Niewątpliwie mocne wejście leku na potencję Viagra (wyjaśnienie o tym dlaczego Viagra jest niebieska jest tutaj Why Viagra is blue) w 1998 roku otworzyło nową kategorię leków dla mężczyzn z zaburzeniem erekcji, ale przede wszystkim sprawiło, że temat impotencji przestał być wstydliwy. Dosyć szybko pojawili się konkurenci, odpowiednio Levitra i Cialis, leki o zbliżonym działaniu do Viagry. Ta trójka stała się liderami rynkowymi, jednakże z roku na rok miała za sobą coraz liczniejszą grupę generyków, których liczba osiągnęła masę krytyczną w 2013. To właśnie wtedy wygasł patent na Viagrę w Europie otwierając tym samym rynek dla leków tańszych, mniej lub bardziej skutecznych.
W każdym razie, z punktu widzenia marketingowca w kategorii leków wspomagających libido większa ilość marek spowodowała, że komunikacja adresowana nie tylko do płci męskiej stała się urozmaicona. Bo jak tu nie odnieść się do wyzwania stworzenia nazwy dla leku na potencję? Część z nich „mówi” wprost o swoim przeznaczeniu, część z nich subtelnie nawiązuje do oczekiwanego efektu, jeszcze inne wpływają na męskie ego. Penetrując polski rynek mamy szerokie spektrum nazewnictwa marek, a wśród nich takie rodzynki jak:
• Androvit
• Braveran
• Clavin
• Erekton
• FaluMax
• Hasta Man
• IronTest
• Liderin
• Penigra
• Permen
• Promen
• Stimea
• Stymen
• Tribestan
• Viagra
• Vitasteron
Nie jest to pełna lista nazw leków na potencję. Jednakże pokazuje kreatywność nazewnictwa tychże produktów odnoszących się do efektu, wrażeń, oczekiwań, podnoszących męskie ego, spełniających pokładane nadzieje. Nazwy te czerpią inspiracje z różnych języków. Są również i takie, które nieświadomie wykorzystują wyraz istniejący w odległym języku. Przykładowo, takie słowa jak andro (łac. męski), hasta (hiszp. w górę), tribe (ang. plemię, ród), brave (ang. odważny), permanent (ang. stały, trwały) ściśle nawiązują do tej kategorii.
A jak odnieść się do elementów wyrazowych mających swoje znaczenie w językach orientalnych? Wyraz Derin w języku tureckim oznacza: głęboki, zawiły, a słowo permen w języku indonezyjskim oznacza cukierek, słodycze. Nijak się ma słowo clavi, które po łacinie oznacza paznokcie.
Niesugerowanie się niebranżowym znaczeniem słów w orientalnych językach ma swoje uzasadnienie. Szkoda jest tracić dobry pomysł na nazwę sugerując się jej brzmieniem w obcych językach, szczególnie jeśli marka ma zamiar funkcjonować na ograniczonym obszarze geograficznym. Jeśli marka będzie działała na swoich lokalnych rynkach, jeśli będzie właściwie spełniała swoją funkcję, i jeśli będzie posiadała swoich wiernych fanów, będzie lubiana i pożądana, może nazywać się na swój własny unikalny sposób. W namingu liczy się to, aby przestrzegać podstawowego kanonu kultury biznesowej, czyli:
• nie obrażać uczuć religijnych,
• nie nawiązywać do polityki,
• nie ośmieszać ludzi chorych i upośledzonych,
• nie kopiować stylu komunikacji marketingowej,
• a przede wszystkim odróżniać się od bezpośredniej konkurencji.
Głównym arbitrem sukcesu jest Rynek. To on weryfikuje czy marka komunikuje się w jasny i czytelny sposób, czy posiada swój unikalny styl, czy ma to coś w sobie co ją wyróżnia, co powoduje że osiąga pokładane w niej nadzieje.
Wiele z tych nazw z niczym mi się nie kojarzy, a pewnie nie szukałabym ich znaczenia w słownikach, wiec właściwie są mi obojętne, ale nazwa Penigra jest dla mnie nie do przyjęcia. Kojarzy mi się z jakąś chorobą. Już sobie wyobrażam jak słyszę dwóch kumpli, z których jeden mówi: „dostałem wczoraj penigrę”. Z pewnością pomyślałabym, że to jakaś wysypka, albo co gorsza choroba weneryczna….