny element marki. Jej zaletą są niczym nieograniczone obszary w poszukiwaniu odpowiednich słów, zwrotów, formalnych i nieformalnych. Tyle i aż tyle.
Wykorzystując cząstki wyrazowe w tworzeniu nazwy skojarzeniowej można odnosić się więc do cech racjonalnych, do branży, do jednej lub kilku cech użytkowych, do wyglądu, smaku, rozmiaru, zapachu. Można również odnosić się do emocji, do głównej (głównych) wartości marki, do doświadczeń z jej użytkowania albo do grupy docelowej, wieku, płci, zachowań, upodobań, itd.
Spójrz i oceń jakie wrażenia, emocje, skojarzenia wywołują u Ciebie poniższe nazwy skojarzeniowe AirHelp, BlaBlaCar, Blinkee, Bracia Sadownicy, Efekta, Evenea, Fotojoker, Intercity, Interia, Jan Niezbędny, Marwit, Migam, Monitori, Mr Vintage, Orlen, Plush, Pyszne.pl, Runmageddon, SkyCash, Sotrender, Tom Gruz, Traficar, Venezia, Verva, Wikipedia, Yanosik i wiele, wiele innych.
W kreowaniu nazw opisowej nie ma ograniczeń. Masz przed sobą niczym nieograniczony potencjał do budowania właściwych asocjacji znaczeniowych. Jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia i… kwestie prawne. O tym aspekcie zarządzania marką również, koniecznie należy pamiętać (Pamiętaj, aby Twój jakikolwiek pomysł werbalizacji marki wypada sprawdzić w urzędzie patentowym pod kątem kolizyjności z innymi znakami towarowymi!)
Zapytałem Joannę Drabent współzałożycielkę Prowly.com o historię tworzenia tej nazwy. Okazało się, że w założeniach, nazwa miała wyraźnie kojarzyć się z public relations, czyli branżą docelową klientów. „Szukaliśmy też symbolu, który odda to, czym tak naprawdę miała być nasza aplikacja: źródłem wiedzy i edukacji na temat codziennych aktywności użytkowników. Z tymi cechami bardzo często jest właśnie kojarzona sowa.”
Skoro jest wybrany symbol można „lepić” słowa. Jest tu słowo sowa, angielskie „owl” i łacińskie „noctua”. Zadaniem jest stworzenie nazwy uniwersalnej językowo, czyli anglojęzycznej. Drugi warunek: usługa dedykowana jest branży „public relations”. Łącząc je wzajemnie powstało „Prowl”. Ciekawe, prawda? Na dodatek „prowl” znaczy „skradać się, grasować, polować”, zwiększa więc dynamikę nazwy. Sowy są doskonałymi myśliwymi, choć wcale na takie nie wyglądają.
Skoro mowa jest o polskim startupie z globalnymi aspiracjami, przydałby się tu przyrostek „startupowy”. Prowly startowało w 2013 r. W tamtym czasie największą popularnością cieszyły się przyrostki typu „-io”, „-ity”, „-ito”, „-ify”, a także „-ly” choćby użyte przez m.in. Musically, Taxly, Cleverly, Positionly, Visually. Ciekawy przyrostek dodaje nazwie kolejną warstwę znaczeniową i kończy ją w mile brzmiący dla ucha sposób. Razem mamy: „Prowly”, czyli start-upową, mądrą sówkę dla PR-owców.
„Sówka ma swoich fanów zarówno pośród klientów, jak i osób obserwujących nasze działania. Zdarza się, że osoby, które mają z nami kontakt po raz pierwszy, chwalą nas za trafne połączenie tych dwóch słów, a o nas samych mówią „sówki” i bardzo nam się to podoba” wyjaśnia Joanna Drabent. Zwraca uwagę jeszcze jeden szczegół charakteryzujący tę skojarzeniową nazwę. Stworzenie dobrej nazwy to pierwsza część sukcesu. Pozostaje drugie zadanie: kreatywne pomysły na wykorzystanie symboli ujętych w nazwie.
Prowly.com w momencie premiery wykorzystywało sówkę w komunikacji jako element graficzny i copywriterski: ilustracje wykorzystywały logotyp Prowly z sową, w akcjach promocyjnych pojawiało się słowo „sówka” jak np. w akcji TakSówka. W połączeniu z wieloznaczeniową nazwą ułatwiło to marce poruszanie się na rynku, budowanie świadomości, kreowanie pozytywnych skojarzeń. Dzięki temu sówka szybko zdobyła sympatię branży.
Pozytywna reakcja rynku daje wyraźny sygnał, że nazwa skojarzeniowa spełniła swoje zadanie. Dzięki połączeniu sprytnej nazwy, klarownego logo i innych elementów wizualnych, nazwa Prowly została zauważona i zaakceptowana. Zawarty mix komunikacyjny – zawadiacki język wespół z poważną sową – z pewnością ułatwia marce poruszanie się na rynku, budowanie świadomości, kreowanie pozytywnych wartości. To niewątpliwy sukces biznesowy, o którym marzy wiele polskich start-upów.
Pochwalę się. W numerze 6 (2018) miesięcznika Marketing w Praktyce ukazał się mój pierwszy artykuł z cyklu Namingowe ścieżki. To moja autorska rubryka. Co miesiąc opisuję jeden typ nazwy wraz z przykładami polskich marek. W tym właśnie numerze na stronie 28 pojawił się artykuł „Prowly. Sówki rządzą!” Tekst, który tu na blogu przeczytałeś/przeczytałaś jest materiałem bazowym, który po redakcyjnej korekcie pojawił się w czerwcowym wydaniu MwP. Po oryginał zatem sięgnij do materiału drukowanego, lub poproś redakcję Marketingu w Praktyce.
Czwarta część Alfabetu namingowca. Prezentuję w nim pojęcia: Jaka jest cena za nazwę, nazwa skojarzeniowa, litera Q w nazwie, v jak vocabulary.
Półmetek mamy za sobą. Zostały jeszcze do opublikowania część piąta i szósta. Bo najlepsze kąski zostają na końcu.
Ile kosztuje nazwa? Jaka jest cena za nazwę? Ile kosztuje Państwa usługa? Tego typu pytania pojawiają się podczas każdej rozmowy z potencjalnym klientem, w kontakcie mailowym, na fanpage fejsbukowym. W wyszukiwaniach Google fraza „naming cennik” pojawia średnio w miesiącu 40 razy. To niska wartość, którą wytłumaczyć można wąską, niszową usługą. Jednak jak się okazuje, w kontakcie bezpośrednim pytanie to stawiane jest w pierwszym szeregu.
Nie dziwię się. Wszak trudno znaleźć oficjalny cennik za nazwę na stronach agencji namingowych i agencji brandingowych. Wszak wynagrodzenie za nazwę zależy od kilku istotnych czynników wpływających na wycenę. Przede wszystkim na cenę za nazwę wpływa odpowiedzialność tj. rozmach działania. Nie tylko w grę wchodzi skala lokalna, krajowa lub międzynarodowa, także rodzaj rynku: tradycyjny, e-commerce, łączący oba światy.
Dla mikrofirmy cena powinna być dopasowana do możliwości finansowych właściciela. Często kwota 1 tysiąca złotych staje się dla nich barierą. Duża firma z taniej usługi namingowej nie skorzysta z obawy o nieadekwatny poziom jakości do wymagań. Kilka tysięcy, kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych jest wiarygodnym poziomem stawki za usługę namingową.
Na wycenę wpływa także konkurencja w branży. Na głowie trzeba stanąć, aby stworzyć kozacką nazwę w konkurencyjnej kategorii słodyczy i słonych przekąsek (klasa towarowa 30). Zdecydowanie łatwiejszym zadaniem jest nowa nazwa dla firmy z branży optycznej.
Jeszcze jeden element istotnie decyduje o końcowym wynagrodzeniu. Jest nim wymagane posiadanie wolnej domeny. Czy tylko .pl czy również .com? Ta ostatnia należy do kategorii mission impossible. Wydaje się, że dla słów rodzajowych, miksów słownych jest prawie nie do osiągnięcia, jednak w rzeczywistości można stworzyć fajną nazwą z wolną domeną .com.
Spośród tzw. wielkiej trójki nazewniczej: nazwa opisowa, abstrakcyjna i nazwa skojarzeniowa, ta ostatnia cieszy się największą popularnością w namingu. Ten typ tak ma: jest łatwa do wykreowania, gdyż zawiera w sobie słowo lub fragment słowa wskazującą na jakiś charakterystyczny element marki. Tyle i aż tyle. Dzięki wykorzystywaniu cząstek wyrazowych można odnosić się więc do cech racjonalnych, do branży, do jednej lub kilku cech użytkowych, do wyglądu, smaku, rozmiaru, zapachu. Można także odnosić się do emocji, do głównej (głównych) wartości marki, do doświadczeń z jej użytkowania albo do grupy docelowej, wieku, płci, zachowań, upodobań, itd.
Nazwa skojarzeniowa dostarcza naprawdę szerokie spektrum kreacji. Od czerpiących z branżowych skojarzeń (np. SkyCash, Brainly, Jooble, Marwit, Intercity, Traficar, Shoplo, Interia, Evenea ), po odnoszących się do symboliki (np. Orlen, Atlas, Verva, Yanosik, Plush, Łaciate, GoClever, Jan Niezbędny, Venezia, Fotojoker) lub do funkcji użytkowych (np. Migam, Pyszne.pl, FreshMail, Monitori, Sotrender).
Jak widać z powyższych przykładów nazwa skojarzeniowa zwana także nazwą sugestywną dostarcza spory potencjał do budowania właściwych asocjacji znaczeniowych, a jednocześnie, co jest jej sporym atutem, ogranicza stopień kolizyjność z innymi znakami towarowymi.
W naszym rodzimym alfabecie litera ‘q’ nie istnieje. Zamiast ‘q’ używamy ‘kw’. Kwaczemy tak samo jak anglicy, jednak pisownia jest zgoła inna. Co nie oznacza, że tę literę nie można zaprzęgnąć do służby w namingu na polskiej ziemi. Sztywne zasady rodzimej ortografii są bezbronne w zderzeniu z namingową kreatywnością poszukującą różnorodnych sposobów na wyjątkową nazwę. Faktem jest, że litera ‘q’ w polskojęzycznej nazwie podciąga ją na wyższy poziom. Pod warunkiem zachowania jej naturalności zamiast usilnego tworzenia czegoś. Stąd pomysły na nazwy typu Woqulski, Zaquad, Qla, Squla, Biq Data, BiqSens, Quantor, Piqniq. I tak oto polskojęzyczny twór słowny nabiera międzynarodowego charakteru, wychodzi poza przaśność rodzimego języka, nierzadko pozwala sięgnąć po wolną domeną .pl, a nawet .com. Przykłady, które tu wymieniłem zachowują, swoją źródłową fonetykę, nie tracą sensu i przesłania. W zamian zyskują wyjątkowość, unikalność oraz atrakcyjność wizualną.
Przy tej strategii tworzenia nazwy należy obowiązkowo pamiętać o przeprowadzeniu oceny zdolności rejestrowej w urzędzie patentowym. Gdyż, o ile zapis słowny dostarcza finezyjności i w określonym stopniu zdolności odróżniającej, o tyle fonetyka może być tożsama z istniejącymi słownymi znakami towarowymi. I w tym wypadku, można niestety uzyskać odmowę uzyskania ochrony patentowej.
Znajomość języka angielskiego w namingu to podstawa. Owszem warto szczycić się znajomością języka francuskiego, niemieckiego, włoskiego, hiszpańskiego. Nie wspominając o łacinie. Warto więc znać znaczenie powszechnie krążących po świecie słów typu: bella, mondo, luna, amore, petite, alma, sempre, vero, casa. Dlatego mocno przydaje się znajomość angielskich homoninów, homografów i homofonów. Słów uniwersalnych w naszym kręgu kulturowym. Taką bazę słów udostępniłem we wpisie Fałszywi przyjaciele potrafią być bardzo pomocni w… namingu!
Zdziwisz się pewnie, gdy powiem że dobre, silne nazwy zawierają proste słowa, w żadnym wypadku wyrafinowane, ani rzadko spotykane. Kłania się tu zasada 50/50. Tworząc nazwę dla marki międzynarodowej załóż, że połowę jej odbiorców będą stanowiły osoby o biegłej, doskonałej znajomości języka angielskiego. Drugą połowę stanowić będą znający ten język w sposób umiarkowany lub słaby.
Zapomnij więc o stosowaniu angielskich głosek, sylab typu th, thr, wh, phr, które literalnie wydłużają nazwę, utrudniają wymowę i pisownię dla wspomnianej drugiej grupy. Nie waż się używać sylab z potrójnymi samogłoskami (np. beauty). Naprawdę chcesz, aby klienci marki mieli kłopot z jej napisaniem? Stosuj proste, czytelne sylaby, aby całościowo nazwa była łatwa do przeczytania, napisania, powtórzenia.
Rzuć okiem na listę firm softwarowych G2.com. Czy widzisz jak proste i czytelne są tam nazwy?
„Słowa towarzyszą nam od dzieciństwa. Nadajemy nazwy wszystkiemu co nas otacza; opowiadamy o tym, co dla nas ważne. Gdy korzystamy z wyszukiwarki internetowej, wpisujemy w jej okno pożądane frazy. I choćby wyznawcy kultury obrazkowej nie wiadomo, jak zaklinali rzeczywistość, to słowa mają moc. Zmieniają świat, wpływają na czytelników i klientów.”
Joanna Wrycza-Bekier „Magia słów”, Wyd. One Press
Ostatni w tym roku kalendarzowym wpis na blogu. Trzecia część Alfabetu Namingowca z pojęciami na litery B, G, I, P, U. Zwróć uwagą na pojęcie palindrom. Zaskoczysz się? Mam nadzieję.
Ktoś widział, ktoś słyszał, ktoś brał udział w badaniach nad koncepcjami nazewniczymi? Jeśli o mnie chodzi? TAK. I chętnie opowiem, jak ten proces wygląda.
Mając kilka koncepcji nazwy pojawia się dylemat, którą wybrać. To pytanie pojawia się najczęściej. Dojrzałe organizacje mają przed sobą jeszcze dodatkowy dylemat. Nazwę wybiera zespół kierując się swoim gustem, czyli własnym „widzi mi się”. A nazwa nie musi podobać się właścicielowi. Musi podobać się (musi zwrócić na siebie uwagę) jej docelowym odbiorcom!
Można szacować zachowanie rynku. A jeśli domysły będą fałszywe? Z pomocą nadciągają badania: ankietowe, terenowe, fokusowe, grupowe, indywidualne, telefoniczne, webowe itd. Techniki dowolne. Ważne aby dostarczyły pożytecznych informacji na temat skojarzeń treściowych i emocjonalnych, spontanicznych konotacji znaczeniowych i ukrytych znaczeń, łatwości rozpoznania i zapamiętania, łatwości wymówienia, czy również dopasowania nazwy marki do jej kategorii produktowej.
Patrząc na realia naszych rodzimych firm trafnie przypuszczam, iż na proces badawczy z reguły brak jest odpowiedniego budżetu. W takim wypadku proponuję przeprowadzić tzw. test korytarzowy. Wypytać się pracowników, rodziny, znajomych, zaufanych kontrahentów i klientów. Może i próba badawcza jest mniej liczna, w zamian dostarczy szczerej i głębszej refleksji. Lepsza taka wiedza, aniżeli tylko i wyłącznie własny osąd.
Uwielbiam nazwy będące grą słów, chwytliwym wyrażeniem, określeń z humorem, z jajem, z odważnym slangiem, ironią, wezwaniem do akcji. Proste i zawoalowane. Z podtekstem, z ukrytym przesłaniem, dwuznaczne. Nietuzinkowe. Z rozpoznawalną, z wyrafinowaną symboliką.
Takie na dłużej zostają w pamięci. Są milsze odbiorze. Wzbudzają sympatie. Po prostu, chętniej rozmawia się o nich.
Podoba albo nie podoba mi się. To kwestia gustu. Zgodzicie się , że poniższe przykłady stanowią ciekawą grę słów: Jasne że pełne [piwo], Local Heroes [moda], Czuły barbarzyńca [księgarnia], Za hajs matki baluj, Red is bad [moda], Nice to fit you [catering], By Insomnia [moda], Leniwa Baba [bar], Pompuj Bicki [suplementy], Krowarzywa Vegan Burger, Traficar [najem samochodów], Pobite Gary [bar], Crazy Nauka [blog], Źródełko [sklep monopolowy], Pociąg do…[kawiarnia], Szlachetna Paczka.
W ich przypadku odpowiedź na pytanie o wolną domenę .pl a nawet .com była raczej oczywista;)
Przecież to najprzyjemniejsza część pracy namingowca! Szperanie po źródłach w poszukiwaniu wiedzy, przykładów rynkowych, benchmarków. Eksploracja danej branży, kategorii rynkowej. Ocena konkurencji – nazewnictwa, komunikacji słownej. I wyciąganie z analizy najciekawszych spostrzeżeń, pojęć, fraz i nazw.
Dla przykładu, w poszukiwaniu nazwy marki modowej wypada dokonać przeglądu marek modowych. Gdzie? Choćby na stronach modowych platform sprzedażowych np. Showroom.pl, Mustache.pl, Domodi.pl, Net-A-Porter.com, AOS, Revolve Clothing albo wyjść albo wyjść szerzej i dotknąć platform uniwersalnych Alibaba.com, Amazon.com, platform off-owych Etsy.com, Outnet.com. Tam, filtrując po kategoriach widać jak na dłoni świat nazw marek tych dużych, tych małych i tych niszowych.
To nie koniec inspirowania się. W poszukiwaniu symboliki przydatne są: słownik wyrazów obcych, słownik symboli, słownik łaciński. Wypada zapoznać się z nazwami “ciał niebieskich” w układzie słonecznym, z nazwiskami uczonych, noblistów, wynalazców. Mitologia grecka, rzymska, egipska, babilońska, wierzenia ludów słowiańskich, germańskich… oczywiście że są przydatne. Nazwy imion angielskich, francuskich, włoskich, arabskich są ciekawą inspiracją. A co z homografami i homofonami tj. słowami angielskimi które są jak polskie? (tutaj jest ich lista link) Warto je znać. Przydają się często.
A jeśli nadal czujesz się w przysłowiowej kropce, polecam pozycję “Firmy” autorstwa Piotra Puldzian Płucienniczaka (tutaj ją znajdziesz). Potraktuj ją zarówno jako ubaw po pachy i jednocześnie jako ciekawą pozycję do poznawania inspirujących wyrażeń.
Wracając jeszcze do marek modowych. Polecam kilka historii powstawania nazw marek modowych: „Nazwa dla marki modowej. Inspiracje w cieniu gwiazd.”
Dzień dobry jestem Pan Palindrom, wyraz pisany identycznie, wprost i na wspak. Nie wierzysz w moje istnienie? Przekonaj się tymi przykładami: Sonos, Civic, Kayak, Omo, Elle, M&M, Abba, Level.
Wyrażenie greckie ‘palindrome’ oznacza nie mniej nie więcej jak ‘biec z powrotem’. Ta wciągająca gra słów może być dla danej marki ciekawym wyzwaniem. Kto nie chciałby posiadać pewnej dozy tajemnicy, zagadki, której rozwikłanie jest nagrodą dla uważnego fana marki? Niewielu ta sztuka udaje się, bo i też nie jest łatwo stworzyć ciekawy palindrom, neologizm, który nie będzie przekombinowany. Powyższe przykłady są udanymi rozwiązaniami. Można owszem wybrać rozwiązanie „zaawansowane”. Takiego czynu dokonano dla gamepada SIXAXIS w konsoli PlayStation 3. Niby słowny-dziwoląg. Co w zamian komunikuje? Logiczne określenie funkcji sześciu osi, punktów styku w tym urządzeniu. Taka właśnie jest nazwa palindrom.
Kwestie kontaktu z Urzędem Patentowym można rozpatrywać na dwa sposoby. Jako proces rejestracji określonej nazwy w formie słownego znaku towarowego lub słowno-graficznego znaku towarowego. Lub jako przeszukiwanie bazy w celu weryfikacji nazwy pod kątem ewentualnej kolizji z istniejącymi znakami towarowymi. To drugie określa się oceną zdolności rejestrowej. Lecz na etapie kreowania nazw jest obowiązkowym działaniem eliminacji koncepcji nazewniczych mogących wpływać na ewentualny konflikt. Wypada znać miejsca, w których takie działania można przeprowadzić, czyli:
„..Najważniejsze w pracy z marką jest zrozumienie tego, jaki sens stoi za nazwą. Co ona naprawdę oznacza. Imię to istota. To bardzo głęboka i starożytna myśl, sięgająca zarania ludzkości. Imię oznacza, że coś istnieje. Nie istnieje nic, co nie ma swojego imienia.”
Grzegorz Kosson „Brand Impulse” Wyd. Słowa i Myśli, 2017.
Zapraszam do drugiej części Alfabetu Namingowca. Tym razem dotykam pojęć na literę D, E, K, N, O.
„I cały ten proces namingowy jest tak naprawdę determinowany warunkiem wolnej domeny .pl”. W ten sposób podsumował proces twórczy właściciel firmy, z którym tworzyliśmy renaming flagowego produktu. Nie skłamał. Przytaknąłem, przyznając mu rację.
Ponad dwa lata temu opublikowałem w artykule „D jak domena” listę ciekawych domen funkcjonalnych (generycznych – gTLD). W tamtym czasie funkcjonowało ich 215. W międzyczasie doszły nowe jak .cloud, .moto, .salon, jetzt, .coach, moto, .vodka, .team, .tatar, .how, .mom, .pet, .promo. Łącznie jest ich ponad 315. Znak czasu? Z całą pewnością. A także nowe możliwości dla marek nie mających szans na wolną domenę .com lub domenę regionalną.
Brak wolnej domeny .pl nie może jednak przekreślać finalnego wyboru nazwy! „Domenowe” ograniczenie należy przekuć w nowe możliwości. W dobrej sytuacji są orzeczenia wyrażające czynność np. wspieram.to, lubimyczytac.pl, szyjemysukienki.pl, biegamy.pl lub forma deklaracji np. pogromcybrudu.pl, wyszorujemy.pl, pomagamy.pl.
W najlepszej sytuacji są nazwy sztuczne (abstrakcyjne, neologizmy). Proste dwusylabowe formy nazewnicze mają nikłe szanse na wolną domenę .com (nawet takie dziwactwa jak xyxo.com, yolo.com, kvak.com są zarezerwowane lub wystawione na sprzedaż). Dlatego warto poszukiwać dłuższych 3-4 sylabowców albo spolszczeń angielskich wyrażeń i viceversa (K zamiast C, Y zamiast J, jedno M zamiast MM, V zamiast W, Q na KW).
Hestia, Gaja, Vesta, Helios, Apollo, Atena, Hebe, Ikar, Diesel, Pandora, Tesla, Nike, Gillette, Sobieski, Pan Tadeusz, Kopernik, Gino Rossi – oto nazwy marek, oto metafory postaci historycznych i współczesnych. Znamy je. Niektóre z nich tak mocno zakorzeniły się w naszym życiu, że nie wnikamy w pochodzenie. A szkoda, bo za wieloma z nich, z reguły, kryje się wciągająca historia.
Eponim, z greki ‘epṓnymos’, oznacza osobę (z reguły boga lub herosa, zazwyczaj postać historyczną), od której imienia nazywano coś np. miasto, święto. Mówimy więc tu o „dawcy imienia, dawcy nazwy” i niekoniecznie wykorzystującego postać mitologiczną.
Eponim związany może być z osobą wynalazcy (Gillette, Tesla), konstruktora (Diesel, Kałasznikow, Ferrari, Patek), odkrywcy (Marco Polo, Newton), a nawet bohatera literackiego (Watson, Pan Tadeusz). Może w całości odnosić się do osoby lub jedynie nawiązywać do jej symboliki (Galileo, Pascal, Adidas, Kelwin, Achilla, Volta, itp.)
Tak na marginesie, czy Yeti jest zatem eponimem?
>>> Więcej na nazwach eponimicznych dowiesz się z artykułu „Nazwa od nazwiska” [kliknij]
A co to? A po co? A czemu to służy? Nie znasz klasy nicejskiej, pod którą podlega Twój biznes? Lepiej więc sprawdź, czy w jej obszarze funkcjonuje znak towarowy o tej samej lub podobnej nazwie. A jeśli okaże się, że Twoja nazwa firmy jest kolizyjna z już zarejestrowaną przez inny podmiot (tj. posiadającą ochronę patentową)? Czy masz awaryjny plan działania?
Klasa nicejska wchodzi w kanon pracy rzecznika patentowego. Jej znajomość, także ochrona prawna marki, dostarcza oręż w walce konkurencyjnej i gwarancję bezpiecznego prowadzenia biznesu. Rzecz jasna posługiwanie się klasami nicejskimi jest podstawowym działaniem namingowca. Przykładowo tworząc nazwy dla produktu softwarowego przeszukuje się bazy urzędu patentowego (UP RP, EUIPO, WIPO) w klasach 9, 35, 42, dla nazwa firmy budowlanej – 6, 19, 37, 42, a nazwa dla napojów typu energy drink – 32 i tak dalej.
>>> Warto poznać szerzej zagadnienia z obszarów prawnej ochrony marki „Rejestracja nazwy firmy w urzędzie patentowym. Czy warto wydać tego tysiaka?” [kliknij]
>>> Kilkanaście przykładów niecodziennych zgłoszeń rejestrowych „Rzecznik patentowy płakał jak rejestrował.” [kliknij]
Biznes wierzy w realia, nie w magię! Pomimo tego niezaprzeczalnego faktu, gros ludzi liczy na łut szczęścia w swoich decyzjach. To dlatego dobrze mają się niekonwencjonalne działania: gry losowe, horoskopy, talizmany, przepowiednie. Również i numerologia znajduje swoich zwolenników w sferze biznesowej.
Zaskoczony? “Tajemne siły” w służbie namingowca? Nie jest niczym obcym wykorzystywanie zasad w numerologii w tworzeniu nazw. Również i tak działa właśnie agencja namingowa. Z własnego doświadczenia przyznam się, że większość przedsiębiorców nie interesuje się numerologią. Są jednak i takie osoby, dla których priorytetem jest posiadanie korzystnej wibracji liczb w nazwie oraz dacie rozpoczęcia działalności.
A najbardziej pożądane nazwy to takie, których wibracja liczb wynosi 1, 3, 4, 8. Najmniej korzystna jest dziewiątka.
W numerologii każda litera posiada swój cyfrowy odpowiednik, na przykład jedynkę posiadają litery A, J, S, a ósemkę litery: H, Q, Z. Zsumowanie wszystkich liter w nazwie do jednej cyfry określa jej wibrację. Najważniejsze jest określenie czy wibracje są harmonijne i dobrane do profilu działalności firmy.
Wibracja cyfry 1 jest odpowiednia dla firm innowacyjnych, związanych z nowymi technologiami, tworzących niestandardowe i nowatorskie produkty. Odnosi się do przywództwa, autorytetu, indywidualności, inności, przedsiębiorczości.
Wibracja cyfry 3 sprzyja firmom z obszaru rozrywki, twórczości, sztuki, komunikacji.
Najbardziej pożądana jest cyfra 8, dlatego że oznacza bogactwo, prestiż, sukces, dobrobyt, dostatek. Wiąże się jednak również z aferami i oszustwami.
Bez względu na to, czy wierzysz-nie wierzysz w numerologię pamiętaj, że miarą sukcesu firmy jest zaangażowanie i umiejętności osób pracujących dla jej dobra.
Od tej formy nazywania czegoś zaczyna się… pomysł na biznes wędrujący od dawna po głowie, kreatywna burza mózgów w zespole, mapa myśl i skojarzeń wylewana na flipchart lub notowanych na kartce papieru. Ich materializacja wypływa w pierwszej kolejności z warstwy słów pospolitych, rodzajowych, tych słownikowych, opisujących tenże pomysł. Tak właśnie powstają nazwy opisowe. Można, wręcz wypada je lubić ponieważ są konkretne. Dosłownie opisują (oznaczają) firmę, produkt usługę tj. ofertę, korzyści, wyróżnienie, obietnicę. Pozwalają nowej marce wyjść do ludzi i przedstawić się w sposób zrozumiały. Tak za darmo. W ten oto sposób: Biopiekarnia, Złote Wyprzedaże, konferencja „I love marketing”, Polski Bus, Skarby Natury, SzyjemySukienki.pl, Lody jak dawniej, Pyszne.pl, Szlachetna Paczka, TripAdvisor, WeTransfer, Bitcoin, Travel Planet.
Oprócz wielu zalet opisowa nazwa firmy posiada swoje ograniczenia. Kluczową wadą jest tzw. brak zdolności odróżniającej powodujący praktycznie niemożliwość uzyskania ochrony patentowej na nazwę (słowny znak towarowy). Nie można się temu dziwić. Urząd Patentowy nie może nadać ochrony prawnej – a tym samym zakazać w powszechnym użyciu –potocznych form słownych jak na przykład: Polski Bus, Dobry Kantor, Apteka Dyżurna, Pożyczkomat, Tania Książka, Świat Bielizny, Strefa Urody, Sympatia. Chodzi tu o ochronę interesu publicznego.
Nazwy opisowe doskonale spełniają rolę docierania do docelowego nabywcy. Nie wymagają znaczących nakładów na budowanie rozpoznawalności marki. Same komunikują swoją kluczową kompetencję. Jednakże obawa o niską ochronę prawną każe się mocno zastanowić nad ostatecznym kształtem takiej nazwy.
>>> Wszystko to co ciekawe o nazwach opisowych poznasz w artykule „Czy nazwa opisowa ma więcej zalet czy wad?” [kliknij]
Dwa lata temu stojąc na scenie konferencji Marketing Day omawiałem kilka wybranych haseł z alfabetu namingowca. Pokłosiem tego wydarzenia był wpis „D jak Domena” Tamto zdarzenie nazwijmy prapremierą. Jak nazwać więc dzisiejszy artykuł rozpoczynający kilkuodcinkowy cykl „Alfabet namingowca”. Premierą?
Nieważne.
Dobrze się stało, że za powyższy cykl nie zabrałem się od razu. Od tamtego wydarzenia, przez okres 32-tu miesięcy, zebrałem sporo wartościowego materiału, przykładów rynkowych, własnych kejsów i obserwacji. Wiem, że wiedza zawarta w tym cyklu będzie wartościowa dla osób mających przed sobą zadanie stworzenia nazwy. Każdej nazwy. Nowej usług, wydarzenia, a nawet nick-a artystycznego.
Zapraszam do zapoznania się z artykułem i…. dzielenia się swoimi spostrzeżeniami.
Czy nazwy abstrakcyjne (sztuczne, neologizmy) są skuteczne, czy warto w nie zainwestować?
Zaletą tego kierunku nazewniczego jest oryginalność, odróżnialność, szerokie pole do interpretacji takiej nazwy. Spójrzcie na przykłady: Trello, Etsy, Nozbe, Redro, Oshee. W swojej kategorii rynkowej dostarczają marce element oryginalności, wyróżnienia się, jakże niezbędne atuty w przyciąganiu uwagi docelowego odbiorcy.
Ten rodzaj nazwy niestety posiada kilka minusów. Główną wadą stanowią koszty… budowania świadomości, rozpoznawalności marki i jej nazwy nie posiadającej skojarzeń branżowych. Bo w nazwę abstrakcyjną należy sporo zainwestować, także swojego czasu!
Jeśli zatem jesteś osobą niecierpliwą nie romansuj z typem nazwy abstrakcyjnej. Nawet jeśli będzie szalenie podobała się i Tobie i rynkowi, czeka Cię praca z nadawaniem jej właściwych, pożądanych skojarzeń. Prawa rynkowe są nieubłagane, odbiorca widząc/słysząc neologizm pozbawiony skojarzeń branżowych musi się przyzwyczaić, nauczyć kojarzyć go z danym produktem/usługą.
Ciekawe informacje o nazwach abstrakcyjnych znajdziecie w artykule „Jaki rodzaj nazwy mam wybrać?”
Oczywiście, że warto poeksperymentować dodając cyfrę do nazwy. Należy pamiętać o jednej podstawowej zasadzie, aby pozbyć się trywialnego schematu używania zamienników słów, czyli 2 zamiast ‘to’ oraz 4 zastępującego ‘for’. I to obowiązkowo!
Decydując się na ten kierunek nazewniczy twórca nazwy powinien wprowadzić bardziej wyrafinowane metody wykorzystania cyfr 8, 3, 1. Wspominam o nich, ponieważ posiadają swoje fonetyczne/wizualnej zamienniki. Spójrzcie na poniższe przykłady: W1nn3r, Decor8, 100ry, Q8, FL8, CR8, 180heartbeats. Udane, kreatywne rozwiązanie problemu zdobycia nieszablonowej nazwy oraz trudno dostępnej domeny .com.
Ostatni przykład zdradza pożądany kierunek strategiczny w budowaniu nazwy z cyfrą – zawarcia w niej idei, tożsamości, ideologicznego podłoża ukazującego cel istnienia marki. Doskonałym przykładem jest startup 21andMe umożliwiający zbadanie kodu genetycznego DNA, w celu poznania cech (tym samym obciążeń) dziedzicznych. Nazwa pochodzi od 23 par chromosomów tworzących ludzki genom.
Dobra rada jest taka: nie należy trzymać się sztywno zasady szczegółowego opowiadania historii marki. Dokładne opisy jej powstania, daty, miejsca, uczestnicy, świadkowie i „jak to było z jej nazwą” wydłużają opis. Historia marki musi być zwięzła. I przede wszystkim musi być wciągającą.
Sztuka storytellingu opiera się na sprawdzonym schemacie budowania angażującej historii. Przysłowiowa walka dobra ze złem zawierająca przełomowy moment, w którym następuje przemiana u bohatera, wezwanie do działania (proces inicjacji) i rozpoczęcie nowej podróży życia, w samotności lub z pomocnikami są sprawdzonym schematem scenariuszy filmowych.
Struktura monomitu (autorem jest Joseph Campbell) zawiera kilka kluczowych punktów opowieści podróży bohatera. Odnaleźć je możemy się w przesłaniach, mitologiach, religiach świata i oczywiście kultowych opowieściach i filmach. Rzecz jasna finałem dobrej historii jest zwycięstwo, pokonanie przeciwnika i niezagrożone kontynuowanie swojej misji życiowej.
Nietrudno domyślić się, że najtrudniej odnaleźć pomysł na udaną historię marki. Warto nakierować inspiracje wokół czterech obszarów (zasada 4M):
Myth (historia rodzinna, dziedzictwo, kultywowanie tradycji),
Men (mowa o założycielach, udziałowcach, pracownikach, prekursorach, twórcach, a nawet postaciach będących ikonami współczesnego świata),
Materials (wykorzystanie istniejącego potencjału firmy, nowego pomysłu, innowacyjności, udoskonalenie starego patentu) oraz
Market (czyli nawiązanie do konkurencji, potrzeb konsumenta, możliwości rynkowych).
W historii marki niekoniecznie należy nawiązywać do jej nazwy. Owszem można, ba, wypada tak uczynić. Lecz warto wspomnieć marginalnie, przy okazji. Pozwól czytelnikowi samemu rozwikłać „zagadkę”. Bo w tym jest haczyk storytellingowego bio o marce: zachęcić czytelnika do dopowiedzenia sobie firmowej historii.
Zachęcam do przejrzenia wpisów: o budowaniu wędrówki bohatera „O tym jak zbudować angażującą historię” oraz „Jak napisać „O firmie”, aby użytkownik przeczytał tekst do końca”.
Od dawna obserwuję literę Y, która moim zdaniem jest niedoceniana. Rzadko trafiam na nazwy z finezyjnym wykorzystaniem litery Y. Czy to obawa o czytelność, o wpasowanie się w trend branżowy, o niezrozumienie przez grupę docelową? Przypuszczam, że ostatnie wyjaśnienie ma największy sens.
W naszym języku polskim wyrazy zawierające literę ‘j’ nie stanowią tak licznej grupy. A skoro ta głoska nie jest na tyle popularna, tym bardziej wypada przytulić ją do siebie. Mówiąc wprost, przy kreowaniu nazw warto zainwestować więcej czasu nowe słowa zawierające Y zamiast J.
Wzorcowym przykładem jest marka Kayak . Tak, punktem wyjścia stanowi nasze polskiej słowo ‘kajak’, lecz tutaj mowa o znaku towarowym Kayak. Osoby bardziej wnikliwe zauważą w tym słowie jeszcze jedną sztuczkę. Kayak jest palindromem (wyjaśnienie odnajdziesz w „P jak Palindrom”), wyrazem symetrycznym, pisanym wprost i na wspak.
Zamiana J na Y posiada jeszcze dodatkowy atut. Zwiększa szansę na uzyskanie wolnej domeny .pl, a nawet .com. Jest zatem o co walczyć, naprawdę jest.