Powiadają, że prawdziwy mężczyzna będzie w życiu spełniony, gdy wybuduje dom, spłodzi syna i zasadzi drzewo. Czuję się wyróżniony, że znowu płynę pod prąd. Z tych trzech „zadań” jednego nie wykonałem. Nie zasadziłem drzewa. Chociaż. Gdyby przyjrzeć się tak szczegółowo, moje trzecie dokonanie ma jednak coś wspólnego z obróbką drzewa, z celulozą. Papier? Książka!!! Właśnie tak. Książka nie byle jaka. To książka o namingu. I zaraz o niej napiszę. Lecz najpierw po kolei.
Marzenia się spełniają. Szczególnie, gdy osobiste cele się dopełniają. Tych marzeń jest kilka. Książka o namingu była jednym z nich. Była, bo właśnie się pojawiła.
Miałem marzenie, aby mieć własny blog. Spełniłem je publikując swój pierwszy artykuł 10 października 2013 roku. Skoro ciekawość jest pierwszym stopniem do bram piekła, to ten artykuł utorował mi drogę do Bramy Szczęścia (zajrzyj z ciekawości jak wygląda/ł mój pierwszy raz) jaką uznaję przejście na soloprzedsiębiorczość i na specjalizację w namingu.
Miałem marzenie, aby pisać artykuły do gazet. Dostałem szansę na prowadzenie rubryki Namingowe ścieżki w magazynie Marketing w Praktyce. Łącznie pojawiło się 11 artykułów mojego autorstwa w tym magazynie. Mój pierwszy artykuł dostępny jest w sieci (zobacz tutaj).
Miałem marzenie pojawiać się w podcastach. Szczęście uśmiechnęło mi się potrójnie. Odcinek o namingu w podcaście Mała Wielka Firma nosi numer 222. Dziękuję Marku za zaproszenie.
Miałem marzenie pisać książki. I dano mi szansę napisać kilka/wiele mądrych słów o tym jak wymyśleć nazwę w e-bookach: Domenownik (wyd. Domeny.tv), Poradnik namingowy (wyd. Domeny.pl), Przewodnik brandingowy (wyd. Instytut Brandingowy), który nawet ukazał się w wersji książkowej.
Po tych wszystkich „przygodach” wydawniczych pojawia się moja książka o namingu!
Na razie jest w postaci e-booka. Czy pojawi się w formie drukowanej? Nie pytaj, nie wiem (jeszcze). Trochę mi szkoda przykładać rękę do wycinki drzew, po to aby powstała z nich celuloza, z niej papier, na którym zostałaby wydrukowana moja pierwsza książka o namingu.
Mógłbym więc zasadzić drzewo… poczekać (poczekać, trooooochę poczekać)… ściąć i poświęcić je na papier. Przy okazji dostałbym się do grona tych prawdziwych facetów, którzy zbudowali dom, spłodzili syna i zasadzili drzewo (swoiste perpetuum mobile). Hm. Kusząca okazja. Lecz w tej chwili podziękuję.
Mam ogromną tremę przed publikacją tego małego nazwodziełka. Fajnie jest publikować swoją treść wiedząc, że jest się w gronie autorów zbiorczego wydawnictwa (jak np. w Domenowniku wydanym przez Domeny.tv, w Przewodniku Brandingowym). Jednak co innego, gdy w 100% odpowiadasz za jakość książki skupionej na jednym temacie.
Wąska specjalizacja jaką jest naming ma to do siebie, że również grupa odbiorców jest wąska, a i potrzeba sięgnięcia po taką pozycję jest incydentalna. Z reguły pojawia się wtedy, gdy jest problem z samodzielnym stworzeniem nazwy (wtedy pojawiam się właśnie Ja). Wierzę, że sprostałem zadaniu napisania poradnika o tym jak wymyśleć nazwę. Oddaję w Twoje ręce książkę o namingu „Naming – nazwijmy rzeczy po imieniu”. Niech Wszystkie Litery będą z Tobą (Natalia, dziękuję).
I tak i nie. Nie, i tak. Po pierwsze nie ma jedynej słusznej metody na wymyślenie nazwy. Tym bardziej kozackiej nazwy. Dróg dojścia do szczęśliwego finału jest multum. A i tak często, gęsto decyduje przypadek, czy właśnie w danym, nieoczekiwanym momencie pojawia się ta właściwa nazwa.
W tej książce przedstawiam moją sprawdzoną metodę realizacji projektu namingowego. Krok po kroku. Wszędzie tam, gdzie to możliwe wstawiam przykłady nazw z naszego krajowego podwórka, żeby zainspirować czytelnika, żeby nagrodzić twórców tych kreatywnych pomysłów, żeby podsunąć nową myśl w twórczym procesie nazewniczym.
Niezmiennie od lat powtarzam, że nawet, krótki projekt namingowy powinien przebiegać według pięcio-etapowego schematu:
Jak widać, już tu pojawia się pewne zaskoczenie. Nie kreacja. To nie kreacja stanowi główną oś pracy nad nazwą. Owszem jest ważna, lecz efektywność w czwartym etapie wynika z tego co zostanie przygotowane wcześniej. Dlatego w pierwszym rozdziale „Projekt namingowy – krok po kroku” omawiam każdy etap prac nad nazwą. Jeśli ten rozdział nie wyczerpie Twojej ciekawości, a na czytanie od deski do deski nie masz czasu, przejrzyj rozdział ósmy i dziewiąty. OK?
Warto wiedzieć jakie zalety i wady ma nazwa opisowa, skojarzeniowa, abstrakcyjna, eponimiczna, z cyfrą, numeryczna, akronim, geograficzna, ze znakami specjalnymi, aliteracja, oksymoron, palindrom. Ta wiedza przyda się, aby rozszerzać horyzont kreatywnych myśli. By rozwijać różne kreatywne tropy i wyciskać z nich tyle ile się da. Ta wiedza będzie pomocna także przy tworzeniu briefu namingowego, bez którego ni rusz (o nim również jest mowa m.in. w Dodatkach).
Nadzieja jest matką głupich. I dlatego, gdy już ostatni promyk nadziei na samodzielne wymyślenie nazwy zgasł, szuka się wszelkich form pomocy. Taką pomocą są treści związane z tym tematem. Wszelkie wpisy i tutoriale pojawiają się po wpisaniu tego typu fraz w Google: „jak wymyśleć nazwę”, „nazwa dla firmy”, „jak nazwać biznes”, „generator nazwy” i tym podobne.
Natomiast moja książka o namingu uczy, radzi i wskazuje jak sobie poradzić z wyzwaniem związanym z kreacją nazwy. Przyda się każdemu. Osobie, która znajduje się sytuacji nieradzenia sobie z namingiem, lub takiej osobie, która po prostu nie wie od czego zacząć. Przyda się copywriterom, marketerom, brand managerom, soloprzedsiębiorcom, osobom o twórczym usposobieniu, osobom ambitnym, jak również tym leniwym,
Domyślam się tego podchwytliwego pytania. Zapewne osoba zadające to pytanie podejrzewa mnie o celowe zwiększanie objętości książki tym jakże popularnym fontem?!?
Za dobór fontu i skład tej książki odpowiada Dominika Zakrzewska, której pięknie dziękuję za fantastyczną pracę i współpracę. Przy okazji, dziękuję ekipie Korekto (Maciej Dutko!) za cierpliwość. Za dokładność. Za wnikliwość.
Specjalne podziękowania dla ekipy Domeny.tv i jeszcze większe dla Marcina Pieleszka. Bez Was nie byłoby tej książki.
Font Montserrat jest „rozlazły”, owszem rozciąga tekst, lecz w zamian pozwala stworzyć przejrzystą, miłą dla oka, zgrabną publikację.
Jednocześnie w ten oto sposób można dowiedzieć się o ciekawym masywie górskim położonym na przedmieściach Barcelony o nazwie… Montserrat. Jego nazwa wywodzi się od hiszpańskich słów mont (góra) + serrat (poszarpany, postrzępiony). Taki właśnie jest ten masyw – postrzępiony, w malowniczy sposób wyglądający jak piła z zębami.
Źródło: Pixabay / Elioenai
Przecież inne książki są jeszcze dłuższe. Biblia e-biznesu 3.0 zawiera 856 stron. Przewodnik Brandingowy to 179 stron. Mniejszą objętość ma Domenownik z 94 stronami.
Ma rację Albert Einstein mówiąc, że „jeżeli nie potrafisz czegoś prosto wyjaśnić – to znaczy, że niewystarczająco to rozumiesz”. Tu musisz mi uwierzyć na słowo, napisać mniej, krócej, zwarto po prostu nie potrafiłem. A może to wina fontu Montserrat? Tak, to jego sprawka. On roztył książkę do takiego rozmiaru ;).
Mój „wydawca” rozpowiada, że Konrad Gurdak nie bierze jeńców. Rozdaje za darmo publikację, która w pełni zasługuje na wersję płatną! Obiecałem, że moja pierwsza książka o namingu będzie darmowa. Słowa dotrzymuję. Haczyku tu nie ma. Żadnego.
Jeśli zgadzasz się ze słowami mojego „wydawcy”. Jeśli chcesz „wynagrodzić” mnie za to darmowe nazwodziełko możesz postawić mi kawę lub jednorazową donację. Z góry dziękuję.
Przykro mi. Książkowej wersji nie ma.
Czy będzie? Nie wiem. Po prostu nie wiem.
W zamian polecam ciekawą książkę, w której 6-ty rozdział jest właśnie o nazewnictwie. To wspominany już wcześniej Przewodnik Brandingowy dostępny również w wersji drukowanej. Dziesięciu autorów, praktyków i specjalistów z branży kreatywnej przelało swoją wiedzę na temat każdego etapu tworzenia marki, od A do Z.
Drukowana wersja Przewodnika Brandingowego dostępna jest na tej stronie: kliknij.
Piotr Bucki w listopadowym newsletterze „4_na_4tek” w sekcji „Najdziwniejsza rzecz, której się w tym tygodniu dowiedziałem” napisał: Kursy online – nawet płatne – kończy tylko 2% osób, które je rozpoczynają. Nie dziwi mnie to. W końcu to jak z karnetem na siłownie – łatwiej się deklaruje i kupuje, niż w rzeczywistości korzysta.
Dziękuję Piotr za te słowa. Uratowałeś mnie, mój czas, który pewnie poszedł by na marne.
Wierzę w to stwierdzenie. Dlatego nie mam w planach stworzenia kursu o namingu.
Przyroda nie znosi próżni. Rynek usług również. Dlatego zamiast kursu o namingu prowadzę dedykowane szkolenia o namingu. Może być to szkolenie dla działu marketingu. Może to być moduł edukacyjny znajdujący się w programie szkoły, studium, kursu z obszaru brandingu. Takim jest Sztuka projektowania – strategia, kurs projektowania strategii. Jego organizatorem jest Bartek Kotowicz. Moja skromna osoba tym kursie prowadzi moduł o Namingu.
Zdjęcia: Marika Morawiec
W całej książce wymienionych jest lekko ponad 500 nazw („WOW! Szacun Panie Autorze”). Trzeba ją do końca przeczytać.
Z zasady unikam podawania nudnych do bólu przykładów nazw/marek z pierwszy stron gazet. Tesla, Starbucks, Google, McDonald’s, Virgin, Apple, Coca-Cola, Amazon, Lego, Revolut, Vinted pojawiają się w co drugiej, trzeciej publikacji o marketingu i biznesie.
Wyznaję zasadę, że podawanie za wzór marek o wieloletnim rodowodzie i ugruntowanej pozycji rynkowej bardziej doprowadza człowiek do stanu skrajnej depresji, aniżeli pomaga mu stanąć do twórczej, inspirującej pracy. Te marki działały w innych realiach biznesu, ich modele biznesowe były i są po stokroć kopiowane i udoskonalane. Większość tych marek (i firm) ma ponad 30/40 lat. Więc po co mam o nich pisać?
Inspiracji szukajmy tam dokąd autorzy wziętych książek biznesowych niechętnie docierają. Do obszaru średniego i małego biznesu. Tego dynamicznego sektora, który odpowiednio szybko reaguje na zmieniające się trendy i cykle koniunkturalne.
Z reguły staram się podawać przykłady z naszego polskiego podwórka. Polskojęzyczne, zagraniczne, mieszane. Takie, które są nowe, nieznane, są zaskakujące, inspirujące. Wierzę, że zawarte tu 500 nazw zainspiruje Cię i wciągnie w wir twórczej pracy.
Jeśli formularz nie wyświetla Ci się, kliknij na ten link (pobieram e-booka), zostaniesz przeniesiony/a na kolejną stronę.
I na koniec. Jeśli uważasz tę darmową książkę za wartościową będzie mi bardzo miło, gdy postawisz mi kawę.